REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD

Kultowa animacja w odświeżonej odsłonie wjechała na Disney+. Jak ja tęskniłem za tym humorem

To ta sama "Futurama", w której widzowie zakochali się jeszcze w 1999 roku i za którą tęsknili przez ostatnie 10 lat. Wszystko oczywiście zostało podrasowane, aby wpisywało się we współczesne standardy. Dzięki temu satyra z mocą "Czarnego lustra" uderza w medialną rzeczywistość ery streamingu, a błyskotliwy żart ciągle mieni się niczym zęby Bendera.

24.07.2023
17:03
futurama nowe odcinki disney recenzja
REKLAMA

To nie jest pierwszy powrót "Futuramy". Pięć lat po tym, jak Fox postanowił serial skasować, nowe odcinki do 2013 roku powstawały pod batutą Comedy Central, a w międzyczasie pojawiło się jeszcze kilka filmów pełnometrażowych. Słowem: idzie się w tym wszystkim pogubić. Dla ułatwienia Hulu postanowiło wydać nową odsłonę kultowego serialu animowanego jako po prostu sezon 11. Dobra decyzja, bo to przecież bezpośrednia kontynuacja losów Fry'a i jego przyjaciół. Do futurystycznego świata z nową energią ponownie zabiera nas twórca oryginału Matt Groening i dobrze nam już znana obsada.

Akcja 11. sezonu "Futuramy" kończy się dokładnie tam, gdzie skończyła poprzednia odsłona animacji. Profesor Farnsworth ratuje Fry'a i Leelę, których mocno już nadszarpnął ząb czasu, podczas gdy świat od wielu lat stoi w miejscu. Dzięki naukowcowi wszystko wraca do normy i bohaterowie lądują w 3023 roku. Fry'a przeraża, że pomimo upływu lat wciąż niczego nie osiągnął, dlatego postanawia to zmienić. Niby chce zrobić coś znaczącego, ale zbyt rozgarnięty to on nie jest, więc ku dezaprobacie przyjaciół decyduje się obejrzeć wszystkie seriale, jakie kiedykolwiek powstały. Telelibacja (binge-watching) zmienia się jednak w walkę o życie.

REKLAMA

Futurama - recenzja nowego odcinka kultowego serialu

Fenomen "Futuramy" nigdy bezpośrednio nie wynikał z jej głupkowatego humoru (a przecież go nie brakuje), tylko z faktu, że kolejne żarty trafnie puentowały otaczającą nas rzeczywistość. Nie inaczej dzieje się w tym wypadku, bo Groening wykorzystuje pierwszy odcinek 11. sezonu produkcji, aby ponabijać się tak z samych platform streamingowych, jak i ich umiłowania do odświeżania zakurzonych produkcji. Dzięki temu otrzymujemy coś w stylu "Joan jest okropna" z antologii "Czarne lustro", tylko podane z emfazą "Spoza układu".

Futurama - Disney+

Groening wciąż może pochwalić się ostrym satyrycznym pazurem i sprawny zmysł obserwacji otaczającego nas świata. Żarty w stylu padających na pysk scenarzystów i aktora ściąganego z samego piekła, aby wrócił do swojej dawnej roli, bezpośrednio odnoszą nas do trwających właśnie w Hollywood strajków, wynikających przecież po części z wyzysku w branży streamingowej. Nie brakuje też nabijania się z wszechmocy algorytmu, bo przecież włodarze Fulu (hehe) decydują się odświeżyć serial, tylko dlatego, że nagle skaczą słupki sprzedażowe jego merchandisingu. Ta cała uderzająca nas z ekranu ironia, ma więc niebezpiecznie aktualny posmak.

Czytaj także:

REKLAMA

Nowa "Futurama" robi to, co zawsze wychodziło jej najlepiej. Podstawia nam pod nos krzywe zwierciadło i każe śmiać się z otaczającego nas świata. Fani oryginału poczują się tu bardzo swojsko i co najwyżej mogą narzekać na lekki niedobór Bendera, ale liczę, że w przyszłości twórcy nam to wynagrodzą. Za wcześnie jeszcze jest, żeby ocenić, czy w 11. sezonie odnajdą się osoby, które swoją przygodę z serialem dopiero zaczynają. Według zagranicznych recenzji, w kolejnych odcinkach pojawia się problem pod postacią napiętrzenia inside joke'ów. Łatwo da się go jednak przeskoczyć telelibacją dotychczasowych odsłon produkcji, na co po udostępnionym właśnie na Disney+ epizodzie, na pewno najdzie was ochota. Pamiętajcie tylko, żeby robić to z głową, tak jak radzi Fry w scenie na napisach końcowych.

Pierwszy odcinek 11. sezonu "Futuramy" już na Disney+. Kolejne będą pojawiać się co tydzień w poniedziałki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA