"Kosmiczny mecz" to jeden z moich ulubionych filmów z okresu dzieciństwa. Plotki o jego kontynuacji co jakiś czas pojawiają się w doniesieniach prasowych, nigdy jednak nie były one konkretne i nie wychodziły od nikogo, kto mógłby mieć wpływ na jej powstanie. Teraz - choć to nadal nic pewnego - sequel jest bliżej niż kiedykolwiek.
Składają się na to dwie rzeczy. Pierwsza i najważniejsza - Warner Bros., studio odpowiedzialne za stworzenie "Kosmicznego meczu" i posiadające doń prawa, podpisało kontrakt z jednym z najbardziej rozpoznawalnych obecnie koszykarzy, LeBronem Jamesem. Ów kontrakt obejmuje między innymi szeroko rozumianą współpracę przy produkcji filmów, programów telewizyjnych i cyfrowych treści. Przed laty podobne porozumienie podpisał inny słynny zawodnik, Michael Jordan.
To oczywiście jeszcze o niczym nie przesądza. LeBron może równie dobrze zostać producentem jakiegoś widowiska, albo nawet wystąpić w filmie, który wcale niekoniecznie będzie sequelem "Kosmicznego meczu". Jednakże, dziennikarz Alex Weprin dotarł do dokumentu, z którego wynika, że Warner Bros. w czerwcu tego roku zarejestrowało nowe znaki handlowe dotyczące marki "Kosmiczny mecz".
Trudno więc wykluczyć, że "Kosmiczny mecz 2" powstanie. Tym bardziej, że sam LeBron James niegdyś już zadeklarował, że bardzo chętnie zagrałby w takim widowisku. Na razie jednak zarówno koszykarz, jak i studio, zaprzeczają, że coś jest na rzeczy.
Rodzi się pytanie, czy na pewno chcielibyśmy zobaczyć sequel "Kosmicznego meczu". Ten kultowy dla wielu film, w którym bohaterowie kreskówek Looney Tunes porywają Michaela Jordana, by pomógł im on wygrać mecz koszykówki przeciwko drużynie kosmitów, być może na zawsze powinien pozostać jedynie miłym wspomnieniem. Choć tego typu życzenie, gdy mówimy o Hollywood, ma niewielkie szanse na spełnienie.