„Sound of Metal” to poruszająca historia perkusisty metalowego, który traci słuch – recenzja filmu
W filmie „Sound of Metal” Riz Ahmed wciela się w perkusistę, który dowiaduje się, że czeka go utrata słuchu. To jedna z lepszych produkcji, jakie obejrzycie w tym roku.
OCENA
Ruben (w tej roli znakomity Riz Ahmed) razem ze swoją dziewczyną Lou (Olivia Cooke) podróżuje po USA grając koncerty jako dwuosobowa metalowa kapela. Ona odpowiada za wokale i gitarę, a on jest perkusistą. Pewnego dnia Ruben zaczyna mieć problemy ze słuchem. Okazuje się, że czeka go pełna utrata tego zmysłu.
Trzon fabularny „Sound of Metal” jest więc tyleż samo klarowny, co poruszający.
Pierwszy akt filmu, to postępująca utrata słuchu przez Rubena, a następne to już próby znalezienia pomocy i nauczenia się funkcjonowania w ciszy, w tym nauka języka migowego. Twórcy „Sound of Metal” ubrali tę historię w szaty współczesnej przypowieści, czyniąc jej bohaterem człowieka, dla którego słuch jest szczególnie istotnym narzędziem pracy/twórczości.
Sprawia to, że „Sound of Metal” szybko przestaje być tylko historią o utracie słuchu, a urasta do wewnętrznej odysei w poszukiwaniu nowego sensu życia. To film o utracie części naszego świata, tożsamości, planów i marzeń. Obraz podejmuje zagadnienie nauczenia się funkcjonowania na nowo, na odmiennych zasadach. To kino mierzące się z akceptacją zmian, nawet jeśli są one dramatyczne.
I na dobrą sprawę każdy widz może wynieść z tego filmu ważną lekcję.
Choć „Sound of Metal” powstał jeszcze przed czasami pandemii, to, trochę niechcący, nabrał w obecnej sytuacji szalenie istotnego znaczenia.
Większość z nas żyje bowiem w trochę odmiennej rzeczywistości niż ta, która miała miejsce przed pandemią. Wszyscy coś straciliśmy, w większym bądź mniejszym stopniu. Wirus coś nam zabrał, coś zmienił, być może już na zawsze. A my, czy tego chcemy czy nie, musimy nauczyć się to zaakceptować, przyjąć do wiadomości, ale nie poddawać się i funkcjonować dalej. Twórcom „Sound of Metal” pewnie nie przyszło to nawet do głowy, ale ich film jest prawdopodobnie najlepszą, najbardziej trafną i pełną metaforą masowego doświadczenia czasów pandemii.
Ale oczywiście nie każdy musi go odbierać szukając drugiego dna. Nawet bez tego „Sound of Metal” to kawał świetnego dramatu psychologicznego. Prosty i oszczędny w formie, ale bogaty w treści i warstwie emocjonalnej. Jednocześnie znający granice dobrego smaku i na szczęście nie zapuszczający się w rejony taniego melodramatyzmu. To nie jest film, który ma na celu wyciskanie łez – to dzieło prowokujące do myślenia.
A Riz Ahmed w roli głównej zafundował widzom najlepszą rolę w swojej karierze. To przejmująca, wielobarwna kreacja, która zostaje w pamięci na dłużej.
Warto też zwrócić uwagę na niesamowitą ścieżkę dźwiękową, a mianowicie na nawiązujące do tytułu „metaliczne odgłosy”, którymi twórcy próbują emulować to, co i jak słyszy Ruben. Tym genialnym w swojej prostocie zabiegiem „Sound of Metal” w nas samych budzi uczucie niepokoju, rozdrażnienia, dysonansu. Momentami wręcz wchodzi on w rejony psycho-horroru oferując wrażenie doświadczania utraty słuchu.
Również sam fakt przedstawienia na ekranie społeczności osób głuchoniemych i zrobienie filmu, który próbowałby się zmierzyć z ich doświadczeniem i pokazać ich punkt widzenia jest nie do przecenienia i godny najwyższych pochwał.
W dobie domagania się reprezentacji w filmach i serialach ile razy tak naprawdę myślimy o niesłyszących, niedowidzących, niepełnosprawnych? „Sound of Metal” wypełnia tę lukę i robi to w sposób imponujący. Zaryzykuję stwierdzenie, że to jeden z najlepszych filmów, jakie zobaczycie w tym roku. Z czasem okaże się. czy miałem rację.