Z okazji premiery filmu Wojna o Planetę Małp uszeregowałem poszczególne odsłony serii od najgorszej do najlepszej. Pominąłem nieszczęsną serię telewizyjną z lat 70. i równie nieudany remake Tima Burtona z 2001 roku. Ostrzegam przed drobnymi spojlerami.
Bitwa o Planetę Małp z 1973 roku
Przy Bitwie o Planetę Małp budżet przeznaczony na produkcję był tak mały, że nawet znaczące ograniczenia w scenografii nie pomogły tej odsłonie i wypadła ona komicznie. Wszystko w Bitwie o Planetę Małp wydaje się wymęczone, sztuczne, nieudolne.
Film ten od samego początku tworzony był jako pożegnanie z serią i miał pokazać ostateczne starcie ludzi z małpami, jeśli jednak spodziewalibyście się jakiegokolwiek rozmachu czy solidnej realizacji, to się potężnie rozczarujecie. Nic się nie udało. Od fatalnej realizacji, po brak pomysłu na jakąkolwiek, choć trochę wciągającą, fabułę. Ten najbardziej niepotrzebny ze wszystkich sequeli Planety Małp" stanowi raczej epitafium dla konającej wówczas serii, której potencjał ewidentnie się marnował.
W podziemiach Planety Małp z 1970 roku
Niebywały sukces Planety Małp i względnie otwarte zakończenie prosiły się o dopowiedzenie. Cliffhangera z pierwszej części nie dało się tak po prostu zostawić. I w ten sposób świat ujrzał jeden z pierwszych mainstreamowych sequeli w historii kina, czyli W podziemiach Planety Małp.
Film stał się jeszcze większym kasowym przebojem niż "jedynka". Siła cliffhangera z poprzedniej odsłony zrobiła swoje i w momencie premiery ludzie walili drzwami i oknami, by obejrzeć kontynuację. Niestety spora część widzów mocno się rozczarowała, gdyż W podziemiach Planety Małp do pięt nie dorasta swojemu poprzednikowi.
Od strony formalnej sequel nie odbiega znacznie od oryginału, choć widać ograniczenia budżetowe i zmianę reżysera na tańszego. Usilne oszczędzanie na filmie z takim potencjałem komercyjnym jest bardzo dziwne.
Scenariusz tym razem pisany był na kolanie i ewidentnie w pośpiechu. Twórcy chcieli kontynuować opowieść, tyle że nie mieli na to żadnego sensownego pomysłu. Tym razem film miał być metaforą bezsensu wojny, ale był pełny scenariuszowych pójść na łatwiznę, skrótów, dziur logicznych i całej masy nietrafionych scen. Ponoć sam Charlton Heston nie był zbyt skory do powrotu, co poskutkowało tym, że w sequelu odgrywa on rolę drugoplanową.
Podbój Planety Małp z 1972 roku
Podbój Planety Małp rozgrywa się ok. 20 lat po wydarzeniach pokazanych w Ucieczce z Planety Małp. W tym filmie po raz pierwszy poznajemy dorosłego Caesara, który, widzi, jak ludzie obchodzą się z małpami i stara się jakoś uratować swój gatunek, ewidentnie dąży do buntu.
Podbój... jest bez wątpienia najbardziej surową, mroczną i brutalną odsłoną oryginalnej serii. Również i tym razem twórcy pokusili się o liczne metafory uwydatniające ówczesne niepokoje społeczne w Ameryce (rasizm, protesty przeciwko wojnie w Wietnamie). Jako konspekt, scenariusz Podboju Planety Małp prezentuje się świetnie, niestety jego wykonanie w filmie udało się połowicznie. Pełno tu średniej jakości dialogów, przewidywalności, dość ślamazarnego tempa oraz nieudanego prowadzenia dramaturgii. Do tego ciągłe oszczędności na produkcji nie pomagają, gdyż film ten zrobiony został bardzo nieporadnie (problemy z montażem, ciężka ręka reżysera, słabe zdjęcia, marnej jakości kostiumy, które niegdyś były wizytówką serii).
Natomiast na pewno miał on w sobie ten potencjał, który został zauważony przez twórców rebootu, bowiem spora część Genezy planety małp to poniekąd nowa wersja historii opowiedzianej w Podboju...
Ucieczka z Planety Małp z 1971 roku
Po rozczarowaniu, jakim było W podziemiach Planety Małp, niechętnie podchodziłem do trzeciej odsłony serii, obawiając się, że jej potencjał krył się jedynie w części pierwszej. Ale na szczęście się myliłem. Ucieczka z Planety Małp to bez wątpienia jedna z najlepszych części całej sagi, która dała mi mnóstwo dobrej rozrywki i przy okazji całkiem przyjemnie pomasowała moje szare komórki.
Mam ogólnie wielką słabość do filmów z podróżami w czasie, a ten właśnie motyw wykorzystali twórcy Ucieczki... Trzy małpy, znane z dwóch poprzednich filmów, w obliczu zagłady Ziemi, wsiadają w naprawiony przez nich statek kosmiczny (którym przyleciała dwójka astronautów w pierwszej Planecie Małp) i wpadają w tunel czasoprzestrzenny, który przenosi ich znowu na Ziemię, tyle że tysiąc lat wcześniej, a konkretniej w lata 70. XX wieku.
Przez resztę filmu obserwujemy przygody trójki mówiących małp w ówczesnej Ameryce. Koncept ten wypadł nadzwyczaj sprawnie – jest świetnie napisany, pełen humoru, który z czasem ustępuje miejsca dramatowi, a na koniec tworzy wręcz genialną konstrukcję pętli czasu. Okazuje się bowiem, że to właśnie wydarzenia z Ucieczki z Planety Małp dały początek narodzinom tytułowej Planety Małp. Tak więc Ucieczka... to pierwszy w historii sequel, który jest jednocześnie prequelem.
Wojna o planetę małp nie jest już aż tak świeża jak Geneza..., ani tak oryginalna i awangardowa jak Ewolucja... ale to nadal genialne kino rozrywkowe, które wyprzedza o lata świetle 80% produkcji tego typu. To niesamowite jak bardzo film, opowiadający o rozumnych małpach, odzwierciedla ludzkie dramaty i psychozy, także te związane z traumami wojny. Tym, co pozytywnie mnie zaskoczyło w tej produkcji, to jej intymny charakter, bowiem wielkie sceny bitewne stanowią niewielki procent Wojny....
CGI osiągnęło już szczyty fotorealizmu w poprzedniej odsłonie, także pod tym względem finał trylogii Cezara (będący przy okazji genezą jego mitu) nie przynosi nic nowego ponad fenomenalny standard. Mnie interesuje jedynie, kiedy Andy Serkis zostanie w końcu w pełni doceniony w swojej branży jako aktor, bo jego kreacja Cezara to coś o wiele więcej niż paradowanie w śmiesznej szarej piżamie z białymi kropkami.
Geneza planety małp z 2011 roku
Gdy ktoś narzeka na kolejne remake'i czy rebooty w Hollywood, to jednym z pierwszych filmów, które wtedy pokazuję jest Geneza planety małp. Oryginalna seria dość mocno się zestarzała wizualnie. Od dawna czekałem na to, aż w końcu Hollywood sięgnie po swoją najstarszą franczyzę i tchnie w nią nowe życie.
Powstały dekadę wcześniej remake Tima Burtona pominę milczeniem. Geneza planety małp to zapierający dech w piersiach spektakl jednego aktora, czyli Andy’ego Serkisa wcielającego się - za pomocą motion capture - w małpę Caesara. Jakość komputerowej magii, która powołała go do życia zwala z nóg.
Geneza... jest też wspaniałym dramatem obyczajowym (sceny budowania więzi pomiędzy małpą a wychowującymi ją ludźmi są szczerze wzruszające), który od motywów familijnych przenosi się w rejony widowiskowego thrillera akcji na sam koniec. Wszystkie te gatunki są idealnie zmieszane, pięknie przechodzą z jednego w drugi.
Scenariusz nadaje całej historii sensowności (której, umówmy się, brakowało nawet najlepszym odsłonom oryginalnej serii); kapitalnie nagażuje widza i również tym razem stanowi metaforyczny komentarz krytykujący człowieka, jako siłę niszczącą równowagę w przyrodzie.
Planeta Małp z 1968 roku
Aż trudno uwierzyć, że lada moment minie 50 lat (!) od premiery oryginalnej Planety Małp. Mało kto zdaje sobie sprawę, że film ten zapoczątkował pierwszą w historii kina franczyzę (Gwiezdne Wojny" nie były pierwsze w tym względzie). Dość nieoczekiwanie stał się wielkim przebojem kasowym i niedługo po jego premierze zaczęły pojawiać się koszulki, komiksy, figurki oraz seriale animowane osadzone w uniwersum Planety Małp. Tak więc właściwie to Planeta Małp była pierwszym blockbusterem w nowoczesnym rozumieniu tego słowa.
Był to też jeden z pierwszych hollywoodzkich filmów, który poważnie podszedł do tematyki science-fiction, choć wówczas było to dość odważne posunięcie ze strony wytwórni. Jako dowód poważnego podejścia do tematu, w głównej roli został obsadzony największy gwiazdor Hollywood tamtych czasów, czyli niepokonany król box office’u, Charlton Heston.
Planeta Małp od pierwszych minut zachwycała rozmachem, pomysłem świata przedstawionego, w którym to role małp i ludzi zostały odwrócone. Ten dający do myślenia koncept miał w sobie całkiem spory ładunek ciekawego przesłania, które było filozoficznym komentarzem społecznym. Znakomita scenografia oraz kostiumy małp robią wrażenie do dziś, a w momencie premiery mówiono o nich głośno w całej Ameryce.
Gatunkowo Planeta Małp to na dobrą sprawę świetnie napisane i nakręcone kino przygodowe z wątkiem science-fiction. Opowiada o dwóch astronautach, którzy lądują na planecie opanowanej przez małpy. A później poznajemy zwrot akcji... To absolutnie jeden z najlepszych, najbardziej pomysłowych i najmocniejszych twistów w historii branży rozrywkowej, który całkowicie zmienia wymowę i przynależność gatunkową tego obrazu.
Ewolucja planety małp z 2014 roku
Bezapelacyjnie najlepsza odsłona serii. Pierwsza połowa filmu to właściwie dokument przyrodniczy, w którym praktycznie nie pada ani jedno słowo! Zrobienie czegoś takiego w wysokobudżetowym blockbusterze wymagało potężnej determinacji i pewności siebie. Ale opłaciło się, bo dało nam to szereg powalających sekwencji, które zaliczam do jednych z najlepszych w historii współczesnego kina rozrywkowego.
Poziom CGI jest praktycznie nie do pobicia. Sama warstwa wizualna tego filmu czyni z niego dzieło sztuki. Ewolucja planety małp mistrzowsko gra na emocjach widza i wchłania go bez reszty w świat przedstawiony. Mamy tu wszystko czego potrzeba w rozrywkowym widowisku.
Poza olśniewającą warstwą wizualną dostajemy świetną, wciągającą i inteligentnie napisaną fabułę, znakomite postaci (głównie małp, ale dzięki CGI wyglądają one równie realnie jak ludzie), konflikt i wynikającą z niego dramaturgię oraz imponujący rozmach. Ewolucja planety małp jak dla mnie jest jednym z najlepszych blockbusterów, jakie kiedykolwiek powstały.