Patryk Vega krytykuje polityków, a sam robi to samo, co oni. Nowy fragment filmu pokazuje opozycję
„Polityka” Patryka Vegi przez kilka tygodni budziła emocje wśród widzów, krytyków i – co chyba najbardziej zaskakujące – polityków. Dopiero po chwili przyszło zrozumienie i odrobina refleksji, że to ciągle ten sam Vega, który dał nam „Botoks”, że to tylko akcja marketingowa, a nie początek krucjaty, której będzie celem uzdrowienie polskiej polityki. Sam nie wierzę, że to piszę.
Dziękujemy, że wpadłeś/aś do nas poczytać o filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.
Jedną z moich wad jest, że emocjonuję się polityką. Zdarza się, że karcę samego siebie, gdy czuję wzrost ciśnienia w reakcji na głupotę, niekompetencję, nieuczciwość, kłamstwo i niedotrzymane obietnice. Tłumaczę sobie wtedy, że polityka jest ważna, że to od tych, co sprawują władzę zależy pośrednio mój dobrobyt, moje wolności i tak dalej. Słowem, racjonalizuję sobie własną irytację nadając jej głębszy, niemalże propaństwowy wymiar i wiem, że to nie tylko moja cecha.
Jednocześnie wiem, że polityka to teatr.
Że nawet mimo zupełnie realnych animozji i rosnącej niechęci między różnymi stronami politycznego boiska, to ciągle gra, której celem jest właśnie wywołanie możliwie intensywnych emocji. Czasem są to uczucia pozytywne, nadzieja na przykład, gdy na scenie pojawia się nowe ugrupowanie z dość świeżymi lub świeżo wypranymi nazwiskami. Ale zazwyczaj są to emocje kierowane przeciw komuś. Jest to niechęć, obrzydzenie, nienawiść. I to one bywają języczkiem u wagi, gdy w pogodną niedzielę spotykamy się przy urnach.
Nie jest to najzdrowsze, bo tam, gdzie emocje, tam nie ma miejsca na merytoryczną dyskusję i chociaż chwilowy namysł.
Dokładnie tak ma działać „Polityka” Patryka Vegi.
W opublikowanym przez tygodnik „Wprost” fragmencie nadchodzącego filmu autora „Służb specjalnych” widzimy Zbigniewa Suszyńskiego odgrywającego postać inspirowaną Grzegorzem Schetyną. Lekcja w demokracji w jego wykonaniu jest tak głęboka, jak mogliśmy się tego spodziewać.
Metafora uli byłaby może zabawna na Opolskiej nocy kabaretowej, gdzie żarty przeplatają się z tęsknotą za dobrą satyrą polityczną, ale w filmie, który w całości poświęcony jest grze o przejęcie i sprawowanie władzy, taki banał brzmi jak opowieść speszonego rodzica o pszczółkach – zostając w metaforze apiologicznej – gdy potomek zapyta, skąd wziął się na świecie.
Vega swoją przenikliwością w opisywaniu trudnych zjawisk politycznych nie dostaje może do Machiavellego czy Hobbesa, ale kampania jego najnowszego filmu pokazuje, że przynajmniej duch tego pierwszego wisi nad „Polityką”. Bo właśnie włoski filozof proponował, mówiąc najprościej, oderwanie polityki od etyki. A kampania marketingowa filmu Vegi przypomina właśnie działanie obliczone na szok, zysk, nie patrząc nawet na to, ile szkód może wyrządzić film, który nie robi nic innego, tylko opiera się na stereotypach.
Nie wspominając już o żenującym wątku z homoseksualizmem, o którym pisaliśmy niedawno, widzę jasno, jak bardzo, z każdym tygodniem, film mający piętnować wady polskiej polityki, posługuje się dokładnie tymi samymi metodami – gra na emocjach i to tych najniższych tylko po to, aby osiągnąć swój cel i nie schodzić z ust, nagłówków, postów w mediach społecznościowych.