Raptem wczoraj przekazaliśmy wam niepokojącą wiadomość: LucasFilm zwolnił dwójkę reżyserów pracujących nad gwiezdnowojennym filmem o Hanie Solo. Dziś spieszymy z dobrymi wieściami: za kamerą stanie mistrz Ron Howard.
Jakakolwiek zmiana reżysera filmu, którego realizacja jest już w bardzo zaawansowanej fazie, nie wróży dobrze produkcji. Nawet jeśli jest to znany i utalentowany reżyser. Wczoraj informowaliśmy was o poróżnieniu się wytwórni LucasFilm z reżyserami filmu o Hanie Solo.
Reżyserzy upierali się przy swojej wizji artystycznej, która była z jakiegoś względu nie do przyjęcia przez wytwórnię. Ta rozwiązała więc problem w prosty sposób: pogoniła reżyserów lub doprowadziła do ich odejścia. Powstał jednak nowy problem: brak reżysera.
Nie wierzę jednak, że była to decyzja gwałtowna. Bowiem raptem w jeden dzień po jej ogłoszeniu wytwórnia ogłosiła nazwisko nowego reżysera. Bez wątpienia oferta kręcenia nowych Gwiezdnych wojen to spory zaszczyt, ale wątpię, by negocjacje i przegląd kandydatów mogły trwać dobę.
Ron Howard dokończy film. Przedziwny wybór reżysera, ale też rodzący emocje i oczekiwania.
Zdjęcia zostaną wznowione już 10 lipca. Ron Howard jest jednak dziwnym wyborem. Dlaczego? To znakomity reżyser, odpowiedzialny za filmy z najwyższej półki. Ceni sobie realizm. Jego filmy to albo fabularyzowane dokumenty, takie jak znakomite Apollo 13. Wyścig czy Piękny umysł lub też filmy pokroju Kod da Vinci sięgające do świata fantazji, jednak twardo próbujące trzymać się realiów. Jedyny znany jego film stricte bajkowy to klasyczny już Kokon.
Ron Howard jest fachowcem bardzo wysokiej klasy. Jednak nie ma żadnego doświadczenia w produkcji filmów pokroju Gwiezdnych wojen. Moglibyśmy jeszcze bronić tego pomysłu pamiętając, że to nie kolejna część sagi, a spin-off. Tyle że to spin-off o przygodach młodego watażki. Uwielbiam prace Howarda, nie mam jednak zielonego pojęcia, jak wykorzysta swój talent w filmie o Hanie Solo.
Pozostaję jednak niezdrowym optymistą.
Jestem fanbojem Gwiezdnych wojen, który potrafi wrócić nawet do oglądania prequeli i zaliczy te seanse z przyjemnością (choć dostrzegam ich oczywiste wady). Wzruszyłem się na Przebudzeniu mocy, a Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie wyszedł znakomicie.
Pozostaję więc ślepy na problemy w postaci zmiany reżysera i na kontrowersyjny wybór nowego. Czekam na nowe materiały na temat filmu no i - oczywiście - na sam film. I jedyne, czego mi brakuje, to cierpliwości.