REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

„Polska jest na pierwszej linii frontu”. Dmitrij Głuchowski opowiada o swoich „Opowieściach o ojczyźnie”. Wywiad

Pochodzący z Rosji autor kultowego „Metro 2033”, nazywany przez rząd swojego kraju „agentem obcego wpływu”, wydał w Polsce swoje nowe „Opowieści o ojczyźnie”. Obnaża w nich przywary swych rodaków i krytykuje Najwyższego Przywódcę, a nam się udało zadać mu kilka pytań dotyczących tej antologii oraz jego obecnej sytuacji. Dmitrij Głuchowski - wywiad.

23.03.2023
9:25
opowiesci o ojczyznie dmitrij gluchowski 0
REKLAMA

Opowieści o ojczyźnie” to nowa książka Insignis Media od twórcy hitów „Metro 2033”, „Futu.re” i „Tekst”. Jej autor, czyli Dmitrij Głuchowski, jest Rosjaninem nazywanym w kraju „agentem obcego wpływu”. Musiał uciec z Rosji, bo jest ścigany listem gończym za krytykowanie rządu. Udało nam się z nim porozmawiać o antologii, w której przygląda się krytycznym okiem rosyjskiemu społeczeństwu oraz skorumpowanym politykom.

Czytaj też: Postapokaliptyczna opowieść o tym, czym grozi fanatyzm religijny: „Outpost”

Z wywiadu dowiecie się, co Dmitrij Głuchowski myśli o Polsce i czy chciałby kiedykolwiek wrócić do tytułowej ojczyzny. Opowiedział nam również o tym, w jaki sposób władze próbują zdyskredytować jego twórczość i wyjaśnił, co chciał osiągnąć nowym zbiorem opowiadań, który jest luźną kontynuacją poprzedniego („Witajcie w Rosji”). Zdradził też, z której swojej książki nie jest zadowolony i wyjaśnił dlaczego.

REKLAMA
„Opowieści o ojczyźnie”, Dmitrij Głuchowski - jedno z opowiadań w wersji audio

„Opowieści o ojczyźnie” - wywiad z Dmitrijem Głuchowskim

Piotr Grabiec, Spider’s Web: Mam wrażenie, że wydanie w Polsce książki akurat 22 lutego 2023 r. to nie był przypadek. Ty podjąłeś tę decyzję czy wydawca? A może fakt, że niemalże pokryła się ona z rocznicą wybuchu wojny to przypadek, bo książka jest gotowa, wtedy kiedy jest gotowa i tyle?

Dmitrij Głuchowski: Tak się po prostu stało. Prace nad książką trwały przez jakiś czas, więc to prawdopodobnie przypadek. Ale przypadek symboliczny, bo minął właśnie rok od wybuchu wojny i wszyscy szukają odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że w XXI wieku doszło do czegoś takiego. Dzieje się wiele rzeczy, które próbuję zrozumieć i wytłumaczyć sobie i innym, ale odpowiedź nie jest taka prosta.

W książce znalazłem informację, że była pisana w latach 2009-2023, a to spory okres. W jaki sposób wydarzenia z ostatniego roku wpłynęły na fragmenty napisane przed inwazją Rosji na Ukrainę, czy wprowadzone zostały w nich jakieś duże zmiany?

Nie, postanowiłem pozostawić tę książkę jako kronikę przemian w Rosji na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Jest to próba psychoanalizy rosyjskiej duszy, opisania i wyjaśnienia zmian, do jakich doszło w tym czasie. Niektóre opowiadania dodałem na rok przed wojną i już wtedy pojawiały się pewne skomplikowane kwestie, które wymagały wytłumaczenia. Nie mogłem jednak przewidzieć, że nawet tak niepokojące pogorszenie sytuacji doprowadzi do wojny.

Osobiście uważałem wojnę za coś niemożliwego. Nie sądziłem, że coś tak przerażającego, ale i groteskowego, może się wydarzyć w naszym stuleciu. Tak więc nie dokonałem żadnych większych aktualizacji. Zmieniła się nieco kolejność, a niektóre opowiadania odrzuciłem. Ogólnie rzecz ujmując, widzieliśmy, że Rosja zamienia się w dyktaturę kosztem własnych obywateli, ale nie spodziewaliśmy się, że nadchodzi duża wojna w Europie.

Opowieści o ojczyźnie” to książka autora z Rosji, o Rosji, która została wydana w Polsce w takim, a nie innym czasie; co polscy czytelnicy znajdą w niej dla siebie?

Uważam, że Polska jest właściwie na pierwszej linii frontu i przymierza się do roli kolejnego uczestnika tego konfliktu. Widać to po polskim zaangażowaniu w tę wojnę, które jest znacznie większe niż innych europejskich krajów. Myślę, że zarówno polscy politycy, jak i większość Polaków zadaje sobie pytanie: „Co, jeśli będziemy następni? Co, jeśli Rosja teraz wygra, i przyjdzie po nas?”.

Myślę jednak, że trzeba dokonać ważnego rozróżnienia: między Rosją, narodem rosyjskim i reżimem Putina, który stara się wciągnąć jak najwięcej ludzi w swoje działania, podzielić się z nimi odpowiedzialnością za zbrodnie wojenne. Chciałbym jednak przypomnieć, że kiedy to się zaczęło, nikt w Rosji nie chciał tej wojny i nawet w najbliższym kręgu Putina ludzie byli zszokowani jego decyzją i wszyscy tylko mamrotali coś pod nosem, nie wiedząc jak zareagować.

Potem Putin musiał wymyślać coraz bardziej szalone i nieprawdopodobne wytłumaczenia dla tej agresji właśnie dlatego, że ludzie jej nie chcieli, a on musiał im ją jakoś sprzedać. I rok później, mimo niesamowitej propagandy i kar więzienia dla tych, którzy nie zgadzają się na tę wojnę, mimo siłowego tłumienia wszystkich protestów, nie widać wcale entuzjazmu i oddolnego poparcia dla wojny.

Wydaje mi się, że „Opowieści o ojczyźnie” są ważne, by zrozumieć, co naprawdę myślą i czują Rosjanie. Opisuję w tej książce nasze kompleksy, bóle fantomowe i ogólne poczucie niesprawiedliwości i frustracji. I sądzę, że niektóre z tych uczuć mogą przemówić do Polaków, ale nie tylko. Moją misją jest wyjaśnić, jak mogło do tego dojść, i co można z tym zrobić, nie tylko po to, by osiągnąć proste zwycięstwo militarne, ale również rozwiązać te psychologiczne czy wręcz psychiatryczne problemy. Słowem: jak uzdrowić Rosjan.

Dmitrij Głuchowski
Dmitrij Głuchowski, fot. Insignis Media

Kto jest tym razem „grupą docelową”; to twoi rodacy Rosjanie, czy jednak bardziej czytelnicy z innych krajów? Słyszałem też, że twoje książki są zakazane w Rosji, czy to prawda?

Nie, moje książki nie są w Rosji zakazane, muszą mieć tylko oznaczenie, że zostały napisane przez „agenta obcego wpływu”. Jestem ścigany pod zarzutem dyskredytowania rosyjskiej armii. Proces wycofania moich książek z księgarń potrwa dłużej, więc na razie nie są one zakazane. Każda książka, którą napisałem i która znajduje się w sprzedaży w Rosji, musi posiadać specjalne opakowanie – papierowe, nieprzezroczyste – z oznaczeniem: „Tylko dla dorosłych. Autor jest agentem obcego wpływu”. To oczywiście tylko pośredni etap na drodze do całkowitej cenzury.

Natomiast jeśli chodzi o docelowych odbiorców, to był czas, gdy starałem się myśleć w tych kategoriach. Miałem wtedy dwadzieścia siedem lat. Skończyło się to źle. Napisałem wtedy książkę, z której nie jestem zadowolony – właśnie dlatego, że pisząc ją, starałem się kogoś zadowolić, myślałem o docelowych czytelnikach. To było „Metro 2034”. Od tamtej pory porzuciłem takie myślenie. Uznałem, że jeśli naprawdę chcesz napisać opowieść, która się komuś spodoba, to przede wszystkim musi się ona spodobać tobie.

Opisz historię, która cię ekscytuje, którą uważasz za wartą opowiedzenia, która budzi w tobie emocje podczas pisania, a potem zdaj się na przeznaczenie i jeśli twoja książka znajdzie drogę do serc, myśli i emocji czytelników, osiągniesz sukces. Jeśli twoje uczucia były zbyt dziwne i egzotyczne, a historia jest interesująca tylko dla ciebie, to nie będzie bestsellerem, ale przynajmniej będziesz uczciwy wobec siebie.

Tak więc już dawno temu przestałem myśleć o wyimaginowanych docelowych czytelnikach. A czy zwracam się do czytelników w Rosji, czy raczej tych na Zachodzie? Myślę, że mój cel jest dwojaki. Pierwszy to edukacja rosyjskiego odbiorcy, sprzeciw dla propagandy wojennej uprawianej przez rosyjskie państwo, przypomnienie o wartościach humanistycznych, różnicy między dobrem a złem, bo to właśnie tę różnicę propaganda stara się zatrzeć.

Natomiast jeśli chodzi o czytelników na Zachodzie, to chciałbym im w jakimś stopniu wytłumaczyć, dlaczego Rosjanie robią to, co robią, i czują to, co czują, i co można zrobić, by wyleczyć tę chorobę. Chcę też, żebyśmy zrozumieli i pamiętali, że to, przez co przechodzi teraz Rosja, nie jest wcale takie wyjątkowe i egzotyczne, i nie jest tak, że żaden europejski kraj nigdy czegoś podobnego nie doświadczył.

Widzieliśmy, jak podobne faszystowskie szaleństwo trawi europejskie narody zaledwie osiemdziesiąt lat temu. Wtedy było to zjawisko dość często spotykane i wiele krajów, zarówno zachodniej, jak i na wschodniej Europy, doświadczyło różnych form rządów faszystowskich. Jest to więc całkiem powszechna choroba i lekarstwo wszędzie było podobne.

„Opowieści o ojczyźnie”, Dmitrij Głuchowski, wyd. Insignis Media - okładka

Spośród opowiadań w „Opowieściach o ojczyźnie” najbardziej spodobały mi się te o medialnym potentacie oraz sędziach robotach, ale które z nich będzie według Ciebie najbardziej lubiane w Polsce, a które w Rosji?

Wydaje mi się, że opowiadanie o sędzi robocie jest emblematyczne i obecnie bardzo ważne. Sądy w Rosji tylko podpisują się pod wyrokami przesyłanymi im przez FSB i administrację prezydenta. Liczba wyroków politycznych i ludzi skazywanych na wieloletnie więzienie tylko dlatego że sprzeciwiają się wojnie z pozycji humanistycznych i pacyfistycznych, będzie dalej rosła.

Artykuły wpisane do kodeksu postępowania karnego na początku wojny przewidują do dziesięciu lat więzienia za dyskredytowanie rosyjskich sił zbrojnych, czyli w zasadzie za mówienie prawdy o ich działaniach. Teraz proponuje się też karę do pięciu lat za krytykę najemników takich jak Grupa Wagnera. Dwadzieścia lat więzienia grozi za przesyłanie pieniędzy ukraińskiej armii, co uważa się za zdradę państwa.

Jest jasne, że sądy będą wydawać takie wyroki bez słuchania tego, co mają do powiedzenia oskarżeni, dlatego myślę że właśnie to opowiadanie okaże się jednym z najważniejszych i najbardziej znaczących. Tak, Prawo na telefon, to bardzo ważne opowiadanie.

A czy z któregoś z tych opowiadań jesteś szczególnie dumny?

Nie. Każde z tych opowiadań utrwala jakiś chwilowy stan umysłu, jakiś moment historyczny. Jednak historia jest płynna i wszystko się zmienia, dlatego niektóre opowieści stały się trochę mniej aktualne z politycznego punktu widzenia, zaś inne będą na czasie nieco dłużej. Satyra polityczna działa, kiedy czytelnik rozumie odniesienia. Kiedy pewna sytuacja trwa, wciąż aktualna pozostaje odnosząca się do niej krytyka społeczna. A potem zachodzą zmiany i mówisz: „No cóż… przynajmniej wtedy to było zabawne”. Tak czy inaczej, nie jestem wyjątkowo dumny z niczego, co robię.

Dmitrij Głuchowski
Dmitrij Głuchowski, fot. Insignis Media

A co wiesz o naszym kraju, jaka pojawia się pierwsza pozytywna i jaka pierwsza negatywna myśl, kiedy słyszysz słowo „Polska”?

Mam wyjątkowo osobiste doświadczenia, jeśli chodzi o Polskę. Byłem tam wielokrotnie, w różnych rolach: jako pisarz, jako turysta, jako przyjaciel. Byłem na festiwalach filmowych… Kiedy bywa się gdzieś tak często i ma się osobiste kontakty z ludźmi, przestaje się postrzegać dany kraj przez pryzmat stereotypów. Obraz składający się z mnóstwa doświadczeń i impresji zaczyna się komplikować.

Dla mnie najważniejsze skojarzenie z Polską to przyjaźnie, w tym z moimi wydawcami, którzy są wspaniałymi ludźmi. Poza tym Polska to osoby, które poznałem podczas spotkań autorskich i po nich. Podróże, czasem związanie z moją pracą, jak na przykład wówczas, kiedy pisałem sztukę teatralną z akcją toczącą się w łódzkim getcie podczas drugiej wojny światowej, i w związku z tym kilka razy odwiedziłem Łódź. Moje skojarzenia są więc wolne od stereotypów. Polska to dla mnie wszystko jednocześnie.

Poza tym, kiedy poznaje się ludzi, podobieństwa między istotami naszego gatunku stają się znacznie ważniejsze niż różnice. Przestaje się zwracać uwagę na to, z jakim akcentem mówią, jaką wyznają religię, jaka jest architektura w ich kraju. Znacznie silniejsze są uniwersalne emocje, które przysłaniają wszelkie pozorne różnice dzielące ludzi. Wszędzie na świecie dwoje ludzi może nawiązać niezwykłą więź.

Można nawiązać relację z psem, który zna dziesięć słów na krzyż, a przecież mimo to da się stworzyć z nim silną emocjonalną więź na całe życie. A co dopiero mówić o ludziach, którzy zaledwie należą do różnych kultur. Mamy narzędzia, dzięki którym możemy tworzyć niezwykle silne więzi, i podobieństwa między nami są znacznie ważniejsze niż różnice.

Jako wspomniany „agent obcego wpływu” jesteś opisywany nawet w materiałach promujących nową książkę. Kto pierwszy tak Cię nazwał, co to dla Ciebie znaczy, czy uważasz, że to dobry opis Twojej osoby?

To określenie ma być wstydliwym piętnem, którym rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości naznacza ludzi ośmielających się skrytykować rząd i obecną wojnę. Jest to nie tylko piętno, ale też skomplikowany status prawny. Jeśli chce się przestrzegać tej ustawy, trzeba oznaczać wszystko, co się mówi i pisze, nie tylko książki, ale też posty w mediach społecznościowych, a nawet prywatne wypowiedzi, jako napisane przez „agenta obcego wpływu” i tak dalej.

Ma to na celu zdyskredytowanie wszystkiego, co mówię, w oczach rosyjskiej opinii publicznej. Przyklejają człowiekowi łatkę wroga publicznego. W moim przypadku nie ma to żadnego związku z rzeczywistością, więc mam to w dupie. Czy ktokolwiek osobiście tak o mnie mówi? Raczej nie. Może jeden czy dwóch komentatorów na Twitterze. Z drugiej strony Twitter, podobnie jak Facebook i Instagram, są teraz w Rosji nielegalne. Kogo to więc obchodzi?

Dmitrij Głuchowski nazywany jest w Rosji agentem obcego wpływu

W reklamach nowej książki pojawiła się też informacja, że może ona „oczerniać Federację Rosyjską”, chociaż opowiada o tytułowej ojczyźnie. Czy uważasz, że nadal trzeba pokazywać ją w złym świetle?

To bardziej istotne niż kiedykolwiek. Staram się zrozumieć, jak Putin manipulował ludźmi, by rozpętać wojnę, dzięki nie tyle wsparciu, co bierności i konformizmowi społeczeństwa. Chcę zrozumieć, dlaczego ludzie to zaakceptowali, nawet kiedy im samym zaczęła grozić śmierć w tej nikomu niepotrzebnej „maszynce do mięsa”, jaką jest ta wojna. Dlaczego ludzie się nie buntują, czemu są tak bierni, czy okazali się tak mało odporni na propagandę i manipulację?

Musimy to zrozumieć, żeby nigdy więcej się to nie zdarzyło. Inaczej będzie jak z Niemcami w międzywojniu. Nawet jeśli źródłem tej choroby jest wewnętrzna polityka Rosji, widzimy, jak wychodzi poza jej granice, niszcząc sąsiednie kraje. Chciałbym powiedzieć Rosjanom coś o nich samych, by pomóc im się wyleczyć i zyskać odporność na tę manipulację, żeby taka tragedia już się nie powtórzyła. A widząc, jaka jest skala ofiar, już teraz mamy do czynienia z tragedią.

To nie jest jakaś postmodernistyczna gra ideologii. Setki tysięcy ludzi realnie zginęło, zostało rannych i straciło dach nad głową – to jedna z najtragiczniejszych katastrof tego stulecia. Na pewno nie chcemy, żeby ten konflikt przerodził się w wojnę światową, ale też żeby coś takiego się powtórzyło za naszego życia, czy za życia naszych dzieci.

Czy jest tajemnicą, gdzie teraz mieszkasz, gdzie jesteś w danej chwili? Czy uważasz, że musisz aktywnie chować się przed rosyjskimi władzami?

Nie ujawniam miejsca mojego pobytu; powiem tylko, że przebywam w Europie. Myślę, że to rozsądny środek ostrożności. Nie sądzę, żeby dało się całkowicie ukryć przed rządem, bo mogą mnie namierzyć choćby wykorzystując mój własny telefon. Zdecydowanie jednak nie widzę powodu, żeby upubliczniać takie informacje, bo oprócz służb specjalnych są też ochotnicy, którzy bezinteresownie wspierają dyktaturę i mogliby chcieć „coś” zrobić. Nie widzę powodu, żeby ułatwiać im zadanie.

Czytałem, że w Rosji grozi ci więzienie, ale czy boisz się o swoje życie ze względu na swoje stanowisko dotyczące wojny? Czy uważasz, że jesteś celem dla władz?

Wydaje mi się, że władze mają obecnie ważniejsze cele ode mnie. Z drugiej strony w ostatnich kilku latach zaskoczył mnie stopień zainteresowania mną wykazywany przez rosyjskie służby specjalne, prokuraturę, sądy i władze jako takie. Nie sądzę, żebym był tak ważny, jak najwyraźniej im się wydaje. Zacząłem jednak kalkulować ryzyko. Kiedyś nie wierzyłem, że ktoś mógłby chcieć mnie ścigać. Bo kim ja jestem? Zwykłym pisarzem! A kogo obchodzą pisarze?

Ale presja, jakiej mnie poddali, w tym kilka zarzutów, procesów, status agenta obcego wpływu i tak dalej, pokazały mi, że być może odbierają moje działania poważniej niż ja sam. Poza tym zasady gry cały czas się zmieniają. Jednego dnia można myśleć: dobra, nie zajmuję się ściśle polityką, więc dadzą mi spokój. Potem: nie krytykuję osobiście Władimira Putina, więc dadzą mi spokój. Jeszcze później: nie mówię nic złego o wojnie, więc dadzą mi spokój.

Ale ograniczenia mnożą się z dnia na dzień i to, co wczoraj mogło mi ujść na sucho, dziś jest już niedozwolone, więc mogą mnie ukarać z mocą wsteczną, za to, co zrobiłem przed zmianą przepisów. A więc odpowiedź na pytanie brzmi: nigdy nie wiadomo.

Dmitrij Głuchowski
Dmitrij Głuchowski, fot. Insignis Media

Czy myślisz, że będzie to możliwe, żebyś mógł znów żyć w Rosji, nie trafiając uprzednio do więzienia? Czy chciałbyś w ogóle wrócić do swojego kraju?

Jest taka możliwość. Życie jest długie, reżimy upadają… Jeśli reżim putinowski realnie upadnie – mam tu na myśli całą tę hydrę, a nie tylko jedną z jej głów – z przyjemnością wrócę do kraju. Ale dopóki ta dyktatura trwa, niezależnie od tego, kto nią kieruje, nie pojadę do kraju. Mam taki powracający sen, że spaceruję ulicami Moskwy i nagle przypomina mi się, że rozesłano za mną list gończy, o czym jakimś cudem zapomniałem. I myślę sobie: „O, kurwa, jak ja się stąd wydostanę?”. Pytanie, co próbuje mi w ten sposób powiedzieć moja podświadomość: tęsknię za ojczyzną czy czuję ulgę, że już tam nie mieszkam? Ale na pewno w najbliższym czasie tam nie wrócę.

Ponieważ piszę nie tylko o książkach, grach i filmach, ale również o technologi, muszę spytać: czy korzystasz z jakiegoś oprogramowania na komputerze i smartfonie do szyfrowania wiadomości, czy opracowałeś bezpieczne sposoby komunikacji?

REKLAMA

Nie jestem specjalistą od technologii, nie znam się na szyfrowanych komunikatorach. Nie planuję też żadnej aktywności politycznej, którą władze chciałyby zablokować. Używam tylko zwykłych środków bezpieczeństwa, bo uważam, że jeśli będą chcieli czegoś się dowiedzieć, to się dowiedzą, i nie ma skutecznej metody, żeby temu zapobiec.

Ale oczywiście zachowuję się rozsądnie – uważam, na linki, w które klikam, strony, na które wchodzę, na informacje, które udostępniam publicznie w mediach społecznościowych. Jeśli chce się coś utrzymać w tajemnicy, najlepiej nie wrzucać tego do sieci. Jeśli publikuje się coś przy pomocy telefonu, to jestem pewny, że przy odpowiedniej motywacji będą potrafili do tego dotrzeć. I tyle.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA