REKLAMA

Sylvester Stallone - ikona kina akcji

6 lipca swoje 70 (!) urodziny obchodzi Sylvester Stallone. Aż trudno uwierzyć, że ikona i żywy symbol kina akcji urodził się tuż po zakończeniu II wojny światowej, czyli w 1946 roku. Stallone wielkim aktorem nigdy nie był, nie zagrał też w dużej liczbie dobrych filmów, ale nie szkodzi. Za stworzenie postaci Rocky’ego i Johna Rambo ma on zasłużone miejsce w annałach historii kina. Poniżej wybrałem jego (moim zdaniem) najlepsze filmy.

Sylvester Stallone - ikona kina akcji
REKLAMA
REKLAMA

Rocky z 1976 roku

Wielkość "Rocky’ego" polega głównie na jego prostocie i bezpretensjonalności. To jedna z najbardziej poruszających, szczerych i "amerykańskich" w duchu opowieści jakie stworzyło kino. Historia klepiącego biedę boksera włoskiego pochodzenia, który dzięki wierze we własne siły i uporowi sięga po wielkość i tytuł mistrza świata chwyta za emocje i inspiruje, a na tym polega magia kina. Rocky Balboa stał się z miejsca postacią kultową, a sam film został obsypany Oscarami i zaliczany jest do klasyki światowego kina, a z grającego tytułową rolę Sylvestra Stallone’a uczynił ikonę kina. Magia "Rocky’ego" działa na kilku poziomach. Film jest do bólu ascetyczny w formie, bo takie też było ówczesne życie Stallone, który oprócz tego, że zagrał główną rolę, to jeszcze napisał scenariusz i wyreżyserował "Rocky’ego", żyjąc w tamtym czasie praktycznie na ulicy, w nędzy. "Rocky" był jego "być albo nie być" – gdyby film nie odniósł sukcesu, Stallone zapewne skończyłby jako bezdomny alkoholik grzebiący po śmietnikach i raczej nie dożyłby swoich 70. urodzin. Jeden skromny film potrafi więc czasem diametralnie zmienić życie ludzi i zainspirować miliony. Niezwykłe.

Rambo: Pierwsza krew z 1982 roku

Co by nie mówić o Stallone’nie, to trzeba przyznać, że na przełomie lat 70. i 80. Miał niezwykłego nosa do kreowania oryginalnych postaci, które może nie były specjalnie rozbudowane, ale idealnie wykorzystywały filmowe motywy dramaturgiczne i dzięki temu, że były w miarę prostolinijne, z miejsca zyskiwały sympatię widzów, stając się kultowymi. Tak było z Rocky’im, i tak też było kilka lat później w przypadku Johna Rambo. Warto też zwrócić uwagę, że o ile "Rambo" powszechnie kojarzy się ze strzelaninami i wybuchowym kinem akcji, to tak naprawdę "Pierwsza krew" jest dramatem psychologicznym o żołnierzu nie potrafiącym się odnaleźć w normalnym życiu po powrocie z wojny w Wietnamie. To naprawdę znakomite, fabularnie i pod wzgledem dramatycznym kino. Dopiero kolejne części sagi o Rambo ukształtowały tę postać (oraz samego Stallone’a) jako symbol pełnokrwistego herosa kina akcji.

Ucieczka do zwycięstwa z 1981 roku

Tuż po emocjach związanych z Euro warto sobie przypomnieć "Ucieczkę do zwycięstwa". Tym razem Stallone nie biega ze spluwą, tylko za piłką. Nie było zbyt wiele dobrych filmów z piłką nożną w tle, ale, choć jestem piłkarskim ignorantem, wydaje mi się, że "Ucieczka do zwycięstwa" to jeden z najlepszych filmów związanych z tą tematyką. Już sama fabuła ma świetny punkt wyjścia. Akcja rozgrywa się w czasie II wojny w niemieckim obozie jenieckim i skupia się wokół tamtejszych więźniów, którzy grają mecz z Niemcami i jednocześnie planują ucieczkę podczas rozgrywek. Sceny meczu są kapitalnie sfilmowane, zresztą trudno się dziwić skoro film wyreżyserował sam John Huston. Obsada jest równie imponująca. Są w niej Michael Caine, Max von Sydow oraz prawdziwi, legendarni piłkarze, czyli Pele oraz nasz Kazimierz Deyna.

Cop Land z 1997 roku

Sylvester wybitnym aktorem nie jest, jednak z pewnością raz na jakiś czas nie można mu odmówić ambicji. I dla wielu widzów dość sporym zaskoczeniem (pozytywnym) był jego występ w dramacie "Cop Land".  To bardzo stonowane kino, zamiast na akcji czy strzelaninach skupiające się na postaciach, atmosferze małego miasteczka (żeby nie powiedzieć, zadupia) oraz mrocznych i brudnych tajemnicach jakie kryją jego mieszkańcy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że czysto aktorsko, rola szeryfa Heflina w "Cop Land" to najlepsze dokonanie w karierze Stallone’a i jeden z nielicznych jego naprawdę bardzo dobrych filmów.

Creed z 2015 roku

Prawie 20 lat po filmie "Cop Land" Stallone znowu dał się jednak poznać z bardzo dobrej strony jako aktor. Powrócił do swojej kultowej roli Rocky’ego Balboy, od którego wszystko sie dla niego zaczęło i historia pięknie zatoczyła koło, gdyż spotkał się on z szerokim uznaniem w świecie (w tym m.in. nominacją do Oscara w kategorii „aktor drugoplanowy” oraz Złotym Globem). Do tego "Creed – Narodziny legendy" okazał się znakomitym filmem, udanie kontynuującym z szacunkiem sagę Rocky’ego i przekazującego "pałeczkę" nowemu pokoleniu.

Niezniszczalni 2 z 2012 roku

Pierwsza cześć "Niezniszczalnych" była genialnym w swoim założeniu konceptem, choć spóźnionym co najmniej o dekadę. Zrobić film, w którym spotkaliby się wszyscy giganci kina akcji lat 70. 80. i 90. to mokry sen każdego fana "akcyjniaków" wychowywanego w erze VHS –ów. Niestety "Niezniszczalni" kompletnie nie wykorzystali (o dziwo) tego potencjału. Film był nudny, ze słabym scenariuszem i bez większego pomysłu na całość. Natomiast sequel naprawił wszystkie błędy jedynki i z miejsca stał się jednym z moich ulubionych filmów akcji ostatnich lat. Widowiskowe sceny, o wiele lepsza niż poprzednio historia, dobre tempo, zatrzęsienie gwiazd (Stallone, Willis, Van Damme i Schwarzenegger i Chuck Norris w jednym filmie w latach 80. po prostu rozwaliłoby zestawienia box office’u niczym "Avengers" obecnie). Znalazło się nawet miejsce na sucharowe żarty o Chucku Norrisie. Ja jestem kupiony.

Nocny jastrząb z 1981 roku

Ten film często bywa pomijany i zapominany, ale to jeden z bardziej udanych kryminałów lat 80. Nawet jeśli chwilami przypomina dość mocno kultowe "Serpico" z Alem Pacino, będące bez wątpienia lepszym filmem. Co nie zmienia faktu, że "Nocny jastrząb" to bardzo dobrze zrealizowana sensacja, z kapitalnymi scenami strzelanin, znakomitą ścieżką dźwiękową oraz jednym z najlepszych filmowych psychopatów lat 80., brawurowo odgrywanym przez Rutgera Hauera.

Na krawędzi z 1993 roku

Tak wiem, z jednej strony ten film jest uroczo głupiutki i ucieleśnia wszystkie najgorsze hollywoodzkie schematy. W przypadku "Na krawędzi" mamy do czynienia ze staroszkolną gloryfikacją wspinaczki górskiej, rodem z bajki dla dzieci, w której Stallone, pomimo tego że znajduje się na ogromnych wysokościach i pośród śniegu, bez problemu biega po górach z krótkim rękawkiem, tak by mógł odpowiednio eksponować bicepsy (no przecież heros kina akcji nie może nie pokazać się bez koszulki na ramiączka). Ale, jeśli zaakceptujemy poetykę tego filmu i przestaniemy zastanawiać się nad jego realizmem to otrzymamy świetnie zrobiony i trzymający w napięciu film akcji, z dużą dawką dramaturgii i masą imponujących scen w przepięknych górskich krajobrazach. Wystarczy tylko lekko przymrużyć oko na kilka kwestii.

Rocky 2 z 1979 roku

REKLAMA

Tym co sprawiło, że Stallone podtrzymywał i jednocześnie paradoksalnie lekko burzył swoją pozycję, był fakt, że tak chętnie podchodził do kręcenia kontynuacji swoich hitów. Dał się on porwać sequelozie do tego stopnia, że ze świetnego "Rocky’ego" zaczęła się w pewnym momencie robić telenowela. Ale o dziwo, bezpośredni sequel, czyli "Rocky 2", choć powtarza większość schematów z części pierwszej i jest zwyczajnie gorszym filmem niż "jedynka" to mimo wszystko niesamowicie wciąga i emocjonuje od początku do końca plus, ze względu na popularność, budżet był większy niż poprzednio, także film z jednej strony stracił swoją surowość, ale z drugiej, formalnie jest przyjemniejszy dla oka. Coś za coś.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA