Powieść Małeckiego nie jest bez wad, ale wszystkie mu wybaczam. "Skrzep" to wciąż genialny kryminał
Czy właśnie się okazało, że książkę, na którą czekałam rok, przeczytałam w dwa dni i znowu muszę odliczać czas do kolejnej premiery? Być może. No ale czego innego mogłabym się spodziewać po kolejnym tomie z serii o Bernardzie Grossie? Robert Małecki jak zwykle pozamiatał, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, jednak mam kilka zarzutów, które niestety nie pozwalają mi ocenić "Skrzepu" tak dobrze, jak bym chciała.
OCENA
Do cyklu o Bernardzie Grossie, czyli "Skazy", "Wady", "Zadry" i "Zrostu", na początku października dołączył "Skrzep", którego wprost nie mogłam się doczekać. Bo zarówno Marię Herman oraz Olgierda Borewicza, jak i Bernarda Grossa wraz z Moniką Skalską mogę śmiało nazwać jednymi z moich ulubionych duetów w powieściach kryminalnych. Małeckiemu udało się zbudować bohaterów, którzy z lekkością pchają fabułę i świetnie się w niej odnajdują. Mam jednak wrażenie, że w przypadku "Skrzepu", który ukazał się nakładem Wydawnictwa Literackiego, coś nie zagrało. Dlaczego?
Skrzep: recenzja powieści kryminalnej Roberta Małeckiego
Tym razem Bernard Gross i Monika Skalska prowadzą śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa Renaty i Amelii Arłak, żony i córki Michała Arłaka. Podejrzewany o morderstwo mężczyzna nie zdążył jednak zostać przesłuchany, ponieważ tej samej nocy powiesił się w przydomowej szopie. Oprócz tego, że na miejscu policja odkrywa sporo krwi, to u stóp denata znajduje również zakrwawiony drewniany młotek. W toku śledztwa Gross orientuje się, że, choć na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być jasne, to wciąż dręczą go niewyjaśnione szczegóły związane ze sprawą. Dotyczą one sąsiada Arłaków, który wydaje się nie mówić całej prawdy, ubrań wisielca, które noszą mało śladów krwi, a także matki Michała, która otwarcie nienawidziła swojej synowej.
Oprócz samego obrazu zbrodni, Małecki poprowadził jeszcze kilka innych wątków, które wzbogacają jego najnowszą powieść. Przede wszystkim mamy do czynienia z kolejną intrygą, tym razem w szeregach policji - okazuje się bowiem, że zespół Grossa i Skałki został rozwiązany, co więcej: wygląda na to, że ktoś chce się ich pozbyć. Dodatkowo zagłębiamy się w życie prywatne głównych bohaterów, które dotyczy nie tylko relacji z ich nowymi partnerami, ale również bolesnych wspomnień poprzednich ukochanych.
W powieściach Małeckiego uwielbiam to, że Gross i Skałka są bardzo profesjonalni i nie łączy ich żadne romantyczne uczucie. To bezkompromisowy duet, który nadaje się do pracy w policji jak żaden inny, jest skupiony na swojej pracy i rozumie się bez słów. Podobnie jak w poprzednich tytułach, do rozwiązania zagadki prowadzą dwie ścieżki: jedną podąża Gross, a drugą - Skałka. Nadaje to nie tylko dynamiki fabule książki, ale również pozwala poznać sprawę z dwóch perspektyw. Oboje grają do tej samej bramki i bardzo satysfakcjonujące jest czytanie, kiedy ich odkrycia łączą się w jedną całość.
Autor buduje swoich bohaterów fenomenalnie - przykłada wagę nie tylko do szczegółów w związku z wyglądem, ale również w sposobie wypowiadania się. Matka Michała, która jest chyba najbarwniej przedstawioną postacią w tej książce, jest tego idealnym przykładem. Małecki kładzie nacisk także na specjalistyczne słownictwo, które umiejętnie wplata w dialogi, ale tak, aby czytelnik nie miał wątpliwości, co jest czym - pisarz po prostu prowadzi go za rękę przez brudny i mroczny świat zbrodni, który niepokojąco mocno działa na wyobraźnię.
No, ale tak jak wspomniałam wcześniej, moim zdaniem nie wszystko w "Skrzepie" zagrało. Bo o tyle, o ile uwielbiam głównych bohaterów, to mam wrażenie, że tym razem byli nieobecni przez uciekanie we wspomnienia - Gross w związku z żoną i synem, a Skałka przez byłego partnera. To były wątki, które autor dosyć mocno rozciągnął, przez co napięcie podczas czytania tych fragmentów nieco malało. Zdaję sobie też sprawę, że były one potrzebne, aby lepiej zrozumieć poczynania ich obojga (co najprawdopodobniej wpłynie również na kolejną część, bo po zakończeniu można wywnioskować, że takowa powstanie!), jednak nie mogłam się przez nie w pełni skupić na lekturze.
Ta drobna wada wcale jednak nie sprawia, że "Skrzep" będę odradzać, a wręcz przeciwnie - uważam, że Robert Małecki to jeden z lepszych obecnie autorów kryminałów i każdą jego książkę warto czytać w ciemno. Bernard Gross wrócił i najwyraźniej nie zamierza sceny kryminalnej opuścić tak szybko.
O książkach czytaj w Spider's Web:
- Przeczytałam prawdopodobnie najlepszy kryminał tego roku. Od tej gęstej historii trudno się oderwać
- "Urwisko" Roberta Małeckiego zachwyci fanów kryminału. Ta książka wgniata w fotel
- Komisarz Bernard Gross powraca w wielkim stylu. Czytamy nową książkę Roberta Małeckiego
- Myron Bolitar wrócił i jest w formie. Recenzujemy "Pomyśl dwa razy" Harlana Cobena
- Ten thriller wpadł w moje ręce przypadkiem. Śmiało mogę go nazwać książkowym odkryciem tego roku