REKLAMA

Reputacja Taylor Swift jako największej gwiazdy pop na świecie jest niezagrożona. „Reputation” – recenzja Spider’s Web

Taylor Swift dojrzała muzycznie, stała się świadoma siebie i swojej seksualności, a na „Reputation” możemy usłyszeć, jak przekłada się to na jej twórczość.

Taylor Swift reputation
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze parę lat temu Taylor Swift nie była zbyt znana poza granicami Stanów Zjednoczonych. Tam zawojowała rynek muzyki country, który jednak jest na tyle hermetyczny, że nie pozwolił jej w pełni zawitać w mainstreamie popkultury. Wystarczyło jednak rozpocząć proces transformacji rozpoczęty na albumie „Red” w 2012 roku, by niedługo później stać się jedną z największych gwiazd muzyki popularnej na świecie.

Szósty studyjny album wokalistki, zatytułowany „Reputation”, to kolejny, chyba największy i najodważniejszy krok w owej transformacji Swift.

Udowadnia, że z popowej wokalistki zmienia się ona powoli w pełnokrwistą artystkę i świadomą siebie kobietę.

„Reputation” zaczyna się niemalże jak album Missy Elliot. Ready for It to w zwrotkach mroczny i pełen dramaturgii hip-hop z mocnym syntezatorowym beatem, który w refrenie przechodzi na chwilę w wakacyjny pop.

Ukłony w stronę hip-hopu są też słyszalne w End Game, w którym gościnnie (obok Eda Sheerana) wystąpił raper Future.

Swoją świadomą stronę osobowości Taylor Swift pokazała w I Did Something Bad. Już w pierwszych wersjach śpiewa: „Nigdy nie lubiłam narcyzów, ale oni mnie kochają. Więc dyryguję nimi jak instrumentami”. Później dodaje jeszcze, że niczego nie żałuje, bo było to dla niej przyjemne. Czyżby wyznanie dotyczące jej burzliwych związków m.in. z Calvinem Harrisem czy Tomem Hiddlestone’em? Muzycznie kawałek utrzymany jest w średnim tempie i może pochwalić się kapitalnym motywem syntezatorowym w refrenie.

Syntezatory to na „Reputation” praktycznie instrument numer jeden.

Swift, zresztą nie jako pierwsza już gwiazda muzyki, odeszła od tradycyjnie pojmowanego popu na rzecz świetnie zaaranżowanego synthwave'u, jednak nie takiego, który karmi się sentymentami do lat 80., a bardziej spoglądającego w przyszłość.

Pierwsza połowa płyty, choć ciekawa, bo przynosi bardziej dojrzałe i surowsze oblicze Taylor Swift oraz dużo nowości w jej brzmieniu, jest jednak dość nierówna. O wiele więcej ciekawych rzeczy dzieje się w drugiej połowie.

Gateway Car przypomina trochę wcześniejsze dokonania Swift, chwilami przywodząc na myśl skojarzenia z albumem „Red”, czyli pop-country z lekkimi wpływami... Bruce’a Springsteena.

King of My Heart odznacza się sythpopowym klimatem rodem ze „Stranger Things” w zwrotkach, by w refrenie przeistoczyć się ciekawy eksperyment z rytmiką, której nie powstydziliby się Peter Gabriel czy Kate Bush.

Dancing With Our Hands Tied to jeden z najlepszych utworów karierze Swift.

Z dobrym tekstem, kapitalną rytmiką i mistrzowskim wykorzystniem motywów synthwave. Jest w tym kawałku potężna energia, emocje, dramaturgia. Szkoda, że nie trwa dłużej niż te skromne 3 minuty i 30 sekund.

Na „Reputation”, Swift przenosi pop na nowe szczyty produkcji i zapewne album ten stanie się lada moment punktem odniesienia dla całej branży w kwestii tego, jak nagrywać rozrywkowe płyty.

Mamy tu bowiem do czynienia z popem dojrzałym i świadomym, nie tylko w warstwie tekstowej, ale i muzycznej. To nadal są proste dźwięki i przyjemne melodie, wpadające w ucho z piekielną łatwością, ale to, jak te wszystkie nuty zostały poukładane i zaaranżowane, jest zupełnie inną bajką.

Wystarczy posłuchać sobie magicznego Delicate. Oto pop przyszłości, który w końcu stał się teraźniejszością. Klimatyczny, ze świetnym rytmem i ciekawym wykorzystaniem syntezatorów. Podobnie sprawa prezentuje się z Gorgeous, uroczym radiowym popem, którego refren może niełatwo opuścić waszą pamięć.

Oczywiście Taylor Swift otoczona jest zastępami najlepszych producentów na świecie, ale mimo wszystko czuć, że „Reputation” to nie tylko pusty produkt, tylko, pomimo swojej bombastyczności, intymny portret wokalistki, która przestaje reagować na to, co przynosi jej życie, tylko sama zaczyna kreować rzeczywistość wokół siebie.

Do tego z dystansem spogląda na swoje dotychczasowe życie i poniekąd rozlicza się sama ze sobą, nie czekając, aż zrobią to za nią tabloidy czy serwisy plotkarskie.

Tym razem to Taylor Swift zrobiła krok naprzód, przestała być "ofiarą", a stała się osobą, która nadaje rytm swojemu życiu.

REKLAMA

„Reputation”, choć jest trochę nierówną płytą, to mimo wszystko w gatunku muzyki pop prezentuje naprawdę wysoki poziom. Album zawiera aż 15 utworów, choć może na dobre wyszłoby mu usunięcie przynajmniej 1/4 z nich. Widać jeszcze ten etap w muzycznym dojrzewaniu jest przed wokalistką.

Jeśli dotąd nie byliście fanami Taylor Swift, ale lubicie muzykę rozrywkową i synthwave, to spokojnie możecie dać szansę najnowszej płycie największej gwiazdy pop na planecie. A nuż się wam spodoba. Bo tego, że fani Swift padną z zachwytu, jestem praktycznie pewien.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA