REKLAMA

Aktor grający Jar Jar Binksa chciał popełnić samobójstwo. Powodem hejt fanów Gwiezdnych wojen

Gwiezdne wojny są tak uwielbianą marką, że praktycznie każdy kolejny film z serii wywołuje lawinę krytyki. To całkiem zrozumiałe, bo nie wszystkim zagorzałym fanom muszą podobać się kolejne decyzje twórców. Jednak niektórzy ostro przeginają w demonstracji swojego niezadowolenia. Bo jak inaczej nazwać hejt i rozmaite groźby pod adresem osób, które nawet nie miały wpływu na fabułę?

Gwiezdne wojny od lat mają psychofanów. Odtwórca roli Jar Jara miał tego dość
REKLAMA
REKLAMA

Gdyby zorganizować ranking najbardziej denerwujących postaci w historii kina, to Jar Jar Binks z pewnością mógłby znaleźć się w czołówce zestawienia. Przedstawiciel rasy gungańskiej był źródłem idiotycznych tekstów, dziecinnego zachowania i ogólnego kręcenia głową w niedowierzaniu, że ta postać pojawia się w tym samym filmie, co Obi-Wan czy Qui-Gon Jinn.

Gdy światło dzienne ujrzały Gwiezdne Wojny: Część I – Mroczne widmo, bardzo mocno dostało się Ahmedowi Bestowi, odtwórcy roli Jar Jara.

Jego występ w drugiej trylogii ściągnął na niego masę tego, co dziś nazywamy hejtem. Media i widzowie nie zostawili na aktorze suchej nitki. Co ciekawe, nie skupiano się na jego kreacji (gra głosem jest przecież obiektywnie dobra) i jakiejkolwiek konstruktywnej krytyce, tylko na charakterze samej postaci. Problem w tym, że to nie Best stworzył Binksa. Oczywiście Lucasowi także się oberwało, jednak twórca sagi zdołał schronić się w cieniu aktora wcielającego się w niepopularną postać. Hejt wobec Besta był jednak tak silny, że ten rozważał odebranie sobie życia.

W tym przypadku wyraźnie przekraczamy granicę pomiędzy krytyką, a chamstwem i bezmyślnością.

Oczywiście, nikt nie ma wpływu na to, że druga osoba może być mniej odporna psychicznie na negatywne komentarze pod swoim adresem. To jednak nie jest powód czy usprawiedliwienie, by wylewać je w takiej ilości, jak w przypadku Jar Jar Binksa. Jakiekolwiek prywatne wycieczki czy w ogóle groźby są po prostu nie do przyjęcia.

Niestety, Gwiezdne wojny znają więcej przypadków nagonki na aktorów. Jake Lloyd, czyli odtwórca roli kilkuletniego Anakina, z powodu swojego występu był nawet dręczony w szkole. Dokuczliwe uwagi rówieśników skutkowały tym, że aktor prawie zrezygnował z dalszych występów (ostatecznie pojawił się jednak jeszcze w dwóch produkcjach).

Gwiezdne wojny hejt class="wp-image-178744"

Z kolei Kelly Marie Tran, która w Ostatnim Jedi wcieliła się w Rosie, spotkała się z rasistowskimi atakami na swoją osobę. Ich powodem była kreacja, którą wielu uznało za kompletnie niepotrzebną i nudna postać. Jednak obrażanie aktorki, która się w nią wcieliła, to kompletny absurd. I to może nawet większy niż w przypadku Besta, skoro zwraca się uwagę na kolor skóry czy pochodzenie Tran. Hejt na aktorkę był tak duży, że ta zlikwidowała wpisy na social mediach.

Ostatni Jedi spowodował także lawinę hejtu pod adresem reżysera i ekipy producenckiej.

Pogróżki i życzenia szybkiej śmierci otrzymali Rian Johnson oraz Kathleen Kennedy. I nie chodzi tu tylko o „anonimowe” wiadomości, ale także tweety, niekiedy od popularnych ostatnio osób.

REKLAMA

Hejtu chyba nie da się wyeliminować, zwłaszcza w przypadku tak głośnych i powszechnie lubianych serii. Ciekaw jestem, co by się stało, gdyby kilku osobom wysyłającym takie groźby czy atakującym Bogu ducha winnych aktorów postawić konkretne zarzuty. Być może, choćby w niewielkim stopniu, pomogłoby to w ukróceniu okrutnego zjawiska.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA