Filmowa „Hanna” z 2011 roku w reżyserii Joego Wrighta nie prosiła się o remake. Nowa odsłona jednak powstała i również dostarcza adrenaliny, fascynuje, a dodatkowo porusza kilka wątków, na które nie starczyło miejsca w filmowym protoplaście.
OCENA
O ile pierwszy odcinek, który został udostępniony przez platformę z okazji Super Bowl niemal kurczowo trzymał się materiału wyjściowego, o tyle kolejne epizody coraz bardziej od niego odstają. To sprawia jednak, że „Hanna” dostaje dodatkowe poziomy, przez które można interpretować całość. Serial wyrasta na produkcję o inicjacji, lękach dojrzewania, zdradzie, pojęciu lojalności, a bohaterowie zyskują dużo bardziej zniuansowane rysy charakterologiczne.
Początek jednak nie różni się od tego, co pokazał film Wrighta.
Tytułowa bohaterka (Esme Creed-Miles) wychowuje się w głuszy pod czujnym okiem ojca (Joel Kinnaman). Poprzez morderczy trening wpajane jest jej nie tylko to jak skutecznie kogoś obezwładnić czy skręcić kark, ale też, że nikomu nie można ufać. Tak Hanna jest przygotowywana na każdą ewentualność, zdobywając umiejętności, których nie powstydziłby się żaden zawodowy najemnik.
Nauka nie idzie w las i nastolatka wkrótce będzie musiała z niej zrobić użytek, gdyż jej bezpieczeństwu zagrażają agenci wywiadu. Bo trzeba wiedzieć, że Hanna jest wyjątkową dziewczynką. Rozpoczyna się jej przeprawa przez Europę z całym dobrodziejstwem codzienności, którą zna - zabijaniem, uciekaniem i chęcią zemsty. Czeka też na nią sporo rzeczy zupełnie nowych - szukanie prawdy o sobie, nawiązywanie pierwszych przyjaźni i poznanie życia przeciętnej dziewczyny w jej wieku.
„Hanna” sytuuje się gdzieś na pograniczu kina drogi, sensacji i thrillera.
Gatunkowy miszmasz spaja się jednak w spójną całość, nad którą czuwał David Farr, współscenarzysta filmu z 2011 roku, a także sam Joe Wright jako konsultant. Twórcy nieco rozmiękczają tempo oryginału na rzecz rozwinięcia wątków, które były w nim tylko muśnięte lub wcale się w nim nie pojawiły.
Tym samym „Hanna”, być może przede wszystkim, wyrasta na opowieść inicjacyjną, tyle że doprawioną elementami wcześniej wspomnianych gatunków. W życiu bohaterki dają o sobie znać hormony, rodzi się popęd seksualny, a jej dzika natura przekształca się w metaforę. Odkrywa nieznany sobie wcześniej świat, który tym razem nie znajduje się z dala od cywilizacji, a w jej centrum. Wraz z tym doświadczeniem budzi się jej ciało.
W serialu Amazona równie silnie daje też o sobie znać wątek ojcostwa i macierzyństwa. Marissa Wiegler nie jest już czystym złem, jak w oryginale, bo poznajemy też jej życie prywatne i nawiedzające ją wspomnienia z przeszłości, które uniemożliwiają adaptację do roli partnerki oraz macochy. Także i ona jest ofiarą programu, który zrujnował Hannie nadzieję na normalne życie tuż po narodzinach. Z kolei Joel Kinnaman staje się figurą ojca, który poświęci wszystko dla swojej córki. Również i jego postawa nie jest ani jednoznacznie dobra, ani zła. Bo z jednej strony walczy z okrutną, skorumpowaną organizacją, ale i sam ma swoje za uszami. Jego dawni sojusznicy z wojska także wcześniej czy później zostaną wystawieni na próbę. Podobnie jak ich żelazny kodeks, który będzie musiał zostać złamany. „Hanna” to po prostu galeria dobrze napisanych postaci z krwi i kości.
Pilotażowy odcinek sugerował, że rola Joanny Kulig w serialu sprowadza się do kilku minut na ekranie. To jednak nieprawda.
Może i aktorka nie dostała dla siebie zbyt wiele miejsca, ale pojawia się także w kolejnych odcinkach. Polskich wątków jest zresztą więcej - od muzyki Paktofoniki po stary, dobry smalec i jego alternatywne zastosowanie. Miły dodatek z punktu widzenia polskiego widza.
Kolejne karty historii są stopniowo odkrywane przed odbiorcą, tworząc apetyt na następne odcinki. Klimat tajemnicy powoli pochłania widza nie chcąc go puścić. Do tego dochodzą spektakularne sekwencje walki - nie sposób nie docenić tu fizycznego trudu, którego od Esme Creed-Miles wymagała ta rola. „Hanna” w swojej odcinkowej formie sprawdza się naprawdę dobrze. Na taką nietypową mieszankę akcji, historii coming of age i przeplatających się intryg warto było czekać.