Kazik Staszewski zgadza się z Tomaszem Terlikowskim i nazywa koronawirusa cudem. Zanim wyciągniecie pochodnie, przeczytajcie, o co mu chodzi
Wokalista zespołu Kult w rozmowie z Robertem Mazurkiem opowiedział o tym, jak widzi świat i relacje między ludźmi, gdy trwa walka z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Kazik zastanawia się, czy pojawienie się wirusa, to „cud”.
O Kaziku Staszewskim i jego najbardziej znanym muzycznym dziecku było głośno ostatnio przy okazji premiery filmu dokumentalnego zatytułowanego „Kult. Film”. Nie tego obrazu dotyczy jednak rozmowa Roberta Mazurka w niedawnym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej, a sytuacji Polski, świata i artystów w dobie epidemii koronawirusa. Co ciekawe, Kazik nie narzeka na odwołane koncerty, stracone pieniądze czy brak perspektyw. Artysta na cały problem patrzy szerzej, chociaż mam wrażenie, że jego optymizm jest przedwczesny.
Kazik Staszewski zastanawia się, „czy ten wirus to nie cud”.
Bo, zobacz, siedzimy w domach z bliskimi, mamy czas dla dzieci, myślimy i rozmawiamy o rzeczach naprawdę istotnych, jesteśmy bardziej obecni i uważni – mówi w wywiadzie Robertowi Mazurkowi.
Dalej przyznaje, że nadszedł czas pokory i że wreszcie mamy jasny dowód na to, jak krucha i mała jest nasza doczesność. Jednocześnie artysta zgadza się z publicystą Tomaszem Terlikowskim, że „ludzie mają ciśnienie na kontrolowanie wszystkiego, że nie potrafią poradzić sobie z tym, że wirus im tę kontrolę odbiera”.
Trudno nie zgodzić się z tym, że epidemia koronawirusa z ogromną łatwością wdarła się nie tylko do Europy, ale też do naszych domów i zaburzyła poczucie bezpieczeństwa i komfortu. To fascynujące, jak szybko stabilny świat może się posypać, gdy pojawi się w nim element, na który nie jesteśmy gotowi.
W wywiadzie Staszewski utrzymuję postawę, którą chyba można nazwać pogodnym pesymizmem.
Muzyk w przymusowej kwarantannie ceni zwolnienie tempa życia, czas na zastanowienie się nad nim i na pogłębienie relacji z innymi. Jest w tej wypowiedzi dużo namysłu religijnego, ale kto zna twórczość autora Wspaniałej nowiny czy Krwi Boga, ten doskonale wie, że relacja człowieka z Bogiem jest dla niego ważnym tematem, nie tylko w muzyce.
Poważnie zastanawiam się jednak, czy mówienie o epidemii koronawirusa w kontekście „cudu” jest, mówiąc delikatnie, trafne.
Przyjmując terminologię Staszewskiego, chyba byłoby lepiej powiedzieć, że koronawirus jest raczej czymś na kształt biblijnej plagi, bo nie mamy na niego żadnej odpowiedzi czy rozwiązania. Oczywiście takie myślenie prowadziłoby nas myślenia o koronawirusie w kontekście kary, a tego Kazik przecież nie robi. Z wypowiedzią Staszewskiego jest jednak inny problem. Możemy przecież uznać, że faktycznie, to dobry – i przymusowy! – czas, który możemy spędzić z bliskimi, z drugiej jednak to dramat dla bardzo wielu ludzi.
Są pewnie osoby, których przymusowe urlopy cieszą, bo mogą nadrobić zaległą literaturę, zmniejszyć filmową „kupkę wstydu” czy po prostu pobyć z tymi, dla których nie mieli wystarczająco dużo czasu w codziennym pędzie. Są jednak tacy, dla których kwarantanna to niemożność zrealizowania podstawowych potrzeb, w tym potrzeb społecznych, tak ważnych, gdy na przykład borykamy się z depresją czy innymi zaburzeniami psychicznymi.
Chciałbym uniknąć jednak taniego moralizatorstwa, bo o to w temacie koronawirusa i jego następstw nietrudno, zauważam jednak z pewnym zdumieniem, że zarówno Kazik, jaki i Tomasz Terlikowski mają rację, przenosząc dyskusję o epidemii na tor niewystarczająco często eksploatowany. W ciągu ostatnich lat bardzo często bowiem wielkich słów i zwrotów: „koniec świata zachodu”, „koniec demokracji”, „autorytaryzm”, „faszyzm” – a wszystkie one w tonie apokaliptycznej wizji, która właśnie się spełnia. I dzisiaj, gdy przez jednego, nagłego wirusa, świat chwieje się w posadach, zaczynamy zauważać, że faktycznie znany dotąd świat może się skończyć, tylko inaczej niż nam to wieszczono.