REKLAMA

Kapitalny pomysł, nie do końca wykorzystany potencjał. "The Last Man on Earth" - recenzja sPlay

Pierwszy sezon "The Last Man on Earth" już za nami. Choć po początkowych odcinkach oceniałem ten serial bardzo pozytywnie, koniec końców mam mieszane odczucia. Z jednej strony sporo w nim udanych scen i gagów, z drugiej - nie brak też dłużyzn, ciągłego kręcenia się wokół tych samych wątków i kiepskich żartów.

Kapitalny pomysł, nie do końca wykorzystany potencjał. The Last Man on Earth - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

W tekście pojawiają się drobne spoilery!

"The Last Man on Earth" to trzynastoodcinkowy serial opowiadający o - nomen omen - ostatnim żyjącym człowieku na Ziemi. Cała reszta ludzkości została wyeliminowania wskutek działania tajemniczego wirusa. Tak przynajmniej wydaje się głównemu bohaterowi, Philowi Millerowi, bo jak się wkrótce okaże - nie tylko on przeżył epidemię. To lekka historyjka o życiu po apokalipsie i relacjach pomiędzy ostatnimi ocalałymi, nawiązująca między innymi do takich produkcji jak „Cast Away – Poza Światem” czy „Jestem Legendą”.

Rzecz jasna dla wszystkich tych, dla których jedynymi naprawdę zabawnymi programami, które przydarzyły się światu, były te realizowane przez grupę Monty Pythona i którzy nieustannie rzewnie je wspominają, porównując doń wszystkie inne komedie i kabarety, humor zaprezentowany w "The Last Man on Earth" nie przypadnie do gustu. Jest dużo bardziej prostacki, dosłowny i mniej wysublimowany. Cała reszta ma szanse się przy nim dobrze bawić.

Jest to bowiem serial na swój sposób uroczy, który może nie prowokuje salw niemożliwego do opanowania śmiechu, ale jest produkcją lekkostrawną, przyjemną i momentami naprawdę dowcipną. Jasne, zdarzają się tu też żarty budzące zakłopotanie, niektóre gagi bywają boleśnie przeciągane, tak, jakby twórcy chcieli mieć pewność, że załapie je nawet niewyrobiony odbiorca, ale sporo też i takich, które rzeczywiście potrafią rozbawić.

the last man on earth 2

Największą zaletą "The Last Man on Earth" jest stopniowe dodawanie kolejnych postaci, które wprowadzają do fabuły zamęt. Twórcy w ten sposób najpierw prezentują pewną sytuację - ostatni człowiek na Ziemi, ostatnia para na Ziemi i tak dalej - a potem zgrabnie ją odwracają, zmieniają i pokazują tego konsekwencje. Z czasem jednak staje się to przekleństwem tego serialu, bo wszystko zaczyna się obracać wokół seksu, niemal zupełnie ignorując inne, dużo bardziej ciekawe wątki.

Mimo naprawdę dobrze napisanych i świetnie zagranych postaci ta monotematyczność mierzi i zwyczajnie nudzi. A szkoda, bo przecież potencjał jest spory i pierwsze odcinku sugerowały, że zostanie on wykorzystany. Można było tu przecież, pod płaszczykiem komediowej konwencji, poruszyć tematy, których "poważnym" produkcjom poruszać nie wypada. Skupiono się jednak przede wszystkim na seksie, masturbacji i defekowaniu.

REKLAMA
the last man on earth 3

I nawet jeżeli - w większości - żarty z tych motywów są przyzwoite, to jednak koniec końców takie podejście rozczarowuje. W ostatecznym rozrachunku, podczas seansu kolejnych odcinków "The Last Man on Earth" bawiłem się wcale nieźle, to jednak liczę na to, że w drugim sezonie jego twórcy otworzą się na nowe wątki, które aż się proszą o eksploatację.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA