Kiedy pierwszy raz usłyszałem o serialu "iZombie", wtedy jeszcze znajdującym się w fazie produkcyjnej, miałem ogromną nadzieję że to nie mnie przypadnie napisanie jego recenzji. Obawiałem się komediowego koszmarka, który okrutnie mnie wymęczy. Stało się jednak inaczej i ku swojemu zdziwieniu, jestem z tego powodu zadowolony - "iZombie" okazał się bowiem pokręconą, lekką i ciekawą produkcją.
Moje uprzedzenia brały się z faktu, że założenia "iZombie" kompletnie mi - w teorii - nie odpowiadały. Pomysł na stworzenie serialu o dziewczynie, która niby jest żywym trupem, ale od przeciętnego człowieka odróżnia ją w zasadzie tylko fakt, że od czasu do czasu musi wszamać mózg jawił mi się równie absurdalnie, co skrzące się w słońcu niby diament wampiry. Jest w tym pewna gra z konwencją, ale chyba nie do końca mi ona odpowiada.
Główną bohaterką "iZombie" jest Olivia "Liv" Moore (Rose McIver), zdolna studentka medycyny, która pewnego dnia idzie na imprezę, po której budzi się jako... zombie. Nie jest jednak bezmyślnym potworem rodem z filmów George'a Romero - na pierwszy rzut oka od innych ludzi odróżnia ją jedynie blada skóra, apatyczność i apetyt na dość specyficzne potrawy, których głównych składnikiem jest mózg.
Liv zatrudnia się w biurze koronera, gdzie ma dostęp do świeżego pożywienia i stara się zachować pozory normalnego życia. Pewnego dnia zostaje jednak przyłapana na spożywaniu swojego posiłku przez doktora Raviego Chakrabarti (Rahul Kohli), który zamiast przerażenia bądź obrzydzenia, przejawia jedynie zainteresowanie stanem, w jakim znajduje się jego koleżanka. Wkrótce na jaw wychodzi, że po zjedzeniu mózgu, Liv zyskuje pamięć i wspomnienia jego byłego posiadacza. Nie ujawniając swojej prawdziwej natury, dziewczyna postanawia pomagać policji w skomplikowanych śledztwach.
Sporą zaletą tego serialu jest fakt, że fabuła skupia się przede wszystkim na wątku kryminalnym i problemach głównej bohaterki w codziennym nie-życiu, zamiast na akcentach komediowych. Te są obecne, ale w sposób nienachalny, dzięki czemu "iZombie" nie ląduje na jednej półce z miernymi sitcomami; dowcip oparty jest na samej koncepcji tej produkcji, a nie na wymuszonych żartach. Niby podobnie jak film "Wiecznie żywy" z 2013 roku, ale jednak dużo, dużo lepiej.
I chociaż Liv to takie zombie-nie-zombie, szybko przestało mi to przeszkadzać. W przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej diamentowych wampirów, ta konwencja okazała się naprawdę udana; z jednej strony jest zabawna, a z drugiej - zwyczajnie ciekawsza.
Serial "iZombie" oparty jest na wydawanym w latach 2010-2012 przez DC Comics komiksie o tym samym tytule i jest to mocno odczuwalne. Pilot podzielony jest na kilka podrozdziałów, co pewien czas przewijają się przezeń animowane wstawki, kadry także są mocno komiksowe. Dla mnie to zaleta, ale jeżeli ktoś ma uczulenie na to medium to raczej powinien trzymać się z daleka od tego dzieła.