Gdyby Quentin Tarantino kręcił w Polsce, robiłby właśnie takie filmy. "Kosa" obejrzycie w SkyShowtime

Lokowanie produktu: SkyShowtime

Quentin, to ty? Nie, "Kosa" nie zrealizował Tarantino, tylko Paweł Maślona. O pomyłkę jednak nietrudno, bo polski film historyczny co chwilę pożycza coś z twórczości amerykańskiego reżysera. Lada chwila będziecie mogli się o tym przekonać w zaciszu swojego domu. Rodzima produkcja zaraz pojawi się bowiem w SkyShowtime.

kos skyshowtime quentin tarantino

"Kos" narobił szumu na festiwalu w Gdyni, gdzie udało mu się zdobyć aż dziewięć Złotych Lwów - w tym tego najważniejszego, dla najlepszego filmu. Media zalała fala pozytywnych recenzji, których autorzy dwoili się i troili, aby wykazać związki rodzimej produkcji z twórczością Quentina Tarantino. A przecież widać je na pierwszy rzut oka. Paweł Maślona podobnie jak amerykański reżyser uprawia postmodernistyczną zabawę z kinem gatunkowym, rozsmakowuje się w czarnym humorze i estetyzuje przemoc.

Akcja przenosi nas do 1794 roku, kiedy to Tadeusz Kościuszko wraca ze Stanów Zjednoczonych do dogorywającej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, aby stanąć na czele powstania przeciwko zaborcom. Wraz ze swoim czarnoskórym przyjacielem Domingiem od razu natyka się na szlachcica, który znęca się nad chłopem. Postanawia oprawcę pogonić. Już sama ta scena mogłaby otwierać jakiś film Tarantino. Karuzela skojarzeń na dobre rozkręca się jednak dopiero potem, gdy do gry wchodzi czarny charakter.

Kos - polski film historyczny w SkyShowtime

Twórcy polskiego kina historycznego mają zazwyczaj problem ze złolami. Nie potrafią ich wprowadzać. Ci dobrzy o nich gadają, a my mamy drżeć ze strachu, słuchając, do czego są zdolni. Jak to ma niby działać? Kino to nie literatura. Maślona doskonale to rozumie, dlatego w "Kosie" czarny charakter wchodzi na pełnej. Grany przez Roberta Więckiewicza rotmistrz Iwan Dunin to dystyngowany rosyjski żołnierz, który szarmancko odnosi się do kobiet. Kiedy jednak zostaje wyzwany na pojedynek, szybko rozprawia się z machającym szabelką śmiałkiem.

Kos - SkyShowtime

Dunin może pochwalić się charyzmą podobną do Hansa Landy z "Bękartów wojny". Więckiewicz tworzy postać niemal równie magnetyzującą co Christoph Waltz. Rotmistrz jest zarówno fascynujący, jak i odrażający. Swoim spokojem, pewnością siebie i złowieszczym uśmieszkiem mistrzowsko podbija napięcie. Ma też parę trafnych spostrzeżeń na temat Polaków. Jego wywód o naszym narodowym motcie sprawi, że zaczniecie się zastanawiać, dlaczego Boga i honor zawsze stawiamy przed ojczyzną. To faktycznie nie ma żadnego sensu.

"Kos" nie jest rodzimym filmem historycznym z gatunku "Boże, dlaczego uczyniłeś nas Polakami?". Patos i martyrologia nie wylewają się z ekranu, bo to kino przede wszystkim rozrywkowe. Jest szybkie i dynamiczne. Opowieść wypełniają widowiskowe sceny akcji. Pierwsze skrzypce grają w tym wypadku pojedynki, które przybliżają produkcję do westernu. Fabuła rozgrywa się w Europie Środkowo-Wschodniej, należałoby więc raczej określić tytuł mianem easternu. Tym bardziej że Maślona prowadzi swoją opowieść po amerykańsku, ale nigdy nie pozwala jej utracić swojskiego wydźwięku.

Kos w SkyShowtime - więcej niż kalka z Tarantino

Wprowadzając Afroamerykanina do fabuły scenarzysta Michał A. Zieliński z jednej strony podkreśla postępowe poglądy Kościuszki, a z drugiej - zwraca naszą uwagę na punkty wspólne między losem czarnoskórych niewolników i polskich chłopów. Domingo w pewnym momencie zwiera szyki z Ignacem - nieślubnym synem szlachcica, który z determinacją walczy o ziemię po zmarłym ojcu. W jednej ze scen bohaterowie odkrywają nawet, że na plecach mają podobne blizny. "Kos", jak zapewniał mnie reżyser podczas konferencji prasowej poświęconej produkcji, jest filmem o przemocy. "Chodzi mi o przemoc systemową, czyli traktowanie ludzi jak podludzi. To jest część naszej historii i naszego dziedzictwa" - mówił mi Maślona.

Kos - SkyShowtime

Jak twierdził reżyser, chciał w filmie zadawać pytania o to, co znaczy być ofiarą przemocy. Jak to wpływa na człowieka? Do czego prowadzi? Odpowiedź jest jasna: do buntu, a tym samym eskalacji przemocy, która eksploduje w finale, narzucając skojarzenia z "Django". Uzasadnia je zresztą obecność Dominga na ekranie, choć oczywiście twórcy "Kosa" nie zapuszczają się w rejony blaxploitation tak głęboko jak Tarantino. Przejawiają jednak podobne ambicje w podchodzeniu do faktów historycznych. Wykorzystują magię kina, aby uczynić je atrakcyjniejszymi i ciekawszymi.

Więcej niż z "Django" polski film ma wspólnego z "Nienawistną ósemką". Trzeci akt rozgrywa się przecież w dworku pułkownikowej, w którym - jak w gospodzie z filmu Tarantino - przecinają się ścieżki wszystkich bohaterów. Siedzą, rozmawiają, grają w karty. Dzięki błyskotliwym dialogom produkcja zmienia się w ekscytującą psychodramę. Aż skrzy się od emocji. Napięcie sięga zenitu, ale twórcy zawsze na podorędziu mają jakiś żart, żeby je rozładować. Maślona wyjątkowo sprawnie posługuje się ironią i nie boi się uciekać w dygresje.

Reżyser zapożycza bombastyczny styl Tarantino. Nie interesuje go jednak puste naśladownictwo. Tłumaczy hollywoodzkie klisze na język polski, przez co nabierają nowej mocy. "Kos" staje się w ten sposób filmem zadziornym i bezczelnym. Kinem przez wielkie "K". Maślona ściąga od amerykańskiego twórcy, ale ma gdzieś czy "facetka się skapnie". Nawet jeśli i tak wystawiłaby mu bowiem szóstkę.

"Kos" pojawi się w SkyShowtime 26 kwietnia.

Lokowanie produktu: SkyShowtime
Najnowsze
Zobacz komentarze