Absurd goni absurd. Widzieliśmy otwarcie serialu „Paragraf 22”, który właśnie pojawił się w HBO GO
To chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych premier serialowych dla fanów cynicznego i często dość absurdalnego humoru. Widzieliśmy już pierwsze odcinki serialu „Paragraf 22”.
OCENA
Powiedzmy sobie to jasno, żeby nie było niedomówień: jestem fanem książki, na bazie której powstał serial. Jest to jedna z najzabawniejszych powieści, jakie czytałem w życiu, chociaż może nie jest to najmocniejszy z argumentów. Ważne jest jednak, że – jak mówił w wywiadzie Christopher Abbott – wyobrażenie, które wyrabiamy sobie w trakcie lektury, zwykle różni się od tego, co potem oglądamy w adaptacji.
Z książką „Paragraf 22” jest jednak jeszcze jeden problem.
Jej centralnym punktem jest humor. Cyniczny, często dość absurdalny i nabijający się z biurokracji. Niemałym zresztą sukcesem, jeśli chodzi o powieść, jest naprawdę niezłe tłumaczenie, które w samej tylko warstwie języka jest w stanie oddać dowcip, pointę czy nawiązanie do innego dzieła literackiego.
Dlatego adaptacja tej konkretnej powieści wydawała mi się dość karkołomnym zadaniem.
„Paragraf 22” to historia, której znaczna cześć akcji rozgrywa się we Włoszech. To opowieść o amerykańskiej armii, która stacjonuje tam w czasie II wojny światowej. Głównym bohaterem jest Yossarian, jeden z bombardierów, którego nadrzędnym celem jest utrzymanie się przy życiu. Brzmi banalnie? Tak, pozornie w tej historii nie ma nic nadzwyczajnego, ale diabeł – jak to zwykle bywa – tkwi w szczegółach.
I te szczegóły z grubsza udaje się przenieść na telewizyjny ekran. Serialowa opowieść nie skrzy może tak bardzo od humoru, ale nad wszystkimi scenami i sytuacjami unosi się mgiełka absurdu. Podoba mi się, że powieściowy humor, często wynikający z języka, udaje się tutaj pokazać w warstwie wizualnej, chociażby nietypowymi kadrami i świetnymi kreacjami aktorskimi.
Bryluje to zwłaszcza Hugh Laurie, który wciela się w dość odpychającego oficera. Niezłą kreację zaliczył również George Clooney, który z resztą jest producentem serialu. Ale prawdziwym objawieniem jest Christopher Abbott – mogliście go widzieć choćby w „Grzesznicy”.
Wcielający się w Yossariana aktor naprawdę fenomenalnie poradził sobie ze sportretowaniem człowieka gdzieś pomiędzy rezygnacją, szaleństwem i chęcią przetrwania.
To zresztą może się wyjątkowo podobać. Serial jest niejednoznaczny i w doskonały sposób potrafi flirtować z najróżniejszymi emocjami. Z ogromną łatwością przychodzi mu przechodzenie od śmiechu do okropieństw wojny, od prostego szeregowca do wymagającego oficera, od tematów prozaicznych do bardzo poważnych. Nie mam wątpliwości, że czuć tutaj ducha powieści i dobrze, bo jednocześnie serialowi udaje się stworzyć swój własny styl.
Słabszą stroną serialu są niestety efekty specjalne.
Nie za bardzo podobają mi się wizualne rozwiązania powietrznych bitew i bombardowań. Chociaż za bardzo potrzebne i korzystne uważam pokazanie, jak takie bombardowania wyglądały technicznie, to czuć niestety, że budżet nie zawsze był w stanie to udźwignąć. A niestety, widać, że te sceny są istotne nie tylko dla fabuły jako takiej, ale również dla rozwoju bohatera i wymowy serialu. Bo ten jest mocno antywojenny.
Początkowe odcinki, które miałem okazję zobaczyć, może nie powaliły mnie na kolana, nie rozbawiły tak jak powieść. Paradoksalnie jednak udało się tutaj stworzyć dość wierną adaptację, która jednocześnie walczy o swój własny styl.