Doczekaliśmy się: "Xscape", druga, pośmiertna płyta Jacksona, jest już dostępna w niektórych krajach. Miałem przyjemność jej posłuchać. Jakie wrażenia? O tym poniżej. Zapraszam.
Gdzieś na samym dole, pod wszystkimi keyboardami i programowanymi automatami perkusyjnymi, których celem było wniesienie muzyki z "Xscape" do 21 wieku, znajduje się prosty fakt: główny, promujący album singiel, zatytułowany "Love Never Felt So Good", został napisany przy współpracy z Paulem Anką - jedną z największych gwiazd… Przeszłości. Paul Anka największe sukcesy odnosił w latach '50-tych (sic!), '60-tych i '70-tych - od lat '80-tych praktycznie nie istniejąc. Co prawda Michael Jackson, gdy jeszcze żył, nie zwracał uwagi na to - co więcej, nie miało to dla niego kompletnie najmniejszego nawet znaczenia. Michael uwielbiał staromodny showbiz i tradycyjne piosenkopisarstwo - i ten swoisty oldschool, vintage chciałby się rzec, wyraźnie słychać na "Love Never Felt So Good"… i na reszcie kawałków z płyty "Xscape".
Płyta ta to druga płyta wydana od śmierci Jacksona w 2009 roku. Twórczość na niej zawarta opiera się o archiwa, skryte głęboko przed wszystkimi od roku 1983, a kto wie, czy nie jeszcze dłużej. Dokładne informacje o tym, z jakiego okresu twórczości zaczerpnięto szkielety utworów, które na "Xscape" rozwinięto w pełnoprawne kompozycje, nie zostały ujawnione - gdyż "Xscape" w założeniu nie jest płytą archiwalną. To coś całkowicie przeciwnego - album ten ma przywrócić Michaela Jacksona do życia (i na szczyty list przebojów), i z tego właśnie powodu wspomniane wcześniej "Love Never Felt So Good" zostało zremiksowane jako duet z Justinem Timberlake'iem, który wydaje się być wyjątkowo szczęśliwy, mając możliwość zaśpiewania duetu ze swoim idolem. Fakt, że brak w tym utworze swoistego dialogu, co uwydatnia swoistą sztuczność tej kolaboracji tak naprawdę nie ma znaczenia - ten featuring to swojego rodzaju udzielenie poparcia, skutkujące zwróceniem gałek ocznych na tę kolaborację, co - w przypadku wydania singla solowego - mogłoby nie mieć miejsca.
Wersja "Deluxe" albumu zawiera również, w formie bonus tracków, oryginalne wersje demo ośmiu utworów, które ostatecznie trafiły na album (jak by nie patrzeć, to wyjątkowo krótka płyta). Na swój sposób, to te szkielety są fascynujące - w stopniu, w jakim ostatecznie zmiksowane kawałki nie są, i raczej nie będą. Oszczędne, niekompletne wokale, połączone z keyboardowymi szkicami, stanowią jednak pewną, organiczną całość - na tyle, że można sobie wyobrazić, jak te kawałki - gdyby ukończył je sam Michael Jackson - wpasowywałyby się w jego poprzednie albumy, takie jak "Bad", "Dangerous" czy "Invincible". W wielu przypadkach zarysy utworów udowadniają, jak znakomitym twórcą, pisarzem piosenek był Jackson: kawałki, nad którymi zaczął pracę, mogłyby być zaaranżowane na wiele sposobów - dlatego też, wspomniane wcześniej "Love Never Felt This Good" jest w tak dużym stopniu instruktywne. Pierwotna wersja, opierająca się na pianinie zestawionym z wokalem Jacksona, przywodzi na myśl lśniące cekiny i klasyczny, showbizowy klimat, w którym wyspecjalizował się wspomniany wcześniej Paul Anka. Ostateczna wersja jednak, nad którą czuwali producent i impresario ze świata R'n'B, L.A. Reid, oraz znany już chyba wszystkim Timbaland - to wyjątkowo zręczna kompozycja, przywodząca z jednej strony klasyczne "Off The Wall", z drugiej zaś - jest na tyle uwspółcześniony, że nie brzmi archaicznie w połowie 2014.
Całe "Xscape" zresztą traktuje twórczość Jacksona ze swojego rodzaju czcią i szacunkiem - mimo, że jest czysto komercyjnym przedsięwzięciem - skupiając się na wirującym, pełnym kolorów i rozbłysków soulu czy disco okresu "Off The Wall", delegując na dalszy plan nieco bombastyczny "Thriller"… czy którykolwiek z melodramatycznych i egzaltowanych albumów, które ukazały się po tej płycie. Gdyby Jackson wciąż żył, zapewne nie zrobiłby takiej płyty, jaką zrobili dla niego - i za niego - producenci. Jego wydane za życia płyty, począwszy od "Bad", świadczą o tym, że Jackson był w pełni świadomy popowych trendów i nośnych tematów, i starał się je wplatać w swoją twórczość - często ze szkodą dla siebie samego, a nie z korzyścią. To jednak też urok tej płyty: Timbaland i L.A. Reid wskrzeszają Jacksona sprzed lat; tego, sprzed ery klipów przypominających budżetem i długością etiudy filmowe, za którym wielu tęskniło. Brzmienie, któro przewija się przez całą płytę, niezależnie od kompozycji, jest jednocześnie nostalgiczne, i współczesne. Niełatwo jest takie coś zrobić - ale im w dużym stopniu się to udało, a "Xscape" to dobre i warte uwagi ukoronowanie, i zwieńczenie, kariery Króla Popu.