REKLAMA

Serial, który mógłby nie powstać. Gypsy – recenzja Spider's Web

Już dzisiaj premiera nowej produkcji od Netfliksa. Gypsy to opowieść o kobiecie sukcesu, która burzy swoje dotychczasowe życie, ale ani ona, ani widz nie wiedzą po co.

Serial, który mógłby nie powstać. Gypsy – recenzja Spider's Web
REKLAMA
REKLAMA

Kiedy obserwujemy z daleka ludzi i ich życia, wydaje się nam, że chcielibyśmy być na ich miejscu. "Taki to ma życie..." - można usłyszeć głos spod parasola oznaczonego logiem koncernowego piwa, gdy szef lokalnego urzędu przetnie ulicę swoim nowym SUV-em. I mimo że nawet prosty człowiek wie, iż nikt nie może pochwalić się idealnym żywotem, to warto pomarzyć, że tam gdzieś na świecie toczy się prawdziwa sielanka.

W takiej właśnie sytuacji stawia widza serial Gypsy. Pozwala nam oglądać perfekcyjne życie idealnej rodziny 2+1, która osiągnęła prawie wszystko, o czym mogła zamarzyć. Idealna praca, awans do wyższej klasy społecznej, dziecko, piękny dom na przedmieściach. Małżeństwo, mimo swojego stażu, świetnie się ze sobą bawi, problemy rozwiązuje się głębokimi rozmowami, a seks przychodzi jako naturalna konsekwencja miłości i jest pełen pasji.

W tym idealnym obrazie pojawiają się pęknięcia. Główna bohaterka, Jean Holloway – w tej roli rewelacyjnie wypada Naomi Watts – jest psychoterapeutką. Pomaga ludziom wyjść z uzależnień i lokalizuje problemy, które zazwyczaj wynikają z toksycznych relacji z bliskimi. Bohaterka za fasadą profesjonalizmu skrywa swoją prawdziwą naturę. Wykorzystuje wiedzę o pacjentach do własnych celów, gra nimi. Nie obawia się zagrozić terapii, aby wejść w dziwny romans z byłą dziewczyną pacjenta. Korzysta z wiedzy, której nie powinna posiąść, aby pomóc nieudanej terapii i ocalić swoją pozycję zawodową.

 class="wp-image-88528"

Wracając na chwilę do naszego parasola, spod którego oglądamy lepsze, serialowe życia. Z punktu widzenia prostego widza, który obserwuje ten piękny świat na ekranie telewizora, problemy bohaterki są wyjątkowo nieangażujące. Trudno zrozumieć kłopoty, z jakimi się mierzy. Jean jest nie tyle antypatyczna, co skrajnie nieinteresująca, w jej idealnym życiu nie ma nic poza fasadą spełnienia zawodowego i dobrobytem materialnym. Nie widzę żadnego punktu zaczepienia, który umożliwiłby jakiekolwiek utożsamienie się z bohaterką.

Ponadto serial nie robi nic, aby zatrzymać mnie i przekonać, że zmiany w życiu Jean są czymś więcej niż tylko kaprysem. Oczywiście rozbudzona późno namiętność do osoby tej samej płci, czy rysujący się kryzys małżeński, mogą być tematami ciekawymi.

Szkoda tylko, że te wątki zostały zarysowane tak nieostro i wloką się do jakiegoś bliżej niesprecyzowanego końca.

Nie potrafię przypomnieć sobie, tak źle poprowadzonej wiwisekcji psychologicznej, wszystkie te wybuchy złości, romanse wydają się nawet nie tyle nieuzasadnione, co niezrozumiałe. Gdzieś tam w tle rysuje się niby konflikt między racjonalnym rozumem i światem emocji, ale zanim go spostrzeżemy, to bohaterka znika w jakiejś kiepskiej onirycznej wizji. Zwłaszcza, że jest serial, który potrafił pokazać bardzo podobną sytuację w znacznie ciekawszy sposób. The Affair przedstawia romans dwojga ludzi, skupiając się na ich psychologii i zrobił to tak, że rozumieliśmy działania i motywacje bohaterów, a przy okazji potrafił budować niewiarygodne napięcie.

Sytuację może uratowaliby pacjenci naszej terapeutki, gdyby ich historie nie stanowiły tylko punktu odniesienia do działań Jean. Historia matki, która osacza swoje dziecko i nie może pogodzić się z dorosłością pociechy, czy chłopaka niepotrafiącego poradzić sobie z emocjami po odejściu dziewczyny, to wątki uniwersalnie smutne. Gdyby tylko twórcy nie potraktowali tych osób, tak jak główna bohaterka – czyli instrumentalnie – to moglibyśmy mieć piękną polifoniczną opowieść psychologiczną.

Najbardziej uderza chyba bezcelowość Gypsy.

Po pierwszym odcinku byłem przekonany, że je jest to serial pokroju Upadku (po angielsku The Fall, nie mylić memogennym filmem o Hitlerze), że zobaczę świetnie zarysowaną psychologię i powolne odkrywanie kart, które przybliżą mnie do zrozumienia obcej mi perspektywy. Z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej rozumiałem, że fabuła stoi w miejscu, a my oglądamy postać, w której życiu nie następuje żadna zmiana.

 class="wp-image-88527"

I chociaż możemy założyć, że serial pragnie pokazać ludzką codzienność w sposób wierny i realistyczny, to przy okazji udaje się mu zanudzić nas na śmierć.

Na docenienie zasługuje fakt, że serial jest świetnie zrealizowany, czułość i miłość są tu pokazane ze smakiem, a wielkomiejskie otoczenie wygląda bardzo przekonująco. Widać to zwłaszcza, gdy młoda kochanka zabiera Jean na niszowe koncerty i do modnych kawiarenek. Eleganckie wnętrza i przebitki na brudne bary i sale koncertowe stanowią naprawdę wysmakowany kontrast.

Czy warto?

REKLAMA

Nie warto. Gypsy tworzy ogromny dystans między prostym widzem, a bogatą i piękną terapeutką. Dystans, którego nie udaje się sforsować piękną otoczką wizualną i genialnym aktorstwem. Jestem prawie pewien, że wynika to nie tylko z nieumiejętnego poprowadzenia psychologii postaci, ale również z tego, że twórcy nie starali się nawet dostarczyć widzowi takiej perspektywy, która pozwoliłaby wczuć się w sytuację bohaterki. A marzenie o lepszym życiu, które bije tak silnie z ekranu, pozostaje tylko marzeniem, któremu nie towarzyszy najmniejsze nawet zrozumienie.

Jeśli macie ochotę obejrzeć doskonałe seriale psychologiczne, to serdecznie polecam wspomniane wcześniej The Affair i Upadek (oba znajdziecie w Netfliksie). Obiecuję, że seans będzie znacznie bardziej satysfakcjonujący.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA