„The Boys” wraca z 4. sezonem i po spadku formy wywołanym próbą taniego łowienia widzów staje znowu na wysokości zadania. Dawno nie widziałem tak spektakularnego powrotu.
OCENA
Nowy sezon „The Boys” zaczyna z grubej rury. Chłopaki, tym razem pod przewodnictwem Cyca (odmieniony Laz Alonso) przygotowują akcję zamordowania Victorii Neuman (Claudia Doumit). Wreszcie mają plan, wreszcie mają zasoby. Niestety, nie wszystko idzie po ich myśli: muszą skonfrontować się z upiornym supkiem, a w sprawę wplątuje się będący aktualnie poza drużyną Butcher (Karl Urban), który po raz kolejny musi stawić czoła Homlanderowi (Antony Starr). A to dopiero pierwszy kwadrans.
Leci to szybko i po pierwszych minutach trudno zorientować się, o co w tym wszystkim chodzi. Minęło trochę czasu od momentu, gdy zakończyła się akcja poprzedniego sezonu i serial wrzuca widza w sam środek akcji. Pozycja chłopaków co prawda trochę się ugruntowała, ale przez ich życia cały czas przechodzą tektoniczne wstrząsy, które zmieniają ich cele, plany, a nawet marzenia.
„The Boys” nie daje im ani chwili wytchnienia i pędzi od kryzysu do kryzysu na złamanie karku.
To dalej ten sam serial, który czasem przesadnie grubą kreską rysuje satyrę na współczesną Amerykę, popkulturę spętaną kapitalistyczną grą interesów i media społecznościowe. Tym razem głównym obiektem krytyki stały się teorie spiskowe rozsiewane przez samozwańczych publicystów, a potem replikowane przez media. „Chłopaki” pokazują, jak organizuje się akcje defamacyjne i na jak kruchych podstawach są one budowane – a jednak padają na podatny grunt i są osoby gotowe nawet zabić za kilka bzdur rozpowszechnionych w internecie. Ofiarą takiej akcji pada Starlight (Erin Moriarty), a nowa superbohaterka „Siódemki”, czyli Firecracker (świetna i charyzmatyczna Valorie Curry), jest tu metaforą skrajnie prawicowych publicystów bazujących na naiwności wykluczonych.
Poza nowymi motywami, bohaterami i punktami zapalnymi „The Boys” skupia się na konflikcie Homelandera i Butchera, tym razem jednak obaj bohaterowie są wycofani, bo choć konkurują o opiekę nad Ryanem, to mają własne kłopoty. Nie są to jednak przeciwnicy, zdrajcy czy potężne siły, a ich własna przeszłość i tożsamość. Niezagojone rany dają o sobie znać i, co tu dużo mówić, wykrwawiają obu bohaterów. Przeszłość upomina się również o Francuzika (Tom Capone) i Starlight, nawet Hughie (Jack Quaid) musi skonfrontować się z własną traumą.
„The Boys” robi poważny krok wstecz, a jednocześnie akcja pędzi na złamanie karku.
Wirtuozersko rozpisana fabuła przystaje jedynie na chwilę, aby dać widzom nie tylko odetchnąć, co zaskoczyć ich kolejną porcją przerysowanej przemocy i wykręconego seksu. „The Boys” to ciągle festiwal flaków, krwi i innych płynów ustrojowych, w przeciwieństwie jednak do poprzednich sezonów (i znacznej części „Gen V”) nie miałem poczucia, aby te sceny służyły jedynie rozrywce scenarzystów i ludzi od efektów specjalnych. Twórcy najwyraźniej, podobnie jak bohaterowie, zrobili krok wstecz i skupili się na historii, nie zaś na ciągłym szokowaniu widzów. Nie dość, że się udało, to serial nie stracił ani odrobiny tego charakterystycznego (i trochę obrzydliwego) rysu.
4. sezon „The Boys” ma wszystko to, za co pokochaliśmy ten serial. Mam jednak poczucie, że to pierwszy raz, kiedy Eric Kripke i jego ekipa postanowili poprawić swoje wulgarne dziecko i pozwolić mu choć odrobinę dorosnąć. W mojej opinii to najlepszy z dotychczasowych sezonów.
Serial „The Boys” dostępny jest na Prime Video.