Nawiedzony dom na wzgórzu to nietuzinkowy horror w odcinkach. Recenzujemy nowy serial Netfliksa
The Haunting of Hill House to nowy horror w odcinkach od Netfliksa. Serial okazał się jednak nie tylko opowieścią o tytułowym nawiedzonym domu, ale też obyczajówką o (nie)zwykłych problemach barwnej i temperamentnej rodziny.
OCENA
Na trzeci sezon Stranger Things jeszcze poczekamy, ale Netflix sprawił widzom miłą niespodziankę na Halloween. Nawiedzony dom na wzgórzu to kolejna już adaptacja kultowej powieści Shirley Jackson. Mike Flanagan, który nakręcił Hush, Oculus i Grę Geralda, wziął teraz na tapet klasyczną historię z końcówki lat 50. ubiegłego wieku i dopasował ją do współczesnych realiów.
Bohaterami serialu są dorośli ludzie, którzy wychowali się wspólnie w tytułowym Nawiedzonym domu na wzgórzu.
To piątka rodzeństwa, która mieszkała wspólnie pod jednym dachem w młodości. Opuścili pełen tajemnic dom po tym, gdy w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła ich matka. Zostawili go za sobą i rozpoczęli dorosłe życie. Jedni z lepszym, inni z gorszym skutkiem, ale jakoś sobie radzą. Problem w tym, że od traumatycznego dzieciństwa nie sposób uciec w pełni.
Oczywiście motyw domu, w którym straszy, przewijał się w literaturze, kinie i telewizji od dekad. Netflix uznał, że ma do powiedzenia na ten temat coś świeżego i okazuje się, że było to w pełni uzasadnione. The Haunting of Hill House nie jest bowiem typowym horrorem i odgrzewanym kotletem. Wydarzenia, jakie miały miejsce w domu, są tylko tłem dla solidnego dramatu rodzinnego.
Wbrew obawom nie sposób się też pogubić w gąszczu bohaterów.
Czytając pierwsze opisy fabuły The Haunting of Hill House, obawiałem się, że nie połapię się w tym, kim są kolejni bohaterowie. Zależności pomiędzy nimi wydawały się na papierze bardzo zawiłe. Na szczęście okazało się, że postaci są na tyle wyraziste i dobrze zagrane, że nauczyłem się szybko je rozpoznawać. Ba, zacząłem również przejmować się ich losem.
Co ciekawe, nie ma tutaj tego jednego głównego bohatera, z którym miałby identyfikować się widz, jak to często bywa w serialach. Bracia i siostry z rodu Crain zostali przez scenarzystów potraktowani w zasadzie równorzędnie. Każdy z piątki rodzeństwa dostał swój własny wątek fabularny - poza oczywiście tym głównym, który po latach ponownie splątuje ich losy.
Nawiedzony dom na wzgórzu - kto jest kim?
Najstarszym potomkiem Hugh i Olivii Crainów, którzy dekady temu zamieszkali z dziećmi w felernym domu, jest Steven. Wydarzenia, które doprowadziły do śmierci jego matki, dotknęły go w najmniejszym stopniu. Został sceptycznym specem od zjawisk paranormalnych i sporo zarobił, opisując swoje dzieciństwo w książce. Ma żonę, ale nie żyje z nią w dobrych stosunkach.
Jego siostra, czyli stateczna i opanowana Shirley, w inny sposób poradziła sobie z traumą. Prowadzi wraz z mężem zakład pogrzebowy, w którym przygotowuje ciała zmarłych do ostatniego pożegnania. Jest matką dwójki dzieci. Drzwi w drzwi z nią mieszka Theodora - samotna i nieco wycofana psycholog dziecięca, która nie bez powodu całe życie chodzi w rękawiczkach.
Pozostała dwójka to bliźniaki, Luke i Nell.
Są sporo młodsi od Stevena, Shirley i Theo, a Nawiedzony dom na wzgórzu wpłynął na nich najbardziej. Luke od dziecka był zresztą zamknięty w sobie i jako dorosły człowiek nigdy nie zbudował stałego związku. Zamiast tego uciekł w narkotyki, a obecnie przebywa po raz kolejny na finansowanym przez rodzeństwo odwyku. Ciągnie za sobą naprawdę ogromny bagaż.
Nell jest z kolei największym lekkoduchem w rodzinie, który musi zmagać się ze swoimi własnymi demonami. W dodatku nie tylko trudne dzieciństwo pozostawiło na jej psychice duży ślad - dorosłe życie też ją srogo doświadczyło. Musi teraz stale przyjmować leki, a do tego bardzo kiepsko radzi sobie z samotnością.
The Haunting of Hill House co odcinek zmienia punkt widzenia.
Serial nie ma głównego bohatera, ale poszczególne epizody - już tak. Akcja rozwija się z tego powodu leniwie. Cała pierwsza połowa sezonu skupia się bowiem na przedstawieniu w gruncie rzeczy tej samej historii, ale z perspektywy kolejnych członków rodzeństwa. Ich wątki się zazębiają, a kolejne warstwy historii rzucają na minione wydarzenia nowe światło.
Jeśli w jednym odcinku widzieliśmy, że bohater wpada na innego, to w kolejnym zwykle dowiemy się, co dokładnie przed tymże spotkaniem robił drugi z nich. Jeśli tylko ktoś słyszał pukanie w zamknięte na głucho drzwi, za którymi nikogo nie powinno być, to niedługo później zapewne zajrzymy na ich drugą stronę i dowiemy się, kto - lub co - w nie wtedy pukało.
Czas nie ma znaczenia, liczą się emocje.
Fabuła cały czas posuwa się do przodu, aczkolwiek choć miarowo, to bardzo, bardzo powoli. Od pędzenia do kolejnego rozdziału tej historii ważniejszy jest bowiem kontekst, zarówno historyczny, jak i emocjonalny. Nawiedzony dom na wzgórzu nigdzie się nie spieszy i nie skupia się na straszeniu widza, chociaż oczywiście i tego elementu nie zabrakło.
Powolne tempo w żaden sposób nie przeszkadza też podczas seansu, bo The Haunting of Hill House stawia na nielinearną narrację. Zatrudniona została nawet grupa dziecięcych aktorów, która wciela się w tych samych głównych bohaterów, ale w drugiej głównej linii czasowej - gdy sprowadzili się do domu. Retrospekcje są powiązane z teraźniejszością tematycznie.
Ze zdumieniem odkryłem też, że horror i groza nie są clou tej historii.
Bohaterowie co jakiś czas oczywiście widują duchy i inne zjawy, a wokół nich dzieje się wiele rzeczy, których nie sposób racjonalnie wytłumaczyć. Atmosfera niepokoju utrzymuje się przez bite 10 godzin seansu. Niewiele jest jednak typowych scen, które mają szokować tylko niespodziewanym pojawieniem się na ekranie jakiejś maszkary przy wtórze głośnych efektów dźwiękowych.
Zamiast tego Nawiedzony dom na wzgórzu wprowadza widza w niekomfortowy nastrój, rozmontowując na jego oczach rodzinę po przejściach. Najgorsze jest to, że jako widzowie jesteśmy świadomi mechanizmów, które stawiają rodzeństwo raz po raz w patowych sytuacjach i w przeciwnych narożnikach. Łatwo jednak zrozumieć, co pcha ich w tym, a nie innym kierunku.
Nawiedzony dom na wzgórzu okazał się bardzo miłą niespodzianką.
Obawiałem się, że Netflix na Halloween zaserwuje widzom li tylko kolejny generyczny horror, jakich wiele. Okazało się, że Nawiedzony dom na wzgórzu to dużo, dużo więcej. Horrorowa otoczka jest tu tylko pretekstem, by pokazać trudne relacje rodzinne. Wykorzystanie oklepanego motywu to dość ciekawy sposób na sprzedanie widzom w gruncie rzeczy obyczajowej historii.
Brawa należą się też aktorom, którzy tchnęli w swoje postaci życie (i nie tylko). Dotyczy to wiarygodnych i pełnych przywar głównych bohaterów i ich dziecięcych odpowiedników oraz całej reszty - w tym fenomenalnie zagranych rodziców. Serial obfituje w hipnotyzujące sceny, a uczucie niepokoju wzbudza przede wszystkim to, czego nie widać.
A to w horrorach jest przecież najlepsze.
Nieco mrożących krew w żyłach scen się tu znalazło i nie zabrakło tu całkiem przekonujących efektów specjalnych, ale The Haunting of Hill House nie będzie raczej serialem, po którym będziecie musieli spać przy zapalonym świetle. Produkcja zachęca za to do refleksji na temat rodziny, miłości i radzenia sobie z przeciwnościami, gdy trwamy na dobre i złe w trudnej relacji.
Nawiedzony dom na wzgórzu to przy tym zdecydowanie jedna z solidniejszych propozycji Netfliksa w ostatnim czasie. Podchodziłem do niego mocno sceptycznie, ale rezygnując z seansu, sporo bym stracił. Jeśli tylko szukacie serialu na długie jesienne lub zimowe wieczory, to tę produkcję mogę z czystym sumieniem polecić.