REKLAMA

Ten (neo)western ominął polskie kina i trafił do streamingu. Ogląda się go jak filmy braci Coen

Nie lubimy sytuacji, w których na filmy musimy długo czekać. Zachwycamy się nimi podczas, gdy widzowie w Stanach Zjednoczonych dawno zdążyli o nich zapomnieć. Tak właśnie dzieje się z "Ostatnim przystankiem w hrabstwie Yuma". Produkcja przed chwilą zadebiutowała w naszym kraju na platformie Max.

western max co obejrzeć ostatni przystanek w hrabstwie yuma opinie
REKLAMA

Nic dziwnego, że "Ostatni przystanek w hrabstwie Yuma" ominął polskie kina. Nawet w Stanach Zjednoczonych film trafił do bardzo ograniczonej dystrybucji na wielkich ekranach. Jednakże w dystrybucji cyfrowej pojawił się jeszcze w maju zeszłego roku. U nas do tej pory nie dało się go legalnie obejrzeć. Na szczęście wreszcie możemy nadrobić tę zaległość. Na pewno warto to zrobić, bo mówimy o produkcji nietuzinkowej, przywodzącej na myśl twórczość największych tuz postmodernizmu.

"Ostatni przystanek w hrabstwie Yuma" ogląda się niczym zagubiony film braci Coen. W końcu mamy tu lubiany przez nich prowincjonalny setting, klaustrofobiczny klimat i stopniowe narastanie przemocy. A do tego wszystko zaczyna się od punktu wyjścia rodem z ich debiutu "Śmiertelnie prostego". W końcu to opowieść o ludziach wplątanych w zbrodnię.

REKLAMA

Ostatni przystanek w hrabstwie Yuma - co obejrzeć w weekend?

Fabuła przenosi nas do malowniczych lat 70., dzięki czemu twórcy mają okazję pobawić się nieco stylistyką. Film wygląda wręcz obłędnie, gdy scenografią, rekwizytami i kostiumami odtwarzają nieistniejący już świat. Uwodzą retroklimatem, zamykając całą dekadę w pigułce - a raczej jadłodajni. To jest główne miejsce akcji, przez które przewijają się kolejni goście. Stają się oni ofiarami dwójki bezwzględnych rabusiów. Wszyscy utknęli na tym pustkowiu, bo pobliska stacja benzynowa "wyschła" i teraz muszą czekać na dostawę benzyny. A ta ciągle się opóźnia.

Jedno miejsce akcji, garstka bohaterów, a jednak napięcie sięga zenitu. Reżyser i scenarzysta Francis Galluppi dobrze bowiem wie, jak zagęszczać od początku już napiętą atmosferę. Wykorzystuje w tym celu wiele westernowych tropów, doprawiając je elementami thrillera psychologicznego. Ta mieszanka eksploduje widzom w twarz za sprawą niejednoznacznych moralnie bohaterów, którzy posługują się językiem równie precyzyjnie co rewolwerami. Dzięki temu dialogi kąsają tu jak u Quentina Tarantino.

Jakość "Ostatniego przystanku w hrabstwie Yuma" powala tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę, że to dzieło debiutanta. Pomimo braku doświadczenia Galluppi w swoim pierwszym pełnym metrażu sprawnie operuje ciasną przestrzenią, tworząc duszny klimat i pewną ręką prowadzi swoich bohaterów, stawiając na moralną ambiwalencję. Wielu bardziej doświadczonych twórców nie dałoby sobie z tym rady, a on dorzuca do tego jeszcze duże dawki czarnego humoru. Dostajemy więc neowestern, jakiego, jakiego nie powstydziłby się Taylor Sheridan, gdyby miał choć odrobinę poczucia humoru.

"Ostatni przystanek w hrabstwie Yuma" to jeden z najmocniejszych i najciekawszych debiutów filmowych ostatnich lat. Lepiej obejrzeć go już teraz, póki jeszcze Galluppi wypuścił kolejnego tytułu, żeby polubić jego twórczość, zanim stanie się to modne. Tym bardziej że produkcja trafiła u nas od razu do streamingu i na platformie Max można się z nią zapoznać w ramach opłacanej subskrypcji, bez żadnych dodatkowych kosztów. Zrobi wam weekend jak złoto.

Więcej o nowościach Max poczytasz na Spider's Web:

"OSTATNI PRZYSTANEK W HRABSTWIE YUMA" OBEJRZYSZ NA:
Max
OSTATNI PRZYSTANEK W HRABSTWIE YUMA
Max
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-15T07:01:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-14T17:17:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-14T16:02:08+01:00
Aktualizacja: 2025-03-13T15:23:23+01:00
Aktualizacja: 2025-03-12T20:02:00+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA