Netflix chce nam wmówić, że filmy dobrze ogląda się na smartfonach. Nie, do cholery, nie ogląda się dobrze
Szef ds. treści serwisu Netflix ewidentnie odpłynął na fali samozachwytu, bo już dawno nie słyszałem równie kuriozalnej wypowiedzi. Ted Sarandos twierdzi bowiem, że widzowie pokochają film „Roma” oglądając go na swoich smartfonach.
Ted Sarandos chyba zachłysnął się niezaprzeczalnym sukcesem Netfliksa na całym świecie i tym, że jego firma stała się kulturowym i biznesowym fenomenem kształtującym medialny świat XXI wieku. Ten samozachwyt jest oczywiście zrozumiały, ale jak widać czasem prowadzi w dość dziwaczne zaułki myślowe.
W miniony wtorek, 5 grudnia 2018, Ted Sarandos przemawiał na corocznym śniadaniu Dealmakers, organizowanym przez magazyn Variety. Wygłosił tam przemówienie, które chyba przejdzie do historii, przynajmniej w mojej pamięci, jako jedno z bardziej kuriozalnych w ostatnich latach. Zaczął nawet nieźle.
I tu już ręce mi opadły. Jakim cudem poważny szef jednej z największych i najważniejszych firm świata jest w stanie powiedzieć taką bzdurę i to do tego publicznie?
Kto przy zdrowych zmysłach jest w stanie bez cienia zażenowania powiedzieć, a wręcz zachęcać ludzi, że warto obejrzeć jakikolwiek film na smartfonie?
I to jeszcze posługując się przykładem filmu „Roma”, który wygląda niesamowicie w pełnej krasie, oglądany na jak największym ekranie. Same zdjęcia, oparte w dużej mierze na imponujących panoramach, z narracją rozgrywającą się na kilku planach, z mnóstwem szczegółów rozgrywających się w tle, po prostu tracą swój sens na 7-calowym ekranie (a niech i sobie ma HDR-y i inne bajery). Osobiście nie widzę do końca sensu oglądania tego filmu nawet na ekranie laptopa (polecam telewizor, a najlepiej jednak kino), ale tu już się nie upieram. Natomiast ciągle nie dociera do mnie jak to możliwe, że człowiek zajmujący tak wysoką pozycję w firmie zajmującej się dystrybucją i produkcją filmów jest w stanie wygadywać takie głupoty.
Każdy, kto ma jakikolwiek kontakt z filmami wie dobrze, że oglądanie ich na telefonie nie jest dobrą opcją. Żaden film nie wygląda dobrze na tak małym ekranie. Sarandos brnie jednak dalej, ośmieszając przy okazji własnego syna:
Oj nie, panie Sarandos. Ktoś, kto oglądał film na smartfonie, tak naprawdę nie oglądał filmu. Na małym ekranie to można sobie wideoklipy, zwiastuny czy podcasty na YouTube’ie oglądać.
Jeśli nie widzimy nawet dokładnie twarzy czy mimiki głównych bohaterów, nie wspominając już o kostiumach, scenografii, a na dźwięku czy pełnych planach kończąc, nie łudźmy się, że oglądaliśmy dany film w pełnej krasie. Nie będę ukrywał, że przeraża mnie to robienie z ludzi głupców i mentalnych inwalidów. Nie mam nic przeciwko rozwojowi technologii, która jest w stanie ułatwić nam życie i korzystanie z dobrodziejstw naszej popkultury. Ale błagam, nie dajmy z siebie robić zombie, jeszcze przed nadejściem apokalipsy.
Żaden poważny filmowiec nigdy w życiu nie pomyśli o tym, by nakręcić film z myślą o małym ekraniku w telefonie. Szkoda czasu, talentu, pracy ekipy, scenografów, speców od efektów specjalnych, dźwiękowców. Rozumiem, że pan Sarandos chce, by jak najwięcej ludzi (ekranów) miało jak najłatwiejszy dostęp do treści Netfliksa. Przekłada się to w końcu na daninę w postaci subskrypcji miesięcznej. Ale obawiam się, że powoli dzieje się to kosztem pogoni za zyskami i powiększaniem zasięgów. Serwisy streamingowe przez coś takiego mogą pokątnie przykładać ręce do powolnego zabijania w widowni potrzeby przeżycia filmowego. Oglądajmy filmy w kinie, w telewizji, na laptopie – wszędzie tylko nie, do cholery, na smartfonie!