Marek Krajewski opowiada o Eberhardzie Mocku, ale dostajemy obyczajówkę zamiast kryminału
Eberhard Mock to ulubiony literacki detektyw Polaków. Marek Krajewski kilka lat temu postanowił opowiedzieć o początkach wrocławskiego bohatera. Ale nie każdemu się spodoba, że pisarz w tym celu rezygnuje z formy kryminału.
OCENA
Seria kryminałów Marka Krajewskiego z Eberhardem Mockiem liczy już osiem części. Ostatnie dwie Mock i Mock. Ludzkie zoo przeniosły czytelników do pierwszych lat działalności śledczej głównego bohatera. Najnowsza powieść Krajewskiego cofa się jeszcze dalej.
Znaczna większość powieści Mock. Pojedynek toczy się na przełomie lat 1905 i 1906.
Eberhard jest wówczas studentem filologii klasycznej na Królewskim Uniwersytecie we Wrocławiu. Dobrze zna życie ulicy, ale wcale nie ma w planach kariery policyjnej. Głowę młodzieńca zapełniają raczej Platon, stoicy i Wergiliusz. Mock zostaje jednak wplątany w toczącą się na uniwersytecie intrygę, która zmusza go do podjęcia śledztwa i pokazuje mu mroczny świat, o istnieniu którego nie miał wcześniej pojęcia.
Jeśli Mock. Ludzkie zoo uznamy za podróż w głąb piekieł, to najnowsza powieść Krajewskiego stanowi bardziej pierwsze przekroczenie progu. Mock dopiero poznaje tajniki pracy detektywistycznej, przesłuchań, wymuszeń i posługiwania się bronią palną. Pomaga mu w tym prywatny detektyw Helmut Eugster, chyba najciekawsza postać książki Mock. Pojednek.
Młody Mock to bohater inny niż Eberhard znany z Śmierci w Breslau i innych wczesnych powieściach serii.
To idealista o gorącej głowie, ale daleki od cynizmu i uzależnień swojego późniejszego "ja". Do śledztwa przystępuje głównie dlatego, że jest ogromnym moralnym przeciwnikiem pojedynków o honor, które (choć nielegalne) stanowiły prawdziwą plagę na początku XX wieku. Okres umiejscowienia powieści stanowi niezwykle istotną część fabuły.
Krajewski zawsze poświęcał dużo czasu na wiarygodne odwzorowanie przedwojennego Breslau. Mock. Pojedynek wyróżnia się na tle jego wcześniejszych książek tym, że życie miasta jest tak naprawdę ważniejsze od części kryminalnej. Zachowania, obyczaje mieszkańców Wrocławia na początku XX wieku stanowią nie tylko objętościową, ale też jakościową większość dzieła Krajewskiego.
Nie w tym nic złego, bo Mock. Pojedynek jest naprawdę całkiem udaną powieścią obyczajową.
Potrafię sobie jednak wyobrazić fanów twórczości Krajewskiego, którzy nie będą do końca zadowoleni z tej zmiany. Śledztwo w sprawie śmierci uniwersyteckiego profesora nie jest żadną intrygą. Zarówno motywy, jak i sprawca są od początku znani czytelnikowi. W tyle przewija się co prawda iście marginalny wątek pewnej perwersyjnej zbrodni, ale jego obecność w powieści wydaje się dodana mocno na siłę. Tylko po to, by móc zakończyć sprawę bardziej efektownym finałem. I dać Mockowi bardziej efektowną furtkę do służby w policji.
Czytelnicy mogą się poczuć tym bardziej oszukani, że wydawca powieści za wszelką cenę stara się sprzedać Mock. Pojedynek jako pełnokrwisty kryminał. Pewne wątki w opisie znajdującym się na tylnej okładce zostają wyolbrzymione, inne przeinaczone. Wszystko po to, by wtłoczyć nową książkę Marka Krajewskiego w pewien schemat typowy dla tego twórcy. Nie było ani potrzebne, ani w szczególnie dobrym guście.