REKLAMA

Wszystko wskazuje na to, że Disney produkuje właśnie film i serial oparty na „Knights of the Old Republic”

Ostatnio dużo plotek, przecieków i nie do końca potwierdzonych newsów na temat przyszłości „Gwiezdnych wojen” po zakończeniu sagi Skywalkerów dociera do nas z obozu Disneya. Pora uporządkować tę wiedzę, tym bardziej, że najnowsze doniesienia wskazują, że czeka nas film kinowy oraz serial oparty na grze wideo „Knights of the Old Republic”.

star wars knights of the old republic film serial disney
REKLAMA
REKLAMA

Akcja „Knights of the Old Republic” rozgrywa się w uniwersum Star Wars i rozpoczyna się 3956 lat przed wydarzeniami z filmu „Nowa nadzieja”. Centralnymi postaciami, wokół których obraca się fabuła gry są byli Jedi, Malak i Revan.

Co ciekawe, historia przedstawiona w „Knights of the Old Republic” uniknęła smutnego losu wielu innych książek i gier z uniwersum „Gwiezdnych wojen” i nie trafiła do „Legend”, czyli historii alternatywnych, które nie należą do oficjalnego kanonu zarządzanego obecnie przez Disneya. Dowodem na to niech będą dwa istotne fakty – w obecnie obowiązującym „Star Wars Visual Dictionary” pojawia się postać Revana. Co więcej, w najnowszym kinowym filmie w uniwersum „Star Wars” , czyli w „Skywalker. Odrodzenie” pojawia się oddział szturmowców Sith pod wodzą imperatora Palpatine’a, którzy zwą się „Legionem Revana”. Chyba więcej potwierdzeń na to, że „Knights of the Old Republic” znajduje się w kanonie nie potrzebujemy.

Zresztą, jak niektórzy z was zdążyli zapewne zauważyć, disneyowska trylogia „Star Wars” nie okazała się spójną konstrukcją (delikatnie rzecz ujmując).

star wars rey

Być może jakieś ogólne plany względem rozwoju fabuły były rozpisane, ale w poszczególnych epizodach można było zobaczyć liczne przeciąganie liny pomysłów pomiędzy J.J. Abramsem a Rianem Johnsonem, zaś Kathleen Kennedy próbowała odgrywać rolę sprawiedliwej sędziny i zapewnić każdemu z nich realizację pomysłów. Skończyło się na tym, że jeden zaprzeczał drugiemu, przekręcał albo odkręcał pomysły zawarte we wcześniejszym filmie, nie obyło się bez improwizacji, niedokończonych wątków, porzuconych postaci (Rose Tico chociażby), kuriozalnych pomysłów zaczerpniętych prosto z najbardziej abstrakcyjnych fanowskich pomysłów. Jeśli oglądaliście „Skywalker. Odrodzenie”, mniej więcej wiecie o czym piszę.

W tym kontekście sięgnięcie po już ustanowioną i rozpisaną historię oraz wykreowany i gotowy do adaptacji świat wydaje się właściwym posunięciem. Tym bardziej, że legiony fanów Star Wars (w tym i wyżej podpisany) od lat czekają na film bądź serial umiejscowiony w czasach Starej Republiki i świetności Zakonu Jedi. Poznaliśmy schyłek tej epoki i upadek Jedi w trzech filmowych trylogiach, czemu więc nie cofnąć się do „złotej ery Jedi i Republiki”? Tym bardziej, że jest ona ciekawsza i bogatsza w postaci i wydarzenia, które starczą na całą masę filmów, seriali, książek itd.

W obecnej permutacji Disney nie radzi sobie z oryginalnymi pomysłami dotyczącymi Gwiezdnych wojen, więc czemu mieliby nie sięgnąć po sprawdzone rozwiązania, tym bardziej, jeśli usatysfakcjonuje to większość fanów gwiezdnej sagi?

