REKLAMA

Gulczas, nie myśl już więcej

Patrząc na tę ciekawostkę sprzed lat, ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że to tylko zabytek czasów kiedy taki szmelc wywoływał u ludzi poważne emocje. Kuriozalne, ale wciąż całkiem ciekawe doświadczenie

Gulczas, nie myśl już więcej
REKLAMA
REKLAMA

Dzisiaj można już o tym zapomnieć, ale kiedy Big Brother pojawił się pierwszy raz w Polsce, nie można było otworzyć lodówki bez słuchania opowieści o bohaterach tego reality show. Ten program sam z siebie zrodził kilka garści krótkotrwałych celebrytów i gwiazd - O większości już zapomnieliśmy, ale niektórzy z nich wciąż - niestety - gdzieśtam się przewijają. I nie chce tutaj dać żadnego drętwego tekstu o społecznej potrzebie podglądactwa czy czegoś w tym guście - show był jaki był, był czymś nowym w telewizji i popularność była przez to jakoś uzasadniona. Było to też odrobinę fascynujące, bo Jerzy Gruza postanowił zarobić trochę pieniędzy na tym trendzie i wyprodukować film, który nie ma nic spólnego z samą ideą programu, ale wystąpią w nim wszyscy jego uczestnicy. Czemu nikt nie wpadł na to przy Familiadzie?

Film był już nienawidzony z każdej strony i krytykowany za każdą beznadziejną scenę, ale nie jest przecież tak, że ktoś oczekiwał że coś zatytułowane “Gulczas, a jak myślisz” będzie jakimś kolejnym “Człowiekiem z Marmuru”. Nikt nawet nie oczekiwał, że będzie średnie. Błyskawiczna produkcja, z większością obsady nie mającą bladego pojęcia o aktorstwie i obrazem robiącym wrażenie kręconego na budżecie mniejszym niż przeciętny odcinek tegoż programu telewizyjnego. Reżyser musiał zdawać sobie sprawę, że robi kompletny szmelc. Jedyny gatunek, w którym podobne przedsięwzięcie mogłoby się udać, to horror, bo w slasherach i tak zazwyczaj grają amatorzy i debiutanci (także, robi się je tanio i szybko) - ale wtedy producent straciłby pieniądze na tych wszystkich dzieciach, które oglądały show.

gulczas2
REKLAMA

Dostaliśmy komedię. zabawną, do tego. Zazwyczaj z kompletnie nieintencjonalnych powodów, ale potrafię sobie wyobrazić wspólne oglądanie Gulczasa i masę zabawy przy tym. Szczególnie, jeśli wszyscy byliby pijani. Tak czy siak - film ma za dużo wątków, żeby którykolwiek z nich stał się interesujący. Po pierwsze mamy Janusza Rewińskiego, który nie chce, żeby jego córka wyszła za pracownika stacji benzynowej (z którym ucieka). Po drugie, jest gang motocyklowy Klaudiusza i Gulczasa. Jest też wątek aktorki, co nie chce grać, ze względu na reżysera (o ironio). Przewija się jeszcze Rudi Schubert jako szef kartelu narkotykowego (???). A, i jest jeszcze Jerzy Gruza, który podróżuje ze swoim niemym, o połowę młodszym, wiecznie zalanym... przyjacielem, z którym dzieli jeden, naprawdę męczący dowcip.

Wiecie co? Ten film nie jest taki zły, jak nam się kiedyś zdawało. Jeśli czyta to jakiś dystrybutor, może nawet wkleić to jako cytat na okładkę: “Gulczas nie jest tak kompletnie beznadziejny jak wszyscy mówią”. Same pomysły, sposób w jaki aktorzy zostali dobrani - przypomina mi to wszystko szkolne filmy, albo czołówkę do czyjegoś nagrania ze studniówki. I w takich kategoriach - widziałem dużo gorsze. To okropny film, zrobiony tylko i wyłącznie dla wielkich fanów show... i nikt go nie powinien oglądać poza wielkimi fanami. Ale nigdy “Gulczas...” nie obrażał mojej inteligencji przez samo istnienie, więc siłą rzeczy muszę postawić go wyżej niż “Kac Wawę” czy “Wyjazd Integracyjny”. Czasami warto zobaczyć nawet te najgorsze filmy, bo tylko wtedy można docenić coś świeżego i obiecującego. Dla ciekawych – film dostępny za darmo na VOD

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA