Chciałbym się mylić, ale Han Solo: Gwiezdne wojny – historie zapowiada się na najgorszy w historii filmów o galaktyce daleko, daleko stąd. Problemem jest główny bohater. Reżyser filmu ma jednak inne zdanie, a nawet je uzasadnia.
Twórcy filmu Han Solo: Gwiezdne wojny – historie postawili przed sobą zadanie skrajnie trudne do zrealizowania. Jest nim opowiedzenie historii młodości jednej z najbardziej rozpoznawalnych fikcyjnych postaci w historii kina bez wykorzystania aktora, który tę postać wykreował. Zgodnie z przewidywaniami, obsadzony do tej roli Alden Ehrenreich nie robi za dobrego wrażenia na fanach. Choć trudno mieć o to do niego pretensje.
To sam pomysł na film jest… odważny, by ująć to dyplomatycznie. Ehrenreich nie ma wielkich szans w starciu z postacią wrytą co do najmniejszego szczegółu w pamięć fanów. Jednak, jak twierdzi Ron Howard, ostateczny reżyser filmu, nikt nawet nie kazał aktorowi naśladować Harrisona Forda, który pierwotnie tę postać odgrywał. Może w tym szaleństwie jest metoda?
Alden Ehrenreich w Han Solo: Gwiezdne wojny – historie miał nie imitować manieryzmów Harrisona Forda.
W wywiadzie dla magazynu Empire, o którym dowiedziałem się ze ScreenRant, Ron Howard twierdzi, że na planie nawet nie próbowano starać się imitować gry aktorskiej Harrisona Forda. Dodaje, że taki był plan, zanim objął fotel reżyserski. – Częścią postaci Hana Solo jest pewien klimat i mowa ciała – twierdzi reżyser. Ehrenreicha miały tego nauczyć dodatkowe, specjalne lekcje aktorstwa.
Tłumaczenia te można interpretować jako przyznanie się do porażki. Młody Han Solo nie będzie naśladował oryginału. Będzie bazował na ogólnych wytycznych, aktor jednak stworzył własną kreację tej postaci. Z braku innego wyjścia. Mając jednak w pamięci dokonania Rona Howarda i jego poprzednie filmy - niektóre wręcz genialne - daję kredyt zaufania tej metodzie.
Sam przecież argumentowałem na początku tekstu, że cokolwiek by biedny Ehrenreich nie zrobił, i tak jego wysiłki skazane byłyby na porażkę. Po co więc próbować? Można zamiast tego zaproponować własną interpretację postaci. Nie jestem pewien, czy ta wyjdzie atrakcyjnie. O tym jednak przekonam się dopiero na sali kinowej. I kto wie, może jednak polubię tego młodego watażkę?