Serial Netfliksa to nie nowe „Dark”, ale wciągnie dokładnie tak samo. Nieziemska propozycja serwisu
Dużo mówi się o słynnym rankingu Netliksa. Ja sama wielokrotnie przytaczam ten temat. Podkreślam, że jest to od dawna jedna wielka niewiadoma. Wybór tytułu na wieczór z listy najchętniej oglądanych w Polsce to rozrywka, można powiedzieć, dla odważnych. Podczas swoich poszukiwań natrafiamy zatem m.in. na „Kicię Kocię” (utrzymującą popularność niesamowicie długo, swoją drogą), ale też na niemiecki serial sci-fi – „Sygnał”. Osobiście polecam postawić raczej na tę drugą produkcję.
Już kilka lat temu zaufałam niemieckim produkcjom. Nie jestem w stanie określić dokładnie, w jakim stopniu jest to zasługa serii „Dark”. Z pewnością miała ona bardzo duży wpływ na moje aktualne poglądy. Był to tytuł, który wyłonił się dosłownie znikąd i zrobił furę na miarę hucznie zapowiadanych dzieł o ogromnych budżetach i ze słynnymi nazwiskami w obsadzie. Swego czasu dosłownie rozrysowywałam sobie na kartce drogę poszczególnych bohaterów w serialu, aby nie zagubić się fabularnie w czasie i przestrzeni. Jednak od tego momentu minęło kilka lat, a ja wciąż czekałam na godnego następcę „Dark”. Czy „Sygnał” nim jest? Nie powiedziałabym tak, zbyt wiele kluczowych różnic jest między nimi. Mimo wszystko to naprawdę wspaniała propozycja platformy Netflix.
Więcej o serialach dostępnych na platformie Netflix, czytaj na łamach Spider's Web:
Sygnał to opowieść tylko pozornie nie z tej ziemi
Serial „Sygnał” opowiada historię pewnej dość nietypowej rodziny. Sven (Florian David Fitz) jest osobą z natury dość delikatną. Nie lubi wchodzić w konflikty, ciężko jest mu też podejmować w pełni samodzielne decyzje. Z zawodu jest wykładowcą. Nie lubi technologii, dlatego też mieszka w drewnianym domku w lesie i posługuje się telefonem z początku XXI wieku. Pomimo tego jednak zakochał się w Pauli (Peri Baumeister). Kobieta jest jego totalnym przeciwieństwem. Ambitna astronautka nie boi się podejmować ryzyka i dążyć za wszelką cenę do osiągnięcia zamierzonych celów. Wierzy, że ma w życiu do wypełnienia pewną bardzo istotną misję. Nie potrafi dokładnie powiedzieć, jaką, ale czuje, że takowa istnieje. Małżeństwo doczekało się córeczki imieniem Charlie (Yuna Bennett). Dziewczynka jest, jak na swój wiek, niesamowicie bystra. Bardzo interesuje ją to, co robi mama. Czyta mnóstwo książek naukowych, aby lepiej zrozumieć otaczający ją świat. Warto zaznaczyć też, że Charlie jest osobą niesłyszącą. Potrafi się jednak porozumiewać w sposób werbalny, najprawdopodobniej dlatego, że od najmłodszych lat nosiła aparat, który pozwalał jej na doskonałe odbieranie dźwięków. Mimo tego zna też język migowy, ale wykorzystuje go tylko wtedy, gdy nie chce, żeby ludzie dookoła wiedzieli, co mówi. Sprytne.
Paula wyrusza z misją na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Nie jest to jednakże wyprawa sponsorowana przez rząd, a przez prywatną inwestorkę. Kobiecie towarzyszy Hadi (Hadi Khanjanpour). Jest on również prywatnie jej przyjacielem. Zapowiada się, że będzie to raczej spokojne zadanie. Polecieć, znaleźć, co trzeba i wrócić. Niestety nic nie idzie zgodnie z planem. Para astronautów co prawda powraca bezpiecznie na Ziemię, ale wydarzenie to od początku wydaje się być nietypowe. Wszyscy zachowują się dziwnie, rodziny nie otrzymują zbyt wielu informacji. Paula i Hadi wsiadają na pokład samolotu, który ma ich bezpiecznie „dostarczyć” do ukochanych osób. Nagle ich lot kompletnie znika z tablicy informacyjnej. Podobno doszło do katastrofy, ale nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego. Od tej chwili rozpoczyna się desperacka próba odkrycia prawdy, a przede wszystkim dojścia do tego, co tak naprawdę wydarzyło się w kosmosie.
Życie pod wielkim znakiem zapytania
Serial „Sygnał” bardzo dobrze buduje poczucie zagubienia. Tak samo, jak ojciec z córką, my też nie wiemy, do czego realnie doszło poza ziemską atmosferą. Pozwala to widzom na o wiele lepsze wczucie się w rodzinną sytuację oraz intensywniejsze przeżywanie tego, co dzieje się na ekranie. Ktoś mógłby w tym momencie zauważyć, że przecież to normalne zjawisko. Taka jest przecież główna rola serialowych tytułów. To szczera prawda, jednak nie wszystkim się to udaje. A przynajmniej nie na tyle, żeby utkwić w pamięci odbiorcy na dłużej. W przypadku produkcji „Sygnał” widać ogromną dbałość twórców o ten szczegół. Emocje są tutaj niezwykle ważne, dlatego też muszą wybrzmieć głośno i wyraźnie. Warto zauważyć także, że nie są to odczucia sugerowane lub nawet narzucane. „Sygnał” nie mówi nam, jak powinniśmy coś odbierać, co dla mnie jest bardzo istotne. Jedynie podkreśla to, co powinno być podkreślone. Subtelnie, ale przy tym też konkretnie.
Immersja jest na tyle wyraźna, że zostajemy wręcz zasypani różnymi odczuciami. Nie wiemy, co się dokładnie dzieje, a przede wszystkim dlaczego. Osobiście czułam się niekiedy tak samo osaczona, jak główny bohater, Sven. W pewnym momencie złapałam się na tym, że cieszę się z każdego jego najmniejszego sukcesu. Kibicuję mu, współczuję, wspieram, a nawet zaczynam radzić. Jest to idealny dowód na to, jak mocno emocjonalny jest to tytuł. Uznaję to za bardzo duże osiągnięcie, ponieważ „Sygnał” jest miniserialem. Nie miał więc zbyt wiele czasu na to, aby zaangażować widza. Mimo tego zrobił to w sposób perfekcyjny.
Lekcja, o którą nikt nie prosił, a każdy potrzebował
Produkcja przedstawia naprawdę wiele ludzkich zachowań, w przeróżnych sytuacjach. Widzimy więc osoby pogrążone w rozpaczy, wściekłe, zdesperowane, ale też cyniczne, nieobliczalne lub uzależnione od pozostałych. „Sygnał” doskonale pokazuje, że każdy z nas jest inny. Odbiera pewne wydarzenia na swój własny, całkowicie indywidualny sposób. Nigdy nie jesteśmy w stanie w pełni przewidzieć, jak ktoś się zachowa, co powie oraz do czego jest w stanie się posunąć. „Sygnał” to serial sci-fi, który znajduje się zaskakująco blisko ludzkiej natury. I w gruncie rzeczy właśnie na niej się skupia. Nie od dziś wiadomo, że swoje prawdziwe ja pokazujemy przede wszystkim, gdy jesteśmy do tego zmuszeni. Kiedy nie ma czasu na udawanie, kurtuazję i pozory. Przykładowo – w sytuacji potencjalnego zagrożenia. Taką wizję przedstawiają nam twórcy. Ukazują, jak współczesny świat najprawdopodobniej zareagowałby nie tyle na hipotetyczny atak, co na zwyczajnie coś wcześniej nieznanego.
Historia udowadnia nam, że nie potrafimy uczyć się na błędach. Raz za razem podejmujemy te same decyzje, które prowadzą do często katastrofalnych skutków. Różnią się jedynie otaczającą rzeczywistością. Mam oczywiście na myśli ludzi jako społeczeństwo, nie poszczególne jednostki. Reagujemy z niepotrzebną agresją na cokolwiek, co mogłoby jakkolwiek zaburzyć budowany przez wieki ład. Nawet jeśli szansa na to jest wręcz znikoma. Owszem, brzmi to trochę jak truizm. Jednak moim zdaniem powinno nam się przypominać o tym tak długo, jak to tylko możliwe. Zaczynam dochodzić do wniosku, że warto od czasu do czasu odświeżyć sobie fakt, że jesteśmy tylko ludźmi.
„Sygnał” to nie „Dark”, ale wcale nie jest gorszy
Serial dostępny na platformie Netflix to z pewnością warta uwagi propozycja. Przede wszystkim jest to produkcja bardzo dobrze zrealizowana. Na próżno można doszukiwać się w niej zbędnego przepychu czy patosu. Całość jest skrupulatnie podzielona na rozdziały, które zdecydowanie ułatwiają widzowi poruszanie się w fabule. Nadają również całej historii swoistego sznytu. Twórcy próbują przekazać nam, że wydarzyło się coś dziwnego. Jako ludzkość, społeczeństwo, jeden organizm utraciliśmy umiejętność współodczuwania i współpracy. Jest to przekaz poniekąd smutny, ale też nie skreśla nas całkowicie. Skoro kiedyś byliśmy w stanie stanąć po jednej stronie w imię „większej sprawy”, to oznacza, że jeszcze nie wszystko stracone.
Przyznam szczerze, że na początku nie miałam kompletnie żadnych oczekiwań względem tego serialu. Zainteresował mnie jedynie fakt, że jest to produkcja niemiecka. W opisie pojawił się też wątek niewyjaśnionej tajemnicy. Skuszona nim, kliknęłam i zdecydowanie się nie zawiodłam. Mam wrażenie, że gatunek, który obrał sobie ten tytuł, to jedynie pretekst do tego, aby poruszyć tematykę aż nazbyt prawdziwą i bliską ludziom. „Sygnał” potrafi doprowadzić do łez, zdenerwować, rozśmieszyć i zachęcić do przemyśleń. Mimo tego wszystkiego nie tworzy się tutaj chaos. Całość poprowadzona jest z wyczuciem, względem ustalonego z góry schematu. Ja jestem zachwycona i mam nadzieję, że o tej produkcji będzie się niedługo mówiło więcej. To, że jest obecnie popularna nie oznacza, że nie może zniknąć gdzieś wśród wielu innych propozycji platformy Netflix. Oby tak się nie stało. Byłaby to wielka strata.
Sygnał jest dostępny na Netfliksie.