Czy w Polsce też szykuje się strajk scenarzystów? "Podobnie jak w Ameryce, streaming dużo u nas zmienił"
2 maja 2023 roku - ta data przejdzie do historii. To wtedy bowiem rozpoczął się kolejny już w historii strajk amerykańskich scenarzystów. Dlaczego się zbuntowali? Wszystko przez streaming, który - jak sami uważają - żeruje na ich pracy. Porozmawialiśmy z przedstawicielem zawodu w Polsce, aby sprawdzić, czy na naszym rynku sytuacja wygląda podobnie.
Amerykańskiej Gildii Scenarzystów (WGA) nie udało się w tym roku dojść do porozumienia ze stowarzyszeniem producentów Alliance of Motion Picture and Television Producers (AMPTP). Ogłosiła więc strajk, który trwa już od miesiąca i nie zapowiada się, żeby miał w najbliższym czasie dobiec końca. Scenarzyści buntują się, bo czują się wykorzystywani przez platformy streamingowe, a rozwój technologiczny zachwiał poczuciem ich bezpieczeństwa. Jak ich postulaty mają się do sytuacji kolegów po fachu w Polsce?
Strajk WGA - o co walczą amerykańscy scenarzyści?
Adam Cioczek działa w branży scenariopisarskiej od ponad 15 lat i jest członkiem Gildii Scenarzystów Polskich. Wraz z Robertem Ziębińskim napisał scenariusz do filmu "The End", a prócz tego pracował m.in. przy serialach "Nieobecni", czy "Ojciec Mateusz" i prowadzi program "Czas na klaps". Znalazł chwilę, aby opowiedzieć nam, dlaczego WGA wszczęło strajk i jak postulaty amerykańskiej gildii mają się do kondycji jego zawodu w Polsce. Czy u nas też może dojść do buntu, który wstrzyma produkcję filmową i telewizyjną?
Czytaj także:
- Zebraliśmy seriale wstrzymane przez strajk scenarzystów. Ucierpi nie tylko 5. sezon "Stranger Things"
- Wy też powinniście kibicować strajkującym scenarzystom. Nawet jeśli będzie was to kosztować ulubiony serial
- Jest tak źle, że nawet Michael Myers przyszedł na protest. Tak strajkują scenarzyści horrorów
Rafał Christ: Czy tego strajku można było uniknąć?
Adam Cioczek: Ten strajk nie wziął się znikąd, ryzyko, że wybuchnie, było już w 2017 roku. Wtedy jednak konflikt między WGA a AMPTP udało się zastopować. Temat powrócił w 2020 roku, czyli w czasie pandemii. To była trudna sytuacja dla całej branży filmowej, więc scenarzyści obawiali się o swoje posady. W tym roku ponad 97 proc. członków amerykańskiej gildii stwierdziło, że trzeba strajkować. To klasyczny efekt kuli śnieżnej. Warunki pracy scenarzystów wciąż się nie poprawiały, a przynajmniej nie w wystarczającym stopniu, przez co postanowili się zbuntować. Od dawna czują się wykorzystywani i dotknięci zmianami, jakie zaszły w obszarach dystrybucji filmowej i serialowej z powodu dynamicznego rozwoju streamingu. Mają konkretne postulaty, wiedzą, że walczą o swoją przyszłość.
Dla przeciętnego widza strajk scenarzystów oznacza co najwyżej, że 5. sezon „Stranger Things” zobaczy później, niż było to planowane. Z jego perspektywy postulaty WGA to pazerność, przez którą nie może obejrzeć ulubionego serialu. Czemu miałby je popierać?
Trzeba mieć świadomość, jak wygląda specyfika zawodu scenarzysty i jak mocno wpłynął na nią rozwój streamingu. W tym strajku chodzi oczywiście o wynagrodzenia, bo zarobki w streamingu są niższe niż w tradycyjnej telewizji. WGA w swoich postulatach zwraca uwagę, że nawet doświadczeni scenarzyści dostają minimalne stawki, a przecież koszty życia stale rosną. To wszystko to jednak tylko wierzchołek góry lodowej.
Proces pisania scenariusza nie polega na tym, że pisze się odcinek przez siedem dni, zapomina się o nim i rozpoczyna pracę nad kolejnym. Czasami nad jednym epizodem można pracować miesiącami, bo etap poprawek może znacząco się wydłużać. Zapłatę dostaje się dopiero po całkowitym zaakceptowaniu tekstu. Wynagrodzenia za kolejne rundy poprawek oczywiście nikt nie przewiduje. Po zakończeniu pracy nad jednym sezonem scenarzyści odliczają czas do preprodukcji kolejnej odsłony danego tytułu. Naturalnie w międzyczasie w finansach robi się poważna wyrwa. Z tego powodu WGA walczy o wyższe tantiemy ze streamingu, które stanowią wynagrodzenie uzupełniające w czasie przestojów w zarobkach bieżących. Tantiemy to cywilizacyjny standard i niezwykle istotna kwestia dla twórców na całym świecie.
Pamiętajmy również, że kiedyś sezony seriali liczyły więcej odcinków, co przekładało się na większą zasobność portfela scenarzystów. Teraz widzowie patrzą na serial, który ma sześć albo osiem epizodów i zacierają ręce, bo mogą go obejrzeć za jednym zamachem. Dla scenarzysty wiąże się to natomiast z mniejszymi zarobkami i niepewnością jutra. W ramach cięcia kosztów regularnie zmniejsza się bowiem liczbę osób w tzw. writer’s roomach, gdzie scenarzystki i scenarzyści opracowują koncepcję serialu, tworzą bohaterów itd. Problemem są jeszcze umowy śmieciowe, przez co punktem zapalnym okazują się składki zdrowotne i emerytalne. Ponadto w postulatach amerykańskich scenarzystów pojawia się konieczność prawnego uregulowania kwestii związanych z ekspansją sztucznej inteligencji. To wszystko najlepiej pokazuje, że rozwój technologiczny nie tylko obniżył zarobki scenarzystów, ale też zachwiał ich poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.
Streaming a sprawa Polska
Adam Cioczek - fot. Karolina Wydryszek
Jak te wszystkie problemy mają się do obecnej sytuacji scenarzystów w Polsce?
Nie będę tutaj nawet udawał, że rynek polski to lustrzane odbicie amerykańskiego. WGA zrzesza około 20 tys. osób, w Gildii Scenarzystów Polskich jest nas nieco ponad setka, więc rozbieżność skali jest ogromna. Różnica jest więc przede wszystkim taka, że u nas ten rynek jest relatywnie mały. Mimo wszystko podobnie jak scenarzyści amerykańscy odczuliśmy duże zmiany, jakie przyniósł ze sobą streaming. Na swój sposób oczywiście.
U nas wygląda to tak, jak w każdym innym zawodzie – jedni radzą sobie lepiej, drudzy gorzej. Znam scenarzystów i scenarzystki w bardzo trudnej sytuacji finansowej, znam takich, którzy radzą sobie znakomicie i świętują sukcesy, u jeszcze innych okresy hossy przeplatane są flautą. Wiele tak naprawdę zależy od okresu i szczęścia, bo to nie zawsze jest kwestia tylko warsztatu, talentu, umiejętności pisania. Trzeba jeszcze potrafić przekonać do siebie ludzi, wypracować kontakty i uzbroić się w cierpliwość, kiedy czeka się na start danego projektu. Ratunkiem bywają seriale codzienne, które dają perspektywę zarobku na najbliższe miesiące.
Wcześniej tradycyjny, czyli telewizyjny rynek serialowy obfitował w tak zwane „tasiemce”, które trwały w nieskończoność. Pisanie „Klanu”, czy „M jak Miłość”, o ile współpraca przebiegała pomyślnie, było szansą na perspektywiczny dochód. Te produkcje, które powstają teraz dla Canal+, Netfliksa, czy HBO zamykają się w kilku odcinkach i nie ma pewności, czy 2. sezon w ogóle powstanie. Są to tak zwane seriale premium, co całe szczęście wiąże się z satysfakcjonującym wynagrodzeniem za poszczególne odcinki, ale drugą stroną medalu jest brak tantiem. Dlatego Stowarzyszenie Filmowców Polskich i środowiska twórcze od dawna walczą o tantiemy z internetu. Unia Europejska wydała odpowiednią dyrektywę DSM przyjętą już przez wiele innych państw np. Słowenię, Belgię, Holandię, Szwajcarię, a w Hiszpanii, Włoszech, czy Francji znacznie wcześniej wypłacało się wynagrodzenia ze streamingu. Dyrektywa obliguje kraje członkowskie do zapewnienia twórcom systemowych tantiem z internetu. Nasz kraj ma już dwuletnie opóźnienie, projekt ustawy powstał, ale do tej pory niestety nie weszła ona w życie. Komisja Europejska skierowała przeciwko Polsce skargę do Trybunału Sprawiedliwość Unii Europejskiej w tym temacie. Cała sytuacja budzi w nas twórcach coraz większy niepokój.
Powstała nawet specjalna strona nawołująca do działania w sprawie wdrożenia dyrektywy o prawie autorskim na rynku cyfrowym, z której dowiemy się, że rynek VOD w Polsce osiąga przychody w wysokości 2,3 mld zł, z czego na tantiemy dla twórców przeznacza się okrągłe zero.
W tym wszystkim chodzi tak naprawdę o sprawiedliwy podział zysków. Świat się zmienił, cyfryzacja postępuje, Unia Europejska chce, by prawa poszczególnych krajów nadążały za zmianami technologicznymi. Będzie to miało kolosalny wpływ na przyszłość zawodów kreatywnych. Polscy twórcy otrzymują przykładowo wynagrodzenie za wyświetlanie ich filmów na hiszpańskim Netflixie. Dlaczego nie mogą zarabiać z tytułu wyświetleń na polskim rynku, gdzie rodzime filmy tak chętnie są oglądane? Rynek VOD w każdym kraju na świecie osiąga ogromne przychody i taka ustawa gwarantuje twórcom sprawiedliwe wynagrodzenia z racji eksploatacji danej produkcji w internecie. Podkreślam: twórcom, bo nie chodzi tu tylko o scenarzystów. Za filmy i seriale odpowiadają przecież osoby z różnych pionów – reżyserzy, kompozytorzy, operatorzy, aktorzy itd. Dyrektywa DSM obliguje streamerów do dzielenia się z nimi zyskami. Tylko tyle i aż tyle.
Czy wprowadzenie tej dyrektywy w jakikolwiek sposób może odbić się na użytkownikach platform VOD? Chociażby poprzez podniesienie cen subskrypcji.
Takie obawy są całkowicie bezpodstawne. Często słyszymy, że to jest forma podatku, a przecież nie mówimy tu o opłatach, które miałyby wychodzić z kieszeni obywateli. Zwróćmy uwagę, że w naszym kraju już w 2020 roku została wprowadzona opłata audiowizualna, zobowiązująca dostawców VOD do wpłaty 1,5 proc. przychodów na rzecz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Wtedy ceny subskrypcji nie wzrosły. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Poza tym tantiemy są opodatkowane. Jeśli ustawa wejdzie w życie, każdy twórca będzie musiał odprowadzić podatek, który zasili polską gospodarkę. Zyskają twórcy i państwo.
Dlaczego tantiemy ze streamingu są ważne dla twórców?
Parę lat temu odbywała się już dyskusja na temat wynagrodzeń twórców seriali eksploatowanych na platformach VOD, którą zainicjował scenarzysta „Rancza”, a potem przyłączyli się do niej grający w serialu aktorzy. W odpowiedzi Netflix wprowadził premie za wysokie wyniki oglądalności dla osób zaangażowanych w dane produkcje.
Czytaj także:
Ale to nie jest rozwiązanie systemowe. To, co wprowadził Netflix działa na zasadach klauzuli bestsellerowej czy też success fee, których wypłaty uzależnione są od ustalonego pułapu oglądalności. Pojedynczemu twórcy trudno jest zweryfikować, czy dany serial miał tysiąc wyświetleń, czy milion, a to uniemożliwia mu tak naprawdę walkę o swoje pieniądze. Dlatego Związek Autorów i Producentów Audiowizualnych ciągle powtarza, że potrzebujemy systemowych, transparentnych rozwiązań, takich jak ustawowo wprowadzone tantiemy. Nie próbujemy wymyślać koła na nowo. Chcemy tylko, żeby w streamingu obowiązywały te same zasady, które od lat obejmują klasyczną telewizję.
W telewizji – i to niezależnie od tego, czy serial powstał dla Polsatu, TVN-u, czy jeszcze innej stacji – za każdy odcinek scenarzysta otrzymuje tantiemy. Tantiemy z kin uzależnione są od frekwencji. Jeśli film jest grany krótko i nie osiąga sukcesów komercyjnych, diametralnie obniża to zysk dla twórcy. Chcę przez to powiedzieć, że za wyłączeniem jedynie streamingu na każdym innym obszarze eksploatacji tantiemy funkcjonują na zasadach transparentnych, przejrzystych i uczciwych. Przecież nawet właściciele hoteli zobowiązani są do odpowiednich opłat za granie utworów muzycznych.
Czemu w Polsce jest taki problem z wprowadzeniem dyrektywy DSM?
Sam nie jestem w stanie tego zrozumieć. Wcześniej podałem tylko kilka przykładów krajów, gdzie tantiemy z internetu są wypłacane. Najlepiej z ich wprowadzeniem poradziła sobie Hiszpania, Włochy, Francja i Estonia, czyli państwa, w których kulturę ceni się i szanuje. U nas o kulturze co najwyżej ładnie się mówi. Myślę, że to wszystko zależy od polityków – od ich dobrej woli lub jej braku. Chciałbym, żeby rządzący uświadomili sobie, jak ta ustawa jest istotna dla przyszłości twórczych zawodów. Jeśli ustawy nie ma, nie ma podstawy prawnej, by streamerzy uiszczali opłaty. Wszystko więc zależy od prawodawców.
Temat streamingu i wynagrodzeń za eksploatację danych tytułów mamy omówiony, ale w postulatach WGA pojawia się jeszcze jeden ważny wątek, o którym pan już nawet wspomniał. Chodzi mianowicie o sztuczną inteligencję. Jakie zagrożenia wiążą z jej rozwojem?
Jako Gildia Scenarzystów Polskich wydaliśmy już oświadczenie w tej sprawie, w którym wspominamy, że potrzebne są – znowu – rozwiązania systemowe, nakazujące oznaczać utwory stworzone przez najpopularniejszy aktualnie algorytm na świecie, czyli ChatGPT. Chodzi o to, żeby nie dopuścić do zatarcia granicy między człowiekiem a sztuczną inteligencją. Widz musi mieć świadomość, od kogo pochodzi obejrzane przez niego dzieło – czy napisał je człowiek, czy wygenerował program. Regulacje prawne powinny nadążać za rzeczywistością, bo rozwój technologiczny przyśpieszył i zaskoczył nas wszystkich.
Potrzebujemy przejrzystych regulacji, żeby twórcy mieli zapewnione podstawowe prawa. Trzeba po prostu grubą kreską oddzielić wytwory człowieka od wytworów sztucznej inteligencji. Dyskusję trzeba prowadzić już teraz, gdyż mam wrażenie, że zaraz możemy się w tym wszyscy pogubić. W przypadku tantiem z internetu i sztucznej inteligencji problem ma tak naprawdę wspólny mianownik – jeśli prawo nie nadąży za rozwojem technologicznym, możemy obudzić się w bardzo smutnej i wypełnionej chaosem rzeczywistości.
Czy w Polsce też szykuje się strajk scenarzystów?
Czyli te wszystkie problemy amerykańskich scenarzystów mają odbicie również w Polsce. Zapytam więc wprost: czy u nas też szykuje się strajk?
Popieramy i solidaryzujemy się ze scenarzystami amerykańskimi. Dotyczy to całej Europy. Niedawno był zjazd w Brukseli pod szyldem FSE, czyli federacji zrzeszającej europejskie gildie scenarzystów. Czuć było olbrzymią solidarność ze strajkującymi Amerykanami, ale także realna wsparcie. Bo przecież Brytyjczycy mogliby teoretycznie kontynuować prace nad scenariuszami produkcji, które Amerykanie przestali teraz tworzyć. To się nie stanie, na tym właśnie polega solidarność. Trzymamy kciuki za kolegów zza oceanu i pomyślne zakończenie strajku.
My na pewno także mamy swoje problemy. W Polsce różnie bywa z umowami, które nie zabezpieczają interesów scenarzystów i różnie też niestety bywa z płatnościami – problem z dotrzymywanie terminów płatności nie jest nam obcy. Musimy mówić o tym wszystkim głośno, walczyć o etyczne standardy współpracy. To jest jedno. Druga sprawa to problem niewymieniania scenarzystek i scenarzystów w recenzjach, zapowiedziach, trailerach filmów, czy seriali. To trochę tak jakbyśmy poszli na wystawę obrazów do galerii i przy wiszącym płótnie zobaczyli puste miejsce przy nazwisku twórcy. Każdy film zaczyna się przecież na papierze. Jest takie powiedzenie - dopóki scenarzysta nie skończy swojej pracy, nikt inny nie może tej pracy kontynuować. Fajnie, gdyby w ramach tak zwanej odpowiedzialności społecznej, zaczęto wymieniać nazwiska scenarzystek bądź scenarzystów w przestrzeni publicznej. Nie chodzi tu o prężenie muskułów, czy pokazywanie, że scenarzyści są ważniejsi od innych twórców. Kompletnie nie o to chodzi w tej dyskusji. Chodzi o ukłon w stronę człowieka, który spędził miesiące a najczęściej lata nad wykreowaniem historii, którą potem widzowie oglądają w kinach, czy na ekranach. Ma to również walor edukacyjny – większość ludzi w Polsce myśli aktualnie, że scenarzysta to osoba, która zajmuje się filmową scenografią. Czy nie warto tego zmienić?
Czy będzie strajk? Zobaczymy, co przyniesie życie. Nie wydaje mi się jednak, żeby teraz do niego doszło. Wśród polskich twórców coraz głośniej się mówi o tantiemach ze streamingu i zagrożeniach związanych ze sztuczną inteligencją, więc to są gorące tematy i mam cichą nadzieję, że nasze prawo w końcu nadąży za otaczającą nas rzeczywistością. Odnoszę wrażenie, że przyszłość zaczyna się dzisiaj.
*Zdj. główne: screen z dostępnego na YouTube wideo: "Financial fallout of writers' strike spreads beyond studios"