Jestem fanką wszelkiego typu filmów, w których ludzie walczą o przetrwanie, są zdani tylko na siebie. Filmów, w których łowca czeka na zwierzynę i odwrotnie. Obrazy takie jak "Lekcja przetrwania" z Anthonym Hopkinsem i Alekiem Baldwinem czy "Przetrwanie", w którym główną rolę zagrał Liam Neeson zapewniają mi dawkę ogromnych emocji. W podobnym klimacie utrzymany jest "Pojedynek na pustyni".
Co prawda tutaj z Alaski przenosimy się na pustynię, gdzie człowiek walczy z temperaturą i słońcem, ale pewne założenia scenariuszowe są takie same. Ben żyje na obrzeżach pustyni, która - można by powiedzieć - jest jego drugim domem. Chłopak dobrze zna tereny pokryte gorącym piaskiem, jest przewodnikiem, zajmuje się też tropieniem zwierzyny. W dniu, w którym opuszcza go dziewczyna, wyruszająca na studia do Denver, Ben (Jeremy Irvine) otrzymuje zadanie.
Pewien bogacz, John Madec (w tej roli Michael Douglas), chce udać się na pustynię, by tam oddać się swojemu hobby, polowaniu. Oprócz łowów Madeca interesuje tylko zarabianie pieniędzy.
Ben i John ruszają na pustynię, by tam spędzić najbliższe godziny, dni. Po drodze okazuje się, że Madec ma swoje za uszami. Jego dokumenty uprawniające do polowania rozpłynęły się w powietrzu, a on by zamknąć usta ludziom stojącym na straży prawa, jest w stanie zaoferować im nie prawdę a grube pieniądze. Obu mężczyznom udaje się szybko wytropić zwierzę, a przynajmniej tak im się wydaje.
John strzela i okazuje się, że zabił Charliego, mężczyznę żyjącego na pustyni, którego Ben znał przez całe swoje życie.
Chłopak chce zabrać ciało przyjaciela i zawieźć je do miasta, by tam godnie je pochować. Choć John początkowo godzi się na taki krok, po krótkim telefonie, najprawdopodobniej do swojego prawnika, zaczyna mieć obawy... Właśnie walczy o jeden ważny kontrakt, a takie skandal mógłby mu zaszkodzić. Madec postanawia, że sprawy potoczą się inaczej. Ta zmiana decyzji rozpocznie prawdziwą walkę na śmierć i życie. Kto będzie łowcą, a kto zwierzyną?
"Pojedynek na śmierć" jest całkiem udany, choć brakuje mu nieco tajemniczości i prawdziwego twistu. Nie jest to dzieło najwyższych lotów, a Michaela Douglasa zwykło kojarzyć się z nieco lepszymi produkcjami, ale jest to na pewno pozycja, którą obejrzeć można, zwłaszcza w jakiś leniwy wieczór. Jeśliby porównać ją do wspomnianych wcześniej filmów, "Pojedynek na pustyni" podobał mi się chyba podobnie co "Przetrwanie", choć samo zakończenie jest bardziej przekonujące jednak w tym ostatnim obrazie.
Nie jest to produkcja w żaden sposób oryginalna czy przełomowa, ale mimo wszystko przyjemna.
Douglas całkiem przekonująco wciela się w bogacza i jednocześnie szaleńca, który ma dziwne upodobania jeśli chodzi o zapewnianie sobie rozrywki. Ale to w końcu Michael Douglas, ten, który w "Wojnie państwa Rose" olśniewa swoim szaleństwem. Partnerujący mu Irvine bywa momentami mało przekonujący i nieco sztywny, ale ostatecznie nie wypada źle.
Jeżeli macie przed sobą nudny, wolny wieczór "Pojedynek na pustyni" może dostarczyć wam trochę emocji. Już od dziś można go obejrzeć na platformie Cineman.pl.