REKLAMA

Nie tylko „Szybcy i wściekli”. Te filmy i seriale jeżdżą na wysokooktanowej benzynie

„Gone in 60 Seconds”, „Death Proof” i „Mad Max: Na drodze gniewu” – to tylko kilka filmów, które pobudzą wyobraźnię każdego miłośnika motoryzacji. Ich akcja napędzana jest bowiem benzyną i miłością do samochodów.

mad max szybcy i wściekli filmy samochody
REKLAMA

W tym roku mija 20 lat od premiery „Szybkich i wściekłych”. Seria zdążyła w tym czasie ewoluować, ale miłość do podrasowanych samochodów nie uległa zmianie. Teraz dobrze znani nam bohaterowie po raz 9. pozwalają nam zachłysnąć się zapachem benzyny wylewającej się z ekranu. Ale przecież to nie jedyne filmy, które napędza fascynacja motoryzacją. Poczujecie ją też w poniższych produkcjach.

REKLAMA

Filmy i seriale, przy których poczujesz zapach benzyny

Gone in 60 Seconds

Nie chodzi w tym wypadku o remake z 2000 roku z Nicolasem Cage’em i Angeliną Jolie. To nie on bowiem może pochwalić się jedną z najdłuższych scen pościgu samochodowego w historii kina. W oryginale przez ok. 40 min nie ma ściągania nogi z gazu. Główny bohater pędzi na złamanie karku, uciekając przed policją i nie są w stanie go powstrzymać żadne przeszkody. Co ciekawe w trakcie całego filmu zniszczonych bądź uszkodzonych zostaje łącznie 127 aut.

A skoro o pościgach mowa, to ten film przedstawia jeden długi pościg po pustynnych bezdrożach. Ale ileż tu czeka po drodze atrakcji. 70-letni George Miller pokazał kolegom po fachu jak należy robić wysokooktanowe kino akcji. Narracja ciągle przyśpiesza, a od narzuconego tempa można dostać zadyszki. I chociaż nie ma problemu ze znalezieniem drugiego dna przedstawianej opowieści, to w pamięci pozostają przede wszystkim widowiskowe kraksy, samochodowe akrobacje oraz facet z gitarą strzelającą płomieniami.

Znikający punkt

Ten film oddycha nie tylko benzyną, ale też kontrkulturowymi ideałami. Tajemniczy Kowalski wyrusza w podróż po Stanach Zjednoczonych Dodge’em Challengerem, a napędzają go tabletki benzedryny i chęć transgresji. Dlatego na każdym kroku zadziera z policją, stając się jednocześnie ulubieńcem tłumów. Pustynne drogi zmuszają do przemyśleń zarówno bohatera, jak i widzów. I chociaż, przez jej ciężar, trudno nazwać opowieść rozrywkową, zatopicie się w niej bez reszty.

Death Proof

Kiedy trzy maniaczki motoryzacji biorą Dodge’a Challengera (tego samego, co jeździł nim Kowalski) na jazdę próbną, zaczyna się właściwa akcja filmu. Wcześniej Quentin Tarantino tylko dawał nam przedsmak tego, co ma nastąpić. A chociaż już się dużo działo, to następuje jeszcze więcej. Nie brakuje akrobacji na masce kultowego auta, szalonego pościgu i brutalnej walki na drodze. O spójności fabularnej można tu zapomnieć, ale to wcale nie przeszkadza. Szybkie samochody, piękne kobiety (i ich stopy) oraz seryjny morderca to wszystkie składniki, które są potrzebne, abyśmy się dobrze bawili. A skoro podlano to miłością do kina eksploatacji, podczas seansu można nawet oszaleć ze szczęścia.

Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!

Quentin Tarantino nigdy nie ukrywał swojej fascynacji twórczością Russa Meyera. Kultowy reżyser w 1965 roku przygotował dla widzów prawdziwą bombę. Oto kobiety na ekranie robiły to, na co w kinie pozwalano zazwyczaj jedynie mężczyznom. Trzy striptizerki ruszają w morderczą trasę i dzielnie walczą z patriarchalnym porządkiem społecznym. Nie stronią od przemocy, a do tego za kierownicą radzą sobie równie dobrze co z kuszeniem eksponowanymi walorami cielesnymi. Jeśli jeszcze nie widzieliście „Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!” najwyższy czas nadrobić zaległości, bo w drodze jest serialowa wersja produkcji.

Blood Drive

REKLAMA

No dobra. W tym wypadku nie poczujecie benzyny. W świecie przedstawionym serialu samochody jeżdżą bowiem na… ludzką krew. Jest to udany mariaż kina akcji, horroru i kilku innych konwencji gatunkowych. W postapokaliptycznej rzeczywistości bohaterowie biorą udział w morderczym wyścigu, w którym gra toczy się o najwyższą możliwą stawkę. Każdy ma jednak inne motywacje, aby wygrać i spotkacie tu całe muzeum osobliwości. Twórcy bez przerwy dociskają pedał gazu, rozpływając się w brutalnym absurdzie. Jest to prawdziwa jazda bez trzymanki i żal tylko, że Syfy zrezygnowało z produkcji po 1. sezonie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA