Spośród wielu produktów spod znaku Gwiezdnych Wojen, które wypuszcza Disney, najbardziej czekam na wszelkie animacje. Forces of Destiny jest jednak wyjątkowa, bo będzie opowiadała o kobietach ze świata Star Wars.
Po bardzo nierównym serialu animowanym Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów i relatywnie świeżym Gwiezdne Wojny: Rebelianci wydawało się, że rysunkową galaktykę czeka stagnacja. I kiedy Piotr pisał o nadejściu Forces of Destiny, byłem przekonany, że w tej produkcji nie będzie nic porywającego. Trailer jednak zweryfikował moje obawy.
Jestem zachwycony animacją, która wygląda, jakby była tworzona ręcznie na kartce papieru. Kolory są rewelacyjnie nasycone, a kontrasty wyglądają prawie tak dobrze jak w BoJacku Horsemanie. Sposób przygotowania części wizualnej przywodzi mi na myśl to, w jaki zrealizowany został Samuraj Jack, którego wyróżniały statyczne i świetnie skomponowane tła. Nawet mało płynne ruchy postaci przywodzą na na myśl klasyczną animację i postrzegam je jako zaletę Forces of Destiny.
Nie ma tu śladu komputerowej animacji z Wojen Klonów z 2008 roku, która budziła mój wewnętrzny sprzeciw.
Filmowe uniwersum Gwiezdnych Wojen ma to do siebie, że przedstawia postacie w akcji i okrywa ich przeszłe przygody mgłą tajemnicy. Dopiero rozszerzając swoją wiedzę o dodatkowe książki i seriale, możemy poznać prawdziwą naturę wielu z nich. Tym bardziej cieszy mnie, że każdej z kobiet poświęcone zostanie kilka odcinków, które (siłą rzeczy) będą odbywały się w różnych okresach historii odległej galaktyki.
Serial będzie publikowany w serwisie Youtube.com i zadebiutuje już 3 lipca.
Dla porównania jeden ze zwiastunów Wojen Klonów.