REKLAMA

Do Netfliksa wjeżdża 3. sezon Pełniejszej chaty i przypomina mi o mojej wielkiej tragedii

Kiedy tylko zobaczyłem, że do Netfliksa powraca Pełniejsza chata (Fuller House), od razu przypomniała mi się moja życiowa tragedia i ze zdziwieniem stwierdziłem, że "to już rok"? 

fuller house 3 sezon
REKLAMA
REKLAMA

Okazuje się, że nie. Kolejny raz producenci Pełniejszej chaty zdecydowali się skrócić oczekiwanie do dziesięciu miesięcy, co w przypadku netfliksowych produkcji nie jest przecież problemem. Aha, gdyby ktoś był ciekawy tej mojej życiowej tragedii - ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Wbrew pozorom dla prawnika, blogera i generalnie osoby pracującej przy komputerze - jest to duży problem.

Relacjonowałem to nawet na Spider's Web w ramach ciekawego eksperymentu głosowego, obaliłem kilka mitów, a z depresji wyciągałem się, oglądając Fuller House. I Full House.

Nie patrzcie tak na mnie, ręka nie działała, nie było co robić. Zachęcony całkiem udanym drugim sezonem Fuller House, uznałem, że warto raz na zawsze rozprawić się z Pełną chatą. Pamiętałem tylko tyle, że w dzieciństwie - razem z moją mamą - byliśmy wielkimi fanami tego serialu. Ale że emitowała go telewizja, to - wiadomo - oglądało się wybiórczo i trudno nawet powiedzieć, czy wyemitowano wszystko, co trzeba.

Jeśli mam być szczery, miałem też dodatkowy powód. Lubię klimat amerykańskich produkcji filmowych i telewizyjnych z ostatnich dekad XX wieku. Wiecie - ten imperialny przesyt, gdy wiedzieli, że są najlepsi na świecie i byli przekonani, że to już nigdy nie minie. Jakoś to poczucie spokoju przekładało się też na atmosferę ich produkcji audiowizualnych. Może to brzmi strasznie głupio, ale tak to właśnie odbierałem.

Pełna chata po latach się broni, ale z trudem.

Mimo wszystko serial z perspektywy czasu okazał się być bardziej kinem familijnym, niż sitcomem w stylu Przyjaciół. Przyznam szczerze, że odcinki "leciały" sobie w tle, a ja jednak w pełni skupiałem się na umieraniu z powodu mojej bolącej ręki. A największą rozrywką było doczytywanie o dalszych losach bohaterów na Wikipedii. Wystalkowałem nawet słynny dom na Google Maps (a trochę się ukryli, musieli przemalować część otoczenia, bo turyści jego właścicielom nie dawali spokoju).

Były to bardzo ciekawe chwile, spędzone z internetowymi ploteczkami, quasipedofilskim skandalem z Alanis Morisette w tle, który położył karierę aktora odpowiadającego za serialowego Joeya Gladstone'a. Zdziwiłem się też, że mimo wszystko Bob Saget zrobił znacznie mniejszą karierę, niż podejrzewałem.

Jeśli mam być szczery... To właśnie netfliksowski Fuller House dostarczył mi większą przyjemność niż Pełna Chata. Choć przeważnie sequele (spin-offy?) są znacznie gorsze od oryginału (jeśli ktoś zastanawia się, skąd to zniesmaczenie na mojej twarzy na zdjęciu profilowym - ktoś właśnie przypomniał mi wtedy serial Joey), Pełniejsza Chata się broni. Doskonale konsumuje cały dorobek pierwowzoru, ożywia go i trzyma przynajmniej poziom poprzednika, a może nawet wyższy.

REKLAMA

Jeśli krytyczne opinie się pojawiają, to głównie za sprawą tego, że dziś mamy większy wybór. Poza tym typowy internauta nie do końca szuka familijnego sitcomu. Ale ja na pewno obejrzę trzeci sezon Fuller House i to nawet przy pełnej sprawności wszystkich kończyn. Może za sprawą sentymentu, a może jednak jakości (nie potrafię obiektywnie tego ocenić - wybaczcie), ale jest to pierwszy sitcom od wielu lat, od którego nie odbiłem się po pierwszym odcinku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA