Quentin Tarantino to bez wątpienia jeden z najbardziej wpływowych reżyserów w XXI wieku. Jest przy tym znany z dosyć nietypowego gustu na temat kinematografii i często kontrowersyjnych opinii na temat filmów innych osób. Dlatego jego wybór najlepszego filmu ostatniej dekady jest wyjątkowo dziwny.

Wybór najlepszego filmu, serialu, książki czy innego dzieła kultury to zawsze jest zadanie bardzo karkołomne i naznaczone subiektywnymi odczuciami. Nie oznacza to oczywiście, że obiektywizm w krytyce nie istnieje. Każdą opinię na temat dobrego czy złego filmu można odpowiednio uargumentować. A nawet trzeba, jeśli chce się, żeby ten wybór był przez kogokolwiek brany na poważnie.
Nikt nie ma chyba zamiaru podważać faktu, że Quentin Tarantino to jeden z najwybitniejszych żyjących amerykańskich reżyserów. Twórca „Pulp Fiction” i „Django” popisał się w trakcie swojej długiej kariery wieloma wybitnymi dziełami, które skutecznie przełamywały granice między kinem artystycznym a popularnym. Nie oznacza to jednak automatycznie, że wszystko, co Tarantino mówi o kinie, jest prawdą objawioną, z którą trzeba się zgadzać pod groźbą ekskomuniki. Wręcz przeciwnie, w przeszłości Amerykanin zaliczył niemało kontrowersyjnych wypowiedzi na temat dzieł innych filmowców. Krytykował choćby filmy z Cate Blanchett oraz doskonały występ Paula Dano w „Aż poleje się krew”, a wychwalał produkcje Davida O. Russella, choć z perspektywy czasu widać, jak szybko przeminęła moda na tego twórcę.
Dlatego wybór „The Social Network” na najlepszy film ostatniej dekady przez Tarantino również można poddać krytycznej analizie.
Deklaracja ta padła w wywiadzie dla francuskiego portalu Premiere. Można by pomyśleć, że wyłuskanie tylko jednego arcydzieła spośród tysięcy filmów stworzonych w tym czasie będzie niemałym wyzwaniem, ale najwyraźniej nie dla reżysera „Pewnego razu... w Hollywood”. Quentin Tarantino bez wahania wskazał bowiem na film Davida Finchera z 2010 roku, czyli biograficzne „The Social Network”:
Doświadczony twórca szczególne pochwały skierował w stronę Aarona Sorkina, autora scenariusza do filmu Finchera. Nazwał go wręcz najlepszym aktywnym twórcą filmowych dialogów. Niestety, w typowym dla siebie entuzjastycznym stylu Tarantino nie pokusił się dodatkowe wyjaśnienia, dlaczego postawił akurat na „The Social Network”. A trudno przecież dyskutować z argumentami, które się nawet nie pojawiły. Jednocześnie wiele osób ma na to ochotę, bo wybór Tarantino zadziwił większość fanów kina. I nie bez powodu.
„The Social Network” nie jest nawet najlepszym filmem Davida Finchera zrobionym w tej dekadzie. A co dopiero najwybitniejszym dziełem na całym świecie.
Mocno fabularyzowana biografia Marka Zuckerberga i historia powstania Facebooka to film, który ma swoje zalety, ale też równie wiele wad. Dużo zostało powiedziane w ostatnich latach na temat przekłamań historycznych obecnych w produkcji, choć David Fincher bronił jej autentyczności i wskazywał na różne detale odwzorowane bezpośrednio z życia. Nie jest to jednak tak duży problem, jak niektórym mogłoby się wydawać. Znaczna większość biograficznych filmów robionych w Hollywood przyjmuje podobne strategię polerowania prawdy, a niejeden film ma jeszcze mniej wspólnego z faktami niż „The Social Network”.
Znacznie mocniejsza krytyka mogłaby spaść na film Finchera z powodu bardzo powolnego tempa, nierównego aktorstwa i mętnego przesłania. Nie chodzi oczywiście o to, że każda produkcja powinna łopatologicznie wyjaśniać, o co w niej chodziło. „The Social Network” nie ma jednak niemal nic ciekawego do powiedzenia o swoim głównym bohaterze. Mark Zuckerberg zostaje tu przedstawiony jako młody geniusz i indywidualista, któremu nie straszna jest ciężka praca, żeby osiągnąć cel. Jednocześnie jest absolutnym egocentrykiem, narcyzem i tyranem.
Fincher i Sorkin tak bardzo nie mogą się zdecydować, czy chwalić swojego bohatera, czy go ganić, że naprzemiennie robią jedno i drugie. W ten sposób film kończą na swoistym mentalnym rozkroku i całkowicie rezygnują z powiedzenia czegokolwiek odkrywczego. Również w kwestii świata opanowanego przez media społecznościowe. Przeciętność „The Social Network” po dziesięciu latach po premierze jest tym bardziej widoczna, gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie afery, w które zamieszany był Facebook oraz jego założyciel.