Tego się nie spodziewałem. Wyobrażałem sobie, że najnowsze reality show od TVP - "Rolnik szuka żony" - będzie najgorszym i najbardziej przykrym punktem w jesiennej ramówce. A po pierwszym odcinku zaryzykuję stwierdzenie, że jest jednym z bardziej estetycznych i subtelnych programów w obrębie swojego gatunku.
Nie znaczy to wcale, że dobrze się przy nim bawiłem - z całą pewnością nie mieszczę się w targecie, który szacuję tak mniej więcej na osoby w wieku 50+, ale potrafię docenić, że tym razem nie zdecydowano się na granie na najniższych emocjach. "Rolnik szuka żony" to nie jest reality show, które będę oglądał, ale przez pilotażowy odcinek udało mi się przebrnąć bez zażenowania i wstydu.
W programie pięciu pochodzących ze wsi facetów szuka miłości swojego życia. Kilka miesięcy temu wyemitowany został tzw. odcinek zerowy, w którym bohaterowie mieli okazję zaprezentować się potencjalnym kandydatkom na żony. Zainteresowane panie nadesłały listy, na podstawie których rolnicy decydowali, które z nich chcieliby poznać osobiście. W pilocie mogliśmy oglądać właśnie tę selekcję, w dalszych odcinkach będziemy mieli okazję być świadkami owych randek.
Trudno mi uwierzyć, że ktoś z mojego pokolenia mógłby oglądać "Rolnik szuka żony" z zainteresowaniem. Nuda wręcz wyziera z ekranu. Prowadząca odwiedza kolejnych rolników, następuje krótki small-talk o krowach albo o pracy na roli, a potem wspólne odczytanie listów i burza mózgów, dotycząca tego, które kandydatki wybrać, a które odrzucić. Różnie można by to określić, ale na pewno nie jako "fascynujące".
Niemniej jednak to produkcja w gruncie rzeczy odarta z zapożyczonych od MTV i VIVY tandety, prymitywizmu i przaśności, które tak dobrze zaadaptowały się w mediach. Jej bohaterowie są naturalni, to często faceci po przejściach, którzy mają swoje wady, ale TVP postanowiło nie eksponować ich nadmiernie, by Internet nie miał okazji do szydery. Nikt nie robi z nich cyrkowych małpek, których nieudolność moglibyśmy wyśmiać. Prowadząca jest sympatyczna i serdeczna, nie podpuszcza rolników, aby ci zrobili lub powiedzieli coś, czego mogliby się potem wstydzić, ale za to widz miałby ubaw.
Doceniam fakt, że "Rolnik szuka żony" to nie jest kolejny freakshow, nawet jeśli przez to nie mamy pożywki dla drwin. Nie znaczy to, że zamierzam go dalej oglądać, ale to dobrze, że format typu reality show może się jeszcze obejść bez przekraczania kolejnych barier żenady i jazdy po bandzie.