Kadr z gry Knights of the Old Republic

„Knights of the Old Republic” uważana jest nie tylko za najlepszą grę i fabułę w historii „Gwiezdnych wojen”, ale też za jedną z najlepszych gier wszech czasów, tak więc materiał źródłowy to właściwie samograj, o ile zajmie się nim właściwa ekipa filmowców.

Co ciekawe, najnowsze, wydaje się, że pewne doniesienia dotyczące produkcji adaptacji „Knights of the Old Republic” wskazują nie tylko na to, że czeka nas wersja kinowa i jej rozszerzenie/kontynuacja w postaci serialu (jak mniemam dostępnego na Disney+), ale też, że tym razem Disney zamierza inaczej podejść do produkcji filmowej i zrezygnować ze struktury trylogii. Z jednej strony to w dużej mierze „Gwiezdne wojny” ustanowiły żelazną zasadę trylogii w kinie rozrywkowym, ale może właśnie dlatego to właśnie ta marka powinna zrobić krok naprzód i trochę zmienić podejście? Tym bardziej, gdy Disney ma w swojej stajni nie tylko studia filmowe, ale też własny serwis streamingowy, który pozwala na produkcję dłuższych form serialowych, gdzie fabuła może lepiej wybrzmieć, a postaci zostać o wiele lepiej nakreślone.

Fakt, że Disney ma „zaklepane” trzy daty na premiery filmów z serii „Star Wars” - grudzień w latach 2022, 2024 i 2026 - wcale nie musi oznaczać nowej trylogii, a po prostu trzy samodzielne filmy.

Jednym z nich byłby ten, o którym wspominano niedawno, rozgrywający się 400 lat przed wydarzeniami z „Mrocznego widma”, a drugi w czasach „Knights of the Old Republic”. Nie wiadomo tylko, co nas czeka przy okazji trzeciego, ale zapewne wkrótce się o tym przekonamy.

Cieszy mnie taki obrót spraw także ze względu na to, że saga Skywalkerów była ciągnięta zdecydowanie za długo. Z jednej strony rozumiem, że te postaci stały się kultowe i fani się do nich przywiązali, ale z drugiej, mając tak ogromny wszechświat do dyspozycji, szkoda było marnować czas i umiejętności całej rzeszy ekip filmowych na aż dziewięć filmów (i to rozłożonych na ponad 40 lat produkcji), obracających się wokół tych samych bohaterów i wydarzeń.

Nowa trylogia Disneya miała być świeżym startem, a okazała się z początku nieformalnym remakiem „Nowej nadziei”, a później zwyczajnym bałaganem. Liczę, że tym razem Disney naprawdę przedstawi nam jakkolwiek świeży (przynajmniej w kontekście kinowym) pomysł na sagę. Mam też nadzieję, że wytwórnia skupi się też na o wiele bardziej barwnych postaciach, mam tu na myśli nie tylko osobowości, ale i rasy. Mając do dyspozycji całą „odległą galaktykę” trochę głupio głównymi bohaterami „Gwiezdnych wojen” czynić cały czas tylko ludzi. „Strażnicy Galaktyki” w brawurowym stylu pokazali, że widownia nie potrzebuje tylko i wyłącznie ludzkich postaci, by się z nimi identyfikować i je uwielbiać. Zresztą fenomen Baby Yody mówi chyba sam za siebie.

Po ogromnym rozczarowaniu „Skywalker. Odrodzenie” i tym samym całą trzecią trylogią, która sprawiła, że zatęskniłem za Jar Jar Binksem, obecnie jestem optymistycznie nastawiony do przyszłości Gwiezdnych wojen.

REKLAMA

No chyba, że Disney znowu nie sprosta zadaniu… Ale już siedzę cicho, bo jeszcze wykraczę. Na ten moment pozostaje nam czekać na to, aż Disney potwierdzi te wszystkie doniesienia oficjalnie. W oczekiwaniu możemy nasycić oczy fanowskim zwiastunem, w którym główną rolę Jedi gra Keanu Reeves. Gdyby Disneyowi udało się go przekonać do tej roli, internet prawdopodobnie eksplodowałby z ekscytacji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA