Gdyby Quentin Tarantino kręcił w Polsce, robiłby właśnie takie filmy. "Kosa" obejrzycie w SkyShowtime

Lokowanie produktu: SkyShowtime

Quentin, to ty? Nie, "Kosa" nie zrealizował Tarantino, tylko Paweł Maślona. O pomyłkę jednak nietrudno, bo polski film historyczny co chwilę pożycza coś z twórczości amerykańskiego reżysera. Lada chwila będziecie mogli się o tym przekonać w zaciszu swojego domu. Rodzima produkcja zaraz pojawi się bowiem w SkyShowtime.

kos skyshowtime quentin tarantino

"Kos" narobił szumu na festiwalu w Gdyni, gdzie udało mu się zdobyć aż dziewięć Złotych Lwów - w tym tego najważniejszego, dla najlepszego filmu. Media zalała fala pozytywnych recenzji, których autorzy dwoili się i troili, aby wykazać związki rodzimej produkcji z twórczością Quentina Tarantino. A przecież widać je na pierwszy rzut oka. Paweł Maślona podobnie jak amerykański reżyser uprawia postmodernistyczną zabawę z kinem gatunkowym, rozsmakowuje się w czarnym humorze i estetyzuje przemoc.

Akcja przenosi nas do 1794 roku, kiedy to Tadeusz Kościuszko wraca ze Stanów Zjednoczonych do dogorywającej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, aby stanąć na czele powstania przeciwko zaborcom. Wraz ze swoim czarnoskórym przyjacielem Domingiem od razu natyka się na szlachcica, który znęca się nad chłopem. Postanawia oprawcę pogonić. Już sama ta scena mogłaby otwierać jakiś film Tarantino. Karuzela skojarzeń na dobre rozkręca się jednak dopiero potem, gdy do gry wchodzi czarny charakter.

Kos - polski film historyczny w SkyShowtime

Twórcy polskiego kina historycznego mają zazwyczaj problem ze złolami. Nie potrafią ich wprowadzać. Ci dobrzy o nich gadają, a my mamy drżeć ze strachu, słuchając, do czego są zdolni. Jak to ma niby działać? Kino to nie literatura. Maślona doskonale to rozumie, dlatego w "Kosie" czarny charakter wchodzi na pełnej. Grany przez Roberta Więckiewicza rotmistrz Iwan Dunin to dystyngowany rosyjski żołnierz, który szarmancko odnosi się do kobiet. Kiedy jednak zostaje wyzwany na pojedynek, szybko rozprawia się z machającym szabelką śmiałkiem.

Kos - SkyShowtime

Dunin może pochwalić się charyzmą podobną do Hansa Landy z "Bękartów wojny". Więckiewicz tworzy postać niemal równie magnetyzującą co Christoph Waltz. Rotmistrz jest zarówno fascynujący, jak i odrażający. Swoim spokojem, pewnością siebie i złowieszczym uśmieszkiem mistrzowsko podbija napięcie. Ma też parę trafnych spostrzeżeń na temat Polaków. Jego wywód o naszym narodowym motcie sprawi, że zaczniecie się zastanawiać, dlaczego Boga i honor zawsze stawiamy przed ojczyzną. To faktycznie nie ma żadnego sensu.

"Kos" nie jest rodzimym filmem historycznym z gatunku "Boże, dlaczego uczyniłeś nas Polakami?". Patos i martyrologia nie wylewają się z ekranu, bo to kino przede wszystkim rozrywkowe. Jest szybkie i dynamiczne. Opowieść wypełniają widowiskowe sceny akcji. Pierwsze skrzypce grają w tym wypadku pojedynki, które przybliżają produkcję do westernu. Fabuła rozgrywa się w Europie Środkowo-Wschodniej, należałoby więc raczej określić tytuł mianem easternu. Tym bardziej że Maślona prowadzi swoją opowieść po amerykańsku, ale nigdy nie pozwala jej utracić swojskiego wydźwięku.

Kos w SkyShowtime - więcej niż kalka z Tarantino

Wprowadzając Afroamerykanina do fabuły scenarzysta Michał A. Zieliński z jednej strony podkreśla postępowe poglądy Kościuszki, a z drugiej - zwraca naszą uwagę na punkty wspólne między losem czarnoskórych niewolników i polskich chłopów. Domingo w pewnym momencie zwiera szyki z Ignacem - nieślubnym synem szlachcica, który z determinacją walczy o ziemię po zmarłym ojcu. W jednej ze scen bohaterowie odkrywają nawet, że na plecach mają podobne blizny. "Kos", jak zapewniał mnie reżyser podczas konferencji prasowej poświęconej produkcji, jest filmem o przemocy. "Chodzi mi o przemoc systemową, czyli traktowanie ludzi jak podludzi. To jest część naszej historii i naszego dziedzictwa" - mówił mi Maślona.

Kos - SkyShowtime

Jak twierdził reżyser, chciał w filmie zadawać pytania o to, co znaczy być ofiarą przemocy. Jak to wpływa na człowieka? Do czego prowadzi? Odpowiedź jest jasna: do buntu, a tym samym eskalacji przemocy, która eksploduje w finale, narzucając skojarzenia z "Django". Uzasadnia je zresztą obecność Dominga na ekranie, choć oczywiście twórcy "Kosa" nie zapuszczają się w rejony blaxploitation tak głęboko jak Tarantino. Przejawiają jednak podobne ambicje w podchodzeniu do faktów historycznych. Wykorzystują magię kina, aby uczynić je atrakcyjniejszymi i ciekawszymi.

Więcej niż z "Django" polski film ma wspólnego z "Nienawistną ósemką". Trzeci akt rozgrywa się przecież w dworku pułkownikowej, w którym - jak w gospodzie z filmu Tarantino - przecinają się ścieżki wszystkich bohaterów. Siedzą, rozmawiają, grają w karty. Dzięki błyskotliwym dialogom produkcja zmienia się w ekscytującą psychodramę. Aż skrzy się od emocji. Napięcie sięga zenitu, ale twórcy zawsze na podorędziu mają jakiś żart, żeby je rozładować. Maślona wyjątkowo sprawnie posługuje się ironią i nie boi się uciekać w dygresje.

Reżyser zapożycza bombastyczny styl Tarantino. Nie interesuje go jednak puste naśladownictwo. Tłumaczy hollywoodzkie klisze na język polski, przez co nabierają nowej mocy. "Kos" staje się w ten sposób filmem zadziornym i bezczelnym. Kinem przez wielkie "K". Maślona ściąga od amerykańskiego twórcy, ale ma gdzieś czy "facetka się skapnie". Nawet jeśli i tak wystawiłaby mu bowiem szóstkę.

"Kos" pojawi się w SkyShowtime 26 kwietnia.

Lokowanie produktu: SkyShowtime
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T16:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T15:36:59+02:00
REKLAMA

Szukasz filmu, na którym można szczerze się pośmiać? Nowa komedia na Prime Video to sztosik

Abstrahując już od kwestii poczucia humoru, które bywa różne - w ostatnich czasach rzadko kiedy zdarzało mi się obejrzeć komedię, na której rzeczywiście się pośmiałem, a którą mógłbym przy okazji uczciwie nazwać dobrym filmem. „Pod przykrywką” od Prime Video okazało się jednak właśnie taką produkcją.

pod przykrywką film recenzja opinie prime video co obejrzeć
REKLAMA

Fakt, że dana komedia kilkakrotnie skutecznie mnie rozbawi, nie czyni z niej jeszcze w pełni udanego filmu. Jasne, w przypadku tego gatunku śmiech jest raczej fundamentem, jednak okazjonalnie zabawne dowcipy to za mało, by wystawić całości wysoką notę. Mówimy przecież o tekście kultury, który jest sumą wielu istotnych komponentów. Może trafić z żartem, a jednocześnie obrażać inteligencję odbiorcy lub marnować jego czas - miałkością połowy skeczy, wtórnością scenariuszową, mizernym aktorstwem, pustką tematyczną, płytkością.

Cenię sobie komedie, lubię obejrzeć również te bardziej głupawe, proste, stonerskie, czasem wręcz prostackie - mogę dobrze się bawić, ale wciąż jeszcze nie będzie to. Bo dobrych twórców operujących w sferze tego gatunku stać na więcej. „Pod przykrywką” Toma Kingsleya o tym przypomina.

REKLAMA

Pod przykrywką: opinia o filmie z Prime Video

O co tu chodzi? W skrócie: o trójkę nieudaczników, a raczej ludzi, którzy się nieudacznikami czują. Ich życia nie potoczyły się tak, jak by tego chcieli; są rozczarowani miejscem, w którym się znaleźli oraz, siłą rzeczy, samymi sobą. Trafiają na siebie na zajęciach dla aktorów improwizacyjnych - Kat (Bryce Dallas Howard) je prowadzi, a Marlon (Orlando Bloom), niespełniony i odrzucany aktor, oraz Hugh (Nick Mohammed), niezdarny społecznie pracownik biurowy, postanawiają wziąć w nich udział.

Pewnego dnia zostają zrekrutowani przez detektywa Billingsa (Sean Bean) z londyńskiej policji do udziału w serii pozornie (słowo klucz) błahych tajnych operacji. Na start mają zinfiltrować nielegalnych handlarzy papierosami - ich improwizacyjne umiejętności i brak oficjalnego związku z służbami ma ułatwić wydobywanie informacji i gromadzenie dowodów. Naszym bohaterom idzie jednak tak dobrze, że zostają przedstawieni groźnemu przemytnikowi, Flyowi (Paddy Considine). Od tej pory sprawy coraz bardziej się komplikują, a trio brnie w tę coraz bardziej niebezpieczną kabałę. 

Pod przykrywką

Siłą „Pod przykrywką” jest cała ekipa - zarówno twórców, jak i aktorów. Ci ludzie potrafią znakomicie ograć dowcip i dowieźć go w niespadającej formie do samego końca. Poważnie: Howard, Bloom i Mohammed bawią się ekranowymi wizerunkami i sprawiają, że ten w gruncie rzeczy niedorzeczny film pochłania od pierwszej do ostatniej minuty. W gruncie rzeczy nieustannie odgrywają podwójną rolę i świetnie odnajdują się w tej konwencji, ba, wręcz się w niej zatracają. Nie lekceważą żartów, nie mrugają do widza, nie dystansują się od historii. Po prostu dobrze się bawią, z rozbrajającym zaangażowaniem zanurzając się w tych kreacjach. Właśnie tak powinno się obchodzić z absurdem - widz może zaakceptować wiele bzdurek, jeśli tylko służą one kolejnym dowcipom. A tu tak właśnie się dzieje.

Świetnie wypada też nieco dalszy plan. Główne trio jest otoczone rozpoznawalnymi twarzami, które kojarzą się z rolami twardzieli - Considine, Sean Bean czy Ian McShane sprawiają, że szalone scenariuszowe pomysły świetnie łączą się z kryminalną atmosferą. Są bezbłędni.

Skrypt może i nie pogłębia bohaterów psychologicznie i nie dodaje zbyt wielu warstw, stawia jednak na siłę innego rodzaju: jest ciepły i krzepiący. Pokazuje nam postacie z problemami, które grają do jednej bramki, wspierając się, czerpiąc wzajemnie energię ze swoich wyrazistych osobowości, uzupełniając się. Wchodzą w zaskakujące interakcje, dają się ponieść, zarażają energią. To, co czułem w trakcie seansu, to rosnący entuzjazm - a zawdzięczam go właśnie im.

Uwielbiam również pomysł wyjściowy, zaskakujący w swej prostocie: skoro praca pod przykrywką jest w istocie metodą aktorską, to co by się stało, gdyby w drobne operacje policyjne wmieszać grupę improwizatorów, którzy cały czas instynktownie rozbudowują kreacje i dodają coś od siebie? Twórcy nie tylko traktują ten koncept na serio, ale i budują na nim całą fabularną strukturę, rozwijając na niej całą akcję i rzucając postacie w wir piętrzącego się zagrożenia i absurdu, nieustannie pozbawiając ich gruntu pod stopami. To rzecz przemyślana i konsekwentna w humorze, pełna celnych puent i... nadziei na lepsze życie. 

REKLAMA

Czytaj więcej:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Użytkownicy Prime Video stracili głowy dla nowości pełnych akcji

Użytkownicy Prime Video uwielbiają dynamiczną akcję. Dlatego tak chętnie oglądają nowości platformy Amazona, w których gra ona pierwsze skrzypce. Na liście najpopularniejszych tytułów dostępnych w serwisie triumfy święci "Księgowy 2". Ale gonią go inne produkcje pełne adrenaliny.

księgowy filmy akcji amazon prime video co obejrzeć wojna
REKLAMA

Bang, bang, bum, tratatatata - te dźwięki stały się codziennością użytkowników Prime Video. W zestawieniu najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie w Polsce rządzą bowiem nowości pełne akcji. Najchętniej subskrybenci sięgają po "Księgowego 2". Film jeszcze do niedawna podbijał ekrany kin i niecałe dwa miesiące po swojej premierze wpadł do serwisu, żeby narobić sporego szumu. Od dłuższego czasu nie schodzi z pierwszego miejsca topki usługi Amazona.

Ale "Księgowy 2" nie jest jedynym akcyjniakiem w zestawieniu. Użytkownicy Prime Video mogą wciąż dawać się porwać "Lepszej siostrze", która zajmuje aktualnie miejsce drugie w topce platformy, ale zaraz wracają do wybuchowej sensacji. Najniższy stopień podium zajmuje świeżutkie "Pod przykrywką".

REKLAMA

Prime Video - co obejrzeć?

"Pod przykrywką" w miniony czwartek zadebiutowało na Prime Video. W przeciwieństwie do "Księgowego 2" nie jest to poważne kino akcji. To komedia akcji z Bryce Dallas Howard, która wciela się w nauczycielkę komedii improwizowanej. Zastanawia się właśnie, czy nie przegapiła swojej szansy na sukces. Wtedy życie płata jej figla - zgłasza się do niej policjant oferujący rolę życia. Wraz z dwoma uczniami - w tym jednym granym przez Orlando Blooma - podszywa się w niebezpiecznych przestępców, aby zinfiltrować lodnyński półświatek.

Pod przykrywką - komedia akcji - Amazon Prime Video - co obejrzeć?

"Pod przykrywką" dostarcza i śmiechów i adrenaliny. Tego drugiego użytkownicy Prime Video są jednak znacznie bardziej złaknieni niż pierwszego. Dlatego właśnie na czwartym miejscu topki najpopularniejszych tytułów na platformie Amazona znalazły się "Anioły wojny". To opowieść o podających się za personel medyczny komandoskach, które wyruszają do Afganistanu na misję ratowania porwanych nastolatek. Napięcie ciągle rośnie, a każda zła decyzja może skończyć się katastrofą.

"Anioły wojny" nie są jednak najlepszym filmem wojennym. Potrafią przynudzać, o czym świadczy zaledwie 30 proc. pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes. Mimo to od czasu swojej premiery na Prime Video, która miała miejsce nie tak dawno, bo 6 czerwca, produkcja nie schodzi z topki najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie Amazona.

Być może jednak "Anioły wojny" zaraz będą musiały spaść na jeszcze dalszą pozycję zestawienia. Spragnieni dobrego kina wojennego użytkownicy powinni się bowiem zainteresować "Warfare", które jutro - w niedzielę 15 czerwca - wchodzi na Prime Video. Według opinii tak krytyków (93 proc. pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes) jak i widzów, ta produkcja szarpie nerwy i nikogo nie pozostawi obojętnym.

Więcej o ofercie Prime Video poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Prime Video - TOP 10 najpopularniejszych w tym tygodniu:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Bezbłędne sci-fi rozgromiło użytkowników Disney+

Najnowsza odsłona genialnej serii science fiction święci triumfy na Disney+. "Predator: Pogromca zabójców" niedługo po swojej premierze wdrapał się na szczyt listy najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie. To nie jest bajeczka dla dzieci.

predator science fiction disney co obejrzeć śnieżka
REKLAMA

Na ten moment fani "Predatora" czekali od dawna. A dokładnie od 2022 roku, kiedy to na Hulu (a u nas na Disney+) pojawiło się "Prey", które po wielu wpadkach przywróciło widzom wiarę we franczyzę. Ten film science fiction okazał się olśnieniem, więc postanowiono pójść za ciosem. Reżyserowi Danowi Trachtenbergowi kazano kontynuować serię. I właśnie (wraz z Joshuą Wassungiem) ponownie wszystkich zaskoczył. Czemu? Bo kosmicznego łowcy w takim wydaniu jak w "Pogromcy zabójców" jeszcze nie widzieliśmy.

W "Pogromcy zabójców" po raz pierwszy możemy zobaczyć Predatora w animowanej wersji. Nie znaczy to, że mamy do czynienia z bajeczką dla dzieci. To film science fiction dla dorosłych - bardzo brutalny i makabryczny. Składają się na niego cztery segmenty, z czego ostatni spaja ze sobą trzy poprzednie. W antologii śledzimy losy skandynawskiej wojowniczki, która wraz z synem rusza na krwawą zemstę; ninja walczące z bratem samurajem o sukcesję i pilota z czasów II wojny światowej, mierzącego się z pozaziemskim zagrożeniem. Wszystkich ich na swój celownik biorą kosmiczni łowcy.

REKLAMA

Disney+ - co obejrzeć?

Założenie "Predatora: Pogromcy zabójców" jest proste: ma być cool, ma być kozacko, ma być szalenie. Dlatego akcja rozgrywa się w różnych epokach, aby na sam koniec trafić na planetę kosmicznych łowców. Cały czas jest widowiskowo. Takie podejście bardzo spodobało się najpierw krytykom (95 proc. pozytywnych recenzji), a potem widzom. Przynajmniej w Polsce.

Przez "Pogromcę zabójców" użytkownicy Disney+ oderwali się od Marvela i animowanych "Lilo i Stitcha" oraz "Gwiezdnych wojen". Porzucili po prostu największe popkulturowe franczyzy na rzecz nowego "Predatora", który prześcignął "Kapitana Amerykę: Nowy wspaniały świat" i zajmuje w tym momencie pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie w naszym kraju.

Jak długo najnowsza odsłona "Predatora" będzie się utrzymywać na szczycie zestawienia? Trudno powiedzieć. Disney+ ciągle poszerza swoją ofertę, a użytkownicy platformy chętnie sprawdzają nowości platformy. Szczególnie te, co wpadają do serwisu prosto z kina. A taką właśnie premierę mieliśmy w ostatnich dniach.

REKLAMA

W mijającym tygodniu na Disney+ wpadła "Śnieżka" - aktorski remake klasycznej animacji Disneya. W kinach nie porwał on publiczności. Na całym świecie zarobił ponad 205,5 mln dol. Daleko mu więc do hitu. Klapę tę można zrzucić na karb kontrowersji, jakie wybuchły jeszcze na długo przed premierą produkcji. Prawdopodobnie jednak w streamingu nie będą one problemem i użytkownicy serwisu chętnie sprawdzą, jak film wypada. Wtedy może się zakończyć dominacja "Predatora: Pogromcy zabójców" na liście najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie w Polsce.

Więcej o Disney+ poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Netflix zrobił serial o Spotify. Udało mi się go odkopać

Niektórzy zapewne pamiętają jeszcze czasy, kiedy można było słuchać wyłącznie tych kawałków, które zgrało się na MP3 lub telefon komórkowy albo korzystać z płyt, które były schowane w etui od discmana. Dziś każdy posiadacz aplikacji Spotify za pomocą jednego stuknięcia w ekran może odsłuchać dowolny kawałek. Dacie głowę, że kiedyś taki luksus nie każdemu się podobał? Jeśli jeszcze nie znacie historii Spotify, to pędźcie na Netfliksa na seans serialu "Playlista".

playlista polecajka netflix serial
REKLAMA

W 2003 r. Szwedzi - Fredrik Neij, Gottfrid Svartholm i Peter Sunde - przedstawili światu The Pirat Bay, darmową witrynę torrentową, za pośrednictwem której można było ściągać filmy, muzykę, gry wideo czy oprogramowanie. Ludzie ją kochali, przedstawiciele wytwórni nienawidzili - nic dziwnego, w końcu była ona na bakier z prawami autorskimi i prawami własności intelektualnej. Wszystko miało się zmienić już kilka lat później.

W tym samym kraju programista Daniel Ek otworzył list od korporacji Google, która odrzuciła jego wniosek o staż z powodu braku wyższego wykształcenia. W związku z tym mężczyzna postanowił spróbować szczęścia gdzie indziej i stworzył plan, w myśl którego sprzeda i otworzy firmę w rok. Nie wiedział jednak do końca, jaką. Odpowiedź przyszła w czasie, kiedy trwała dyskusja na temat serwisu Pirate Bay, z którego zaczęło korzystać coraz więcej Szwedów. Ściąganie darmowej muzyki spotykało się jednak ze sprzeciwem wytwórni muzycznych, które obawiały się, że Pirate Bay zawładnie rynkiem muzycznym. I wtedy w głowie Eka narodziło się pytanie: a co, gdyby stworzyć dla serwisu konkurencję?

REKLAMA

Playlista: opinia o serialu Netfliksa

Serial stworzony przez Christiana Spurriera i Luke'a Franklina składa się z sześciu odcinków - "Wizja", "Branża", "Prawo", "Programista", "Partner" i "Artystka" - a każdy z nich jest opowiedziany z innej perspektywy. W pierwszym poznajemy Daniela Eka (Edvin Endre), który po odrzuceniu swojej kandydatury przez Google postanawia zdigitalizować przemysł muzyczny. W drugim twórcy przybliżają sylwetkę Pera Sundina (Ulf Stenberg), dyrektora muzycznego, który próbuje uchronić branżę przed cyfryzacją, czego symbolem jest jego nieśmiertelna szafa grająca, a w kolejnych epizodach poznajemy pozostałych bohaterów, którzy byli częścią historii o powstaniu serwisu Spotify.

Playlista - zwiastun

Serial relacjonuje wydarzenia z tamtych lat z dbałością o szczegóły i to jest jego największy plus. Zaletą produkcji jest również to, że możemy poznać historię stworzenia serwisu z perspektywy różnych graczy, co pozwala jednocześnie zrozumieć, jaką rolę każdy z nich odegrał przy jego powstawaniu. Całość okraszona jest świetnie dobraną muzyką, co idealnie wpisuje się w poszczególne momenty tej produkcji.

W "Playliście" zabrakło mi jednak ważnej rzeczy. Bo chociaż zagrała tu z reporterską dokładnością przedstawiona historia, która została opowiedziana z perspektywy różnych osób, a także świetnie dobrany soundtrack, przy którym nóżka sama chodzi, to jednak minusem jest brak czegoś, co podniosłoby nieco napięcie. Bo powiem szczerze, że gdybym nie dała szansy temu serialowi po pierwszym odcinku, to najpewniej dałabym sobie z nim spokój - przez brak adrenaliny i nutki tajemnicy, "Playlista" trochę traci i nie każdy będzie miał ochotę zostać z nią na dłużej. Myślę też, że bohaterowie zostali przedstawieni trochę w sposób mechaniczny, jako reprezentanci poszczególnych stanowisk - brakowało im więcej cech ludzkich, jak choćby w przypadku Pera Sundina.

"Playlista" to mimo wszystko świetny serial, który zaspokoi głód miłośników produkcji biograficznych. Został bardzo starannie zrealizowany, choć rzeczywiście zabrakło jakiejś nutki tajemnicy czy intrygi, która sprawiłaby, że oglądałoby się go z jeszcze większym zainteresowaniem. Jeśli zatem lubicie tego typu tytuły, to koniecznie zajrzyjcie na Netfliksa - myślę, że to jeden z lepszych seriali w swoim gatunku, o którym powinno się mówić trochę głośniej.

Zdjęcie główne: materiały prasowe Netflix.

REKLAMA

O produkcjach Netfliksa czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

To psychodeliczne sci-fi na Prime Video wywala widzów w kosmos

Ten horror science fiction wypala widzom mózgi. "Ash" jakiś czas temu wpadł na Prime Video, omijając dystrybucję kinową w naszym kraju. Gdy produkcję zobaczycie, będziecie żałować, że nie mieliście okazji doświadczyć jej na wielkim ekranie.

ash science fiction amazon prime video co obejrzeć horror
REKLAMA

Dobrze czytacie. Nie "obejrzeć", tylko "doświadczyć". "Ash" nie jest bowiem zwykłym filmem. To filmowy trip, który zabiera widzów w kosmos, gdzie - jak dobrze wiadomo - nikt nie usłyszy naszych krzyków. A krzyczeć się na pewno chce, bo do najłatwiejszych produkcja na pewno nie należy. Artysta znany pod pseudonimem Flying Lotus jest w swej wizji bezkompromisowy. Jego opowieść wdziera się do umysłów widzów i sieje w niej spore zniszczenie. Dlatego przed seansem należy się uzbroić w mocne nerwy i jeszcze mocniejsze żołądki.

Każdy, kto widział debiut Flying Lotusa - "Kuso", który z grubsza rzecz ujmując jest festiwalem obrzydliwości - wie, że to o nerwach i żołądkach nie jest pustym frazesem. Ba! W tym kontekście rozśmieszyć wręcz mogą zapewnienia reżysera, że tym razem chciał spróbować swoich sił w kinie bardziej mainstreamowym. Rzeczywiście, "Ash" jest filmem narracyjnym, a przez to przystępniejszym od poprzedniej produkcji artysty. Wciąż jednak zwykłym zjadaczom popcornu przyprawi o mdłości.

REKLAMA

Ash - czemu warto obejrzeć science fiction na Prime Video?

Oddając Flying Lotusowi sprawiedliwość trzeba zaznaczyć, że korzysta on z wytartych już schematów i klisz kina science fiction. Akcja "Asha" zabiera nas na stację kosmiczną - dosłownie chwilę po masakrze. Badaczka Riya budzi się, zupełnie nie pamiętając, co się wydarzyło. Teraz musi to odkryć. A pomaga jej w tym Brion - inny naukowiec. Stopniowo wspólnie poznają przerażającą prawdę. Tak, tę.

Ash - horror science fiction - Amazon Prime Video - co obejrzeć?

Może i fabularnie "Ash" bywa przewidywalny. Ale nie tyle liczy się w nim "co", a "jak" zostało opowiedziane. Flying Lotus wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że to film zrobiony dla graczy. Jedną z głównych inspiracji reżysera było "Dead Space". Jego fani doświadczając produkcji poczują ten sam klaustrofobiczny klimat. Będą dyszeć z przerażenia, bo przestrzeń na ekranie wydaje się coraz ciaśniejsza i nieraz zaczyna brakować tchu.

Flying Lotus stawia na pełną immersję, dlatego chętnie wykorzystuje growe środki wyrazu. Spoglądając na kolejne trupy Riya doznaje flashbacków - te ułamki wspomnień stopniowo łączą się w spójną całość - które obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. W międzyczasie atakuje nas przesterowane światło i intensywne barwy. Czerwień zalewa ekran, przez co film robi się lepki. Z rwanym montażem dostarcza to nie tylko psychodelicznych wrażeń, ale też wzmaga napięcie.

Oczywiście, "Ash" to film, który przede wszystkim stawia na klimat. Nie znaczy to jednak, że boi się przemocy. Wcale od krwi nie stroni i pokazuje nam rozdarte ciała nieco dłużej, niż podpowiadałby to zdrowy rozsądek. On się wręcz pławi w tej brutalności, nie zważając czy akurat macie pod ręką jakiś pojemnik na wymioty. Dostajemy przez to produkcję pulsującą jak otwarta rana. I równie bolesną.

Więcej o science fiction poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
REKLAMA
REKLAMA