REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. Komiksy

„Skywalker. Odrodzenie” czerpie z komiksów i książek zamiast ze scenariusza. Finałowa scena Kylo Rena ma inne znaczenie, niż myśleliśmy

Fani „Gwiezdnych wojen” w ostatnim czasie nie mają zbyt wielu powodów do uśmiechu. Zakończenie nowej trylogii Disneya zadowoliło niewielu, a towarzyszące „Skywalker. Odrodzenie” książki i komiksy tylko zwiększają chaos. Właśnie okazało się, że ostatnie sceny Kylo Rena miały dodatkowe znaczenie.

10.03.2020
19:54
star wars skywalker odrodzenie
REKLAMA
REKLAMA

Od czasu premiery Epizodu IX „Star Wars” wkrótce miną trzy miesiące. Emocje związane z produkcją nie są już tak silne jak wówczas, ale nadal nie brakuje kolejnych powodów, żeby je na nowo rozbudzać. Przyczyniają się do tego choćby kolejne debiutujące na rynku dzieła towarzyszące „Skywalker. Odrodzenie” – przede wszystkim książki i komiksy.

Duże kontrowersje wzbudziła choćby powieściowa adaptacja filmu J.J. Abramsa. Uważni czytelnicy szybko zaczęli znajdywać tam wyjątkowo problematyczne momenty, które w teorii miały poszerzyć świat odległej galaktyki, ale w rzeczywistości raczej sprowadzały całą opowieść na manowce. Okazało się bowiem, że Rey w rzeczywistości nie jest wnuczką Imperatora, a sam Palpatine powrócił dzięki przeniesieniu swojego ducha do sklonowanego ciała. Ten drugi pomysł został zresztą zaczerpnięty bezpośrednio ze skasowanego przez Disneya Expanded Universe.

Disney znów miesza w zakończeniu „Skywalker. Odrodzenie”, tym razem za pomocą komiksu „Star Wars: The Rise of Kylo Ren”.

Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że Epizod IX praktycznie w ogóle nie próbował rozbudować uniwersum „Gwiezdnych wojen”, ani nawet wytłumaczyć swoich największych twistów fabularnych. Dlatego to zadanie spadło na dodatkowe książki i komiksy. I nawet gdyby zaproponowane tam rozwiązania idealnie wpasowałyby się w świat odległej galaktyki, to wciąż mówilibyśmy o słabości samego filmu. Ale rzeczywistość jest jeszcze gorsza. Bo wytłumaczenie powrotu Palpatine'a ociera się o poziom fanfików, a scena z Kylo Renem nie jest wiele lepsza.

Na łamach 3. numeru serii „Star Wars: The Rise of Kylo Ren” młody Ben Solo jest pokazany z mieczem świetlnym noszonym na plecach. Fani błyskawicznie zaczęli spekulacje, czy to aby nie pomyłka. Okazało się, że nie. Na przedpremierowo pokazanych stronach z kolejnego komiksu widzimy bowiem panel z Kylo Renem wyciągającym klingę miecze świetlnego przez plecy, podobnie jak zrobił to w finałowych minutach „Skywalker. Odrodzenie”.

Mamy tu do czynienia z typowym przykładem nawiązania, które nie ma większego sensu i jest wprowadzane po fakcie.

REKLAMA

W żadnym z wcześniejszych filmów Kylo nie był bowiem widziany z mieczem noszonym na plecach. Wręcz przeciwnie, swoją broń przez większą część czasu nosi przy udzie. Skąd więc taka zmiana? Czy między wydarzeniami „The Rise of Kylo Ren” i „Przebudzenia Mocy” zdrajca Zakonu Rycerzy Jedi zmienił swój styl walki? A może po prostu zrezygnował z niewygodnego sposobu noszenia klingi, która przecież nie ma na stałe przytwierdzonego ostrza? Wątpię, byśmy kiedykolwiek mieli otrzymać odpowiedzi na powyższe pytania. Najwyraźniej uznano, że ta swego rodzaju klamra (między pierwszą misją Kylo z Rycerzami Ren a jego odkupieniem w walce z Palpatinem) wystarczy, by zadowolić fanów.

 class="wp-image-384866"
Foto: Strona z komiksu „Star Wars:The Rise of Kylo Ren”/Marvel
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA