Odsiadka Harveya Weinsteina może przedłużyć się o 140 lat
Chociaż od opublikowania słynnego artykułu w „New York Times” minęło już kilka lat, a Harvey Weinstein odsiaduje wyrok w Nowym Jorku, opinia publiczna wciąż żyje sprawą słynnego producenta. Prokuratura w Los Angeles wywalczyła właśnie jego ekstradycję, ale obrońcy się nie poddają.
5 października 2017 roku. Wtedy nasze życie się zmieniło. W „New York Times” pojawił się artykuł, w którym oskarżano Harveya Weinsteina o lata seksualnego wykorzystywania i seksualnych napaści na kolejne kobiety, w tym wiele słynnych aktorek. Hollywood zachwiało się w posadach. Niewłaściwe zachowania wobec kobiet po dekadach zamiatania pod dywan, przestały być akceptowalne.
Sprawca całego zamieszania w 2020 roku został skazany przez sąd w Nowym Jorku na 23 lata więzienia za wymuszenie aktu seksualnego na asystentce Mimi Haleyi i gwałt na aktorce Jessice Mann. A to przecież dopiero początek listy poszkodowanych. Weinstein miał w podobny sposób potraktować ponad 80 kobiet. Część z nich już poszła na ugodę, ale prokuratura z Los Angeles od dłuższego czasu walczyła, aby producent odpowiedział za przynajmniej kilka kolejnych przestępstw.
I w końcu się udało. Jak podaje TMZ sąd w Nowym Jorku w końcu zgodził się na ekstradycję Weinsteina do Los Angeles, gdzie ciąży na nim 11 zarzutów za przestępstwa na pięciu kobietach. Transport producenta według nieoficjalnych informacji miałby nastąpić pod koniec czerwca lub w połowie lipca. Jego obrońcy nie chcą na to pozwolić i już chcą się odwołać od zgody na ekstradycję.
Weinsteinowi grozi 140 dodatkowych lat więzienia
Ich zdaniem na przeszkodzie do ekstradycji stoi zły stan zdrowia Weinsteina. Prawnicy argumentują, że producent potrzebuje opieki medycznej, której nie dostanie w Los Angeles. Wśród jego dolegliwości wymieniają problemy kardiologiczne, problemy z zębami, cukrzycę czy bezdech senny. Jest tego całkiem sporo.
Obrońcy mają twardy orzech do zgryzienia. W końcu Weinstein ma przeciwko sobie nie tylko prokuraturę, ale również opinię publiczną. Dlatego od dawna utrzymują, że zarzuty ciążące na producencie w Los Angeles są bezpodstawne i wynikają z działań ruchu #MeToo. Gra toczy się jednak o wysoką stawkę. Jeśli zapadnie wyrok na niekorzyść oskarżonego, może on zostać skazany nawet na 140 dodatkowych lat więzienia.