Jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś dorastał z duchami? Rozmawialiśmy z obsadą najnowszego serialu Netfliksa
Nawiedzony dom na wzgórzu okazał się miłą halloweenową niespodzianką od Netfliksa. O produkcji porozmawialiśmy z członkami obsady, którzy wcielili się z głównych bohaterów.
Z aktorami, którzy zagrali członków rodu Crain, rozmawiałem w urokliwej kapliczce w centrum Londynu. Dekoracje przypominały nieco wnętrze starego, pełnego tajemnic serialowego domu. Na szczęście spotkanie odbyło się po południu, a nie z samego rana. W przeciwnym razie mógłbym na miejsce nie dotrzeć.
Wszystko dlatego, że oglądając dzień wcześniej kolejne odcinki tego wciągającego serialu - samemu, po zmroku, w hotelu w obcym mieście - nie mogłem się oderwać od monitora. W rezultacie zarwałem noc, by tylko poznać dalsze losy Stevena, Shirley, Theodory, Luke’a i Nell.
To o tyle ciekawe, że Nawiedzony dom na wzgórzu nakręcono w konwencji horroru, ale tak naprawdę to… serial obyczajowy.
Oliver Jackson Cohen, który zagrał Luke’a Craina, wyjaśnia zresztą, że serial „opowiada o piątce rodzeństwa, która mieszkała w nawiedzonym domu. Bohaterów spotykamy jako dorosłych ludzi, a serial opowiada o wpływie, jaki miało na nich dorastanie w takich warunkach”. To ich relacje są motywem przewodnim, a horrorowa otoczka to jedynie dodatek.
W serialu pojawia się zresztą aż siódemka głównych bohaterów: piątka dzieci i ich rodzice. Do produkcji zatrudniono jednak znacznie więcej aktorów, niż wynikałoby z prostego rachunku. Nawiedzony dom na wzgórzu opowiada bowiem historię niechronologicznie. Pojawia się w nim mnóstwo retrospekcji, które dzielą od teraźniejszości dwie dekady.
Kim są bohaterowie The Haunting of the Hill House?
Głową rodziny jest Hugh Crain, czyli typowy amerykański troskliwy ojciec. W głównej linii czasowej wcielił się w niego Timothy Hutton, a w retrospekcjach - Henry Thomas. Hugh jest „praktycznym, pragmatycznym człowiekiem” - wyjaśnia grający jego młodszą wersję aktor. „Gdy widzi problem, to o nim nie mówi, od mówienia jest Olivia. On go naprawia”.
Żona ojca rodziny i matka piątki głównych bohaterów jest zresztą jedną z najważniejszych postaci w serialu. Wcieliła się w nią wyłącznie Carla Gugino. Olivia, która popada miarowo w odmęty szaleństwa, ginie bowiem w momencie wyprowadzki rodziny Crain z tytułowego domu. W serialu pojawia się jednak w licznych flashbackach.
Najważniejszymi postaciami w The Haunting of Hill House są jednak mimo wszystko dorosłe dzieci Crainów.
Tragiczne wydarzenia, które miały miejsce w domu na wzgórzu, są już przeszłością. Steven jest przekonany, że jego matka popełniła zwykłe samobójstwo, a cała reszta to wyobraźnia rodzeństwa bądź urojenia. Jest sceptykiem, ale jego brak wiary w zjawiska paranormalne można interpretować jako mechanizm obronny. Jak zauważa wcielający się w niego aktor, „on tylko trzyma wieko, by jego najgorsze strachy nie wyszły na światło dzienne”.
Michiel Huisman, zapytany o stosunek jego bohatera do rodzeństwa, zdradza, że Steven jest niezmiernie smutny, bo brat i siostry, których bardzo kocha, go tak po prostu „nie lubią”. Z pozostałej czwórki najbardziej podziwia Theodorę, która wydaje się radzić sobie najlepiej z całej piątki, a najbardziej rozczarowany jest drugą siostrą, która go odrzuciła.
Shirley jest w końcu przeciwieństwem Stevena.
Nie kompletnym, bo podobnie jak on jest sceptycznie nastawiona do zjawisk paranormalnych. Zupełnie inaczej radzi sobie jednak z traumą z dzieciństwa. Trzeźwo patrzy na świat, jest silna i tak po ludzku dobra. Założyła rodzinę, prowadzi swój własny biznes i twardo stąpa po ziemi, ale ma do starszego brata ogromny żal o to, że przehandlował ich prywatność.
Dużo o tej postaci mówi też jej profesja: została przedsiębiorcą pogrzebowym. Samodzielnie zajmuje się przygotowaniem zwłok do ostatniego pożegnania. Jako dziecko straciła matkę i wie, jak istotny jest dla ludzi ten ostatni moment, gdy widzą swoich bliskich. Takie oswojenie się ze śmiercią było jednak wyzwaniem dla aktorki, która tę postać musiała zagrać.
Na przeciwległym biegunie są Luke i Nell, czyli najmłodsze dzieci Hugh i Olivii.
To one - ze względu na swój wiek - były najbardziej poturbowane mentalnie po wyprowadzce z tego nieszczęsnego domu. Nawet po wejściu w dorosłość, Nell ma problemy ze snem i musi stale przyjmować leki, by normalnie żyć. Nie radzi sobie z życiem i wspomnieniami z dzieciństwa, a do tego po latach od wyprowadzki spotyka ją coś okropnego i niewytłumaczalnego.
Jej brat bliźniak Luke z kolei uciekł od problemów w nałóg i stał się heroinistą. Grający go Oliver Jackson Cohen podkreślił jednak, że nie skupiał się na tym aspekcie swojej roli. Owszem, musiał pamiętać o np. trzęsących się dłoniach, by wypaść realistycznie i przekonująco, ale kluczowe było dla niego to, że jego bohater po prostu ucieka od czegoś przerażającego.
Zupełnie inaczej z wydarzeniami, które miała miejsce w domu Crainów, radzi sobie Theodora.
Jest trzecim, środkowym dzieckiem Hugh i Olivii. Jak zauważa Kate Siegel, która się w nią wciela na ekranie, dziewczyna „wykształciła w sobie umiejętność odczytywania emocji innych poprzez dotyk i czuje się niekomfortowo w towarzystwie ludzi”. To sprawia, że chociaż jest nazywana „zaciśniętą pięścią z włosami”, ma z rodzeństwa najwięcej empatii.
Jednocześnie jest najbardziej wycofana, nie umie mówić o swoich emocjach. Została psycholog dziecięcym, bo tylko dzięki temu jest w stanie funkcjonować. „Nie ma bliźniaka [jak Luke i Nell], nie ma rodziny jak Shirley, nie ma kariery jak Steven. Wszystko, co jej zostało, to otaczać się cierpiącymi dziećmi, nie jest w stanie znaleźć nici porozumienia z dorosłymi” - wyjaśnia Kate Siegel.
Bliźniaki wierzą w duchy (które mogą być "strachami, marzeniami, albo po prostu duchami"), a starsze rodzeństwo - nie. Theo jest rozdarta, bo nie wie, w co ona powinna wierzyć, gdy zaczynają się dziać wokół niej niewyobrażalne rzeczy. Chce po prostu, "by jej tatuś to naprawił". To sprawia, że jest w niej sprzeczność, co dla aktorki odgrywającej postać Theo było sporym wyzwaniem.
Głębi tej postaci nadaje też orientacja seksualna.
Theodora jest lesbijką, a na ekranie obserwujemy jej relacje z partnerką. Nie zabrakło też scen seksu. Kate Siegel pytana o tę kwestię zaznaczyła jednak stanowczo, że bynajmniej nie chciano zrobić z Theo jakiegoś symbolu np. dla środowisk LGBT. Dodaje, że ekipa filmowa chciała, „by to była taka sama osoba jak my wszyscy”.
Aktorka nadmienia też, że horrory bardzo często przedmiotowo traktują seksualność bohaterów. Kate Siegel ma jednak nadzieję, że dzięki Nawiedzonemu domowi na wzgórzu w przyszłości będzie powstawać więcej produkcji z dreszczykiem, które napędzają ciekawe postaci, a nie latające po kolejnym nawiedzonym domu „dziewczyny w samych majtkach”.
Nawiedzony dom na wzgórzu jest serialem ambitnym
Co ciekawe, nie jest to pierwsza adaptacja kultowej powieści Shirley Jackson. Michiel Huisman, który uważa książkę, o którą oparto luźno nowy serial oraz bazujące na niej filmy, za świetne dzieła, twierdzi, że Nawiedzony dom na wzgórzu od Netfliksa przenosi tę historię „na zupełnie nowy poziom, a osoby znające oryginał będą zaskoczone”. Trudno odmówić mu racji.
Nawiązania do prozy Shirley Jackson, nie licząc samego motywu przewodniego, są subtelne. Opierają się o np. wykorzystanie fragmentów tekstu źródłowego w dialogach. W serialu zdecydowano się też na niechronologiczną narrację. Henry Thomas mówi, że „sceny się powtarzają, ale prezentowane są w nich inne punkty widzenia, które dodają głębi”.
Konfrontacja różnych punktów widzenia jest ogromną siłą tego serialu.
Henry Thomas zwraca uwagę na to, że w przeciwieństwie do innych seriali i filmów będących horrorami, ich produkcja jest szalenie zależna od rozwoju postaci. Nikt tutaj nie czuł się „jak pionek na szachownicy, który krzyczy ze strachu, gdy go ktoś przesuwa”. Wszystko ze względu na to, że w centrum stoi rodzina po przejściach.
Kate Siegel zauważa zaś, że Mike Flanagan, który wyreżyserował Nawiedzony dom na wzgórzu, kręcił już horrory, ale jest w głębi duszy romantykiem. To dlatego, gdy wziął na tapet klasykę gatunku, postanowił zrobić z niej opowieść „o miłości, rodzinie, poświęceniu i żałobie, po prostu umiejscowioną w nawiedzonym domu”. I to faktycznie się udało.
Aktor wcielający się w Luke’a przewiduje zaś, że wiele osób będzie chciało obejrzeć The Haunting of Hill House, bo pomyślą, że to lekka produkcja, która straszy tanimi chwytami. Gdy zorientują się, że to coś więcej, będą oglądać serial dalej… albo nie. Jestem jednak przekonany, że widzowie, którzy dotrwają do końca, będą z seansu zadowoleni.
Na szczególną uwagę zasługuje też jedna konkretna scena z szóstego odcinka.
Nie zagłębiając się w to, co przedstawia, wspomnę tylko, że trwa ona kwadrans. Nie mogło być w niej cięć ani nie można było użyć zbliżeń, które ukryłyby ewentualne potknięcia. Aktorzy opowiadali o przygotowaniu się do jej kręcenia z wypiekami na twarzy. Było to dla nich nie lada osiągnięcie.
Michiel Huisman wspomina, że był w ogromnym stresie podczas pracy, bo każdy błąd mógł spowodować, że trzeba będzie kręcić od nowa. Przygotowanie do kolejnej próby trwałoby bitą godzinę, więc wszyscy starali się wypaść jak najlepiej i nie pomylić swoich kwestii. Presja była ogromna.
Henry Thomas porównał nagrywanie tego ujęcia do udziału w sztuce teatralnej.
„To był niemal osobny film krótkometrażowy” - dodaje. Zwykle plan zdjęciowy to kilka małych pomieszczeń lub wręcz ścian z przyklejanymi dekoracjami, które oddziela studio. Tutaj w przypadku większości retrospekcji był nim de facto cały dom, co dawało aktorom sporo komfortu.
Aktor grający młodego Hugh Craina zdradza, że gdy któryś z rodziców mówił, że np. dzieci są w pokoju na górze, to wskazywał na sufit w stronę konkretnego pomieszczenia, a one faktycznie tam były. Dzięki temu czuło się na planie ten ogrom rezydencji, która tak mocno doświadczyła serialową rodzinę.
Pomysł na tę scenę narodził się zresztą na początku.
Ostatnie scenariusze powstawały w toku prac, ale Mike Flanagan od początku wiedział, do czego ta historia zmierza. Dom został tak przygotowany, by móc zrobić to konkretne 15-minutowe ujęcie, a kamera potrafiła przechodzić przez ściany i sufity, gdy ekipa filmowa poza kadrem pracowała jak w ukropie, ustawiając dekoracje.
Z kamerą, jak opowiadali aktorzy, na planie były też niezłe przeboje. Wózek z nią jeździł bowiem po dywanie, a jego kółka nie były przystosowane do takiej powierzchni. Wkręcało się w nie włosie. Twórcy zdawali sobie sprawę, że to proszenie się o kłopoty i faktycznie - kółko złamało się… kilka sekund po tym, gdy padł ostatni klaps.
Nawiedzony dom na wzgórzu - czy jest szansa na drugi sezon?
Po obejrzeniu całości zgadzam się z nim, że ta historia miała definitywne zakończenie i nie wymaga kontynuacji. Nie zdziwię się jednak, jeśli serial okaże się hitem, a Netflix postanowi pociągnąć temat. Mam jednak nadzieję, że jeśli tak zdecydują twórcy, to The Haunting of Hill House stanie się antologią lub doczeka się nie bezpośredniej kontynuacji, a np. prequela.