REKLAMA

Rozmawiamy z gwiazdą "najgorszego filmu świata": - Zamieniliśmy go w sukces

"Nikt tak wspaniale nie robił dobrej miny do złej gry" - tymi słowami Najlepsze z Najgorszych przedstawiają Grega Sestero na Facebooku. Aktor wcielający się w Marka w "The Room" odwiedził niedawno Polskę i znalazł chwilę, aby z nami porozmawiać. Nie tylko o filmie, który już od ponad 20 lat nie schodzi z ust fanów złego kina.

greg sestero the room wywiad
REKLAMA

Oh, hi Mark! Na zaproszenie Najlepszych z Najgorszych, cyklu pokazów kina klasy B, Greg Sestero przyleciał do Polski, aby spotkać się z tutejszymi fanami i wziąć udział w pokazach "The Room" organizowanych w różnych miastach naszego kraju. Widzowie zdążyli go już przemaglować swoimi pytaniami, ale na rozmowę z nami i tak przyszedł uśmiechnięty i gotowy zdradzić, jak to jest być gwiazdą "najgorszego filmu wszech czasów". Opowiedział jednak też o swoich autorskich projektach. What a story!

REKLAMA

The Room - wywiad z Gregiem Sestero

Rafał Christ: To twój pierwszy raz w Polsce, ale bywałeś na podobnych pokazach "The Room" w innych krajach. Jak wypadamy na ich tle?

Greg Sestero: To, co się dzieje na tych pokazach, zawsze mnie zadziwia. Niezależnie od szerokości geograficznej. Zaskakuje mnie po prostu, z jakim entuzjazmem widzowie podchodzą do tego filmu. Tak samo jest tutaj. Czuję, że polskich fanów łączy z "The Room" jakiś rodzaj więzi. Czerpią z niego niekłamaną radość, a nawet na swój sposób doceniają, bo przecież chcą go oglądać. Są szczerze zainteresowani moją opinią na jego temat, szukają jakichś znaczeń, dopytują, o co tylko mogą. To podekscytowanie, udziela się również mnie, dzięki czemu każde spotkanie, każdy seans jest bardzo odświeżającym doświadczeniem.

The Room - Greg Sester

Podczas pokazów w ramach Najlepszych z Najgorszych fani mogą zadawać ci pytania. Czy masz jakieś ulubione?

Wszystkie są ciekawe, polscy fani okazali się bardzo dociekliwi. Gdybym miał wybrać jedno, wskazałbym to o moją książkę "Disaster Artist. Z planu najlepszego złego filmu świata". Jakiej reakcji się spodziewałem? Jak czuję się z tym że na jej podstawie powstał film fabularny, który osiągnął taki sukces?

Napisałeś książkę na temat pracy nad "The Room", ciągle udzielasz wywiadów i rozmawiasz z fanami. Jest coś, czego jeszcze o tym filmie nie powiedziałeś?

Wiele powiedziałem, to na pewno. Czy wszystko? Nie jestem przekonany. Zawsze znajdzie się coś, o czym nie wspomniałem, ten temat to istna beczka bez dna. Wszystko przez to, że nie mamy już do czynienia tylko z filmem. Tak było na początku, przy okazji jego premiery. Teraz jest czymś o wiele więcej, bo na przestrzeni tych 20 lat stał się globalnym fenomenem. Mamy więc historię "The Room" jako filmu i historię "The Room" jako zjawiska. Kiedy te dwie opowieści się przecinają, wtedy robi się najciekawiej i ciągle wyskakuje coś nowego. Pozostało nam więc jeszcze dużo do odkrycia, tak mi się przynajmniej wydaje.

Z czego twoim zdaniem wynika fenomen "The Room"?

Nie ma drugiego takiego filmu. Serio, "The Room" nie da się do niczego porównać. W przeciwieństwie do tego wszystkiego, z czym mamy do czynienia na co dzień w kinach czy streamingu, on nie jest dopracowany i wyszlifowany, a przez to sfałszowany. To po prostu czysta wizja, bez żadnych ozdobników. Wydaje mi się, że to właśnie trafia do publiczności. Widzowie czują pewną autentyczność. Do tego dochodzi na pewno element zaskoczenia. Przez dziwaczne decyzje artystyczne Tommy’ego [Wiseau] produkcja okazuje się dezorientująca. Trudno wręcz uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie, bo wszystko jest takie złe. Ale działa. To dla mnie najważniejsze.

Więcej o "The Room" poczytasz na Spider's Web:

To jak to jest być gwiazdą filmu, który określa się mianem najgorszego filmu świata?

Nieraz słyszałem to pytanie i mam z nim pewien problem. Nie postrzegam "The Room" w ten właśnie sposób. Oszem, sami na początku reklamowaliśmy go hasłami typu "najgorszy film świata", "zły film", itd. Z perspektywy czasu uważam to za zabawne. Pomogło nam dotrzeć do większej liczby osób, przez co wspomniany wcześniej fenomen mógł w ogóle zaistnieć. Nasz "zły film" zmienił się w całkowite przeciwieństwo złego filmu. Po ponad dwóch dekadach od premiery oglądają go przecież ludzie na całym świecie. Spójrz tylko, co się dzieje w Polsce. Na każdym pokazie Najlepszych z Najgorszych mamy pełną salę. Chodzi mi o to, że dzielimy kino na dobre i złe, ale pojmujemy te kategorie w niewłaściwy sposób, pierzemy publiczności mózgi. Dla mnie zły będzie tytuł, o którym się zapomina, nie mówi się o nim, ani nie myśli. Na początku lat 00. Startowałem w wielu castingach, ale nawet gdybym je wygrał i wystąpił w takim "Terminatorze 3" rozmawialibyśmy o nim dzisiaj? Wątpię. "Bunt maszyn" nikogo nie interesuje, a "The Room" wciąż wzbudza żywe emocje. Uważam to za wielki sukces.

Wciąż jednak sam siebie określasz mianem "ocaleńca The Room". Rozumiem, że to żart, ale czy po pracy z Tommym masz, albo miałeś jakąś traumę?

Nie, absolutnie. Mimo to w tym określeniu kryje się coś więcej niż zwykły żart. Ocalenie to dla mnie fakt, że udało mi się zrozumieć, przetworzyć i zobaczyć "The Room" w zupełnie innym świetle. Właśnie jako coś pozytywnego. Praca na planie do łatwych nie należała, ale przecież z samej swej istoty zawsze jest trudna i wymagająca. Dzięki niej wiele się zresztą nauczyłem – o obowiązkach producenta, współpracy i jak ważne jest, żeby każdy projekt doprowadzić do końca, niezależnie od napotkanych po drodze przeszkód.

The Room - Greg Sestero - wywiad

Wokół "The Room" narosło mnóstwo dziwacznych teorii fanowskich. Kojarzysz je? Masz jakąś ulubioną?

Tak, robiłem research, jestem zorientowany w temacie. Tych teorii jest całe mnóstwo, ale najbardziej lubię tę, wedle której Tommy jest wampirem z Nowego Orleanu. To w ogóle świetny punkt wyjścia do kontynuacji. Jakbyś mnie zapytał, jaki mam pomysł na sequel "The Room" to właśnie taki. Po samobójstwie Johnny wstaje z martwych i odkrywamy, że jest wampirem. To mogłoby być świetne.

Rozmarzyłem się, chętnie bym to zobaczył… A tak na serio. Gdyby Tommy przyszedł do ciebie z jakimś pomysłem na sequel albo prequel "The Room". Wziąłbyś w nim udział?

Taki duchowy sequel już nawet powstał. Jakieś 15 lat po "The Room" wystąpiliśmy wspólnie w "Najlepszych przyjaciołach" Justina MacGregora, wedle mojego scenariusza, do napisania którego zainspirowała mnie wycieczka z Tommym. Podobała mi się taka współpraca z Tommym. Świetnie nadawał się do swojej roli ekscentrycznego przedsiębiorcy pogrzebowego. Przy odpowiednim projekcie moglibyśmy się nawet dobrze bawić.

Po "The Room" grałeś w innych filmach, pracowałeś jako model, pisałeś scenariusze, a nawet reżyserowałeś. Ze wszystkich tych rzeczy, w której czujesz się najlepiej?

Lubię oczywiście je wszystkie, ale najbardziej chyba pisanie. Sprawia mi największą przyjemność, bo jedynym co cię wtedy ogranicza, jest twoja wyobraźnia. Tworzysz cały świat i wchodzisz w umysły każdej z postaci, a nie tylko tej, którą grasz. To zdecydowanie mój ulubiony proces artystyczny. No i możesz to robić dosłownie wszędzie, z dowolnego miejsca na Ziemi i kiedy tylko zechcesz.

Oglądałem ostatnio twój reżyserski debiut "Miracle Valley". Moją uwagę przykuły odniesienia do "The Room". Zdrada przyjaciela, wspomnienie o życiu seksualnym granego przez ciebie bohatera…

Byłem przekonany, że fani to wyłapią! Ale szczerze mówiąc, do teraz nie postrzegałem wątku ze zdradą jako nawiązania do "The Room". Przez myśl mi to nie przeszło. Czy więc było to intencjonalne? Te wszystkie odniesienia przyszły chyba same z siebie, po prostu we mnie tkwiły i znalazłem dla nich ujście. Dopóki sprawiają widzom radość i nie odwracają uwagi od reszty filmu, niech sobie tam będą. Z takiego właśnie założenia wyszedłem.

W "Miracle Valley" bardzo podoba mi się sposób, w jaki wykorzystujesz koncepcję krwi, która leczy wszystko. Skąd w ogóle wziąłeś ten pomysł?

A to nie jest akurat moja wyobraźnia. Są ludzie, którzy taką krew mają i bardzo o nią dbają. Ona jest wykorzystywana nawet do transfuzji. Pomyślałem sobie, że można to obudować jakąś ciekawą narracją. Tak samo zresztą było z sektą. Miracle Valley rzeczywiście istnieje, w Stanach Zjednoczonych jest taki kult. Mój film to co prawda horror, ale trochę prawdy się w nim znajdzie.

Miracle Valley - horror - Greg Sestero - wywiad

Jak wspomniałeś, jest to horror. A skoro jesteś fanem gatunku, to co najbardziej lubisz w kinie grozy?

Lubię niepokój, kiedy horror trzyma widza w stanie nieufności i podejrzliwości. Najważniejsza jednak jest spójna opowieść. Nie cierpię, gdy produkcje są rozwleczone, a dzisiaj sporo jest nieco zbyt długich. Uwielbiam tytuły, które mają po 90 minut i dostarczają intensywnych emocji. Dlatego moim ulubionym filmem grozy z ostatnich 10 lat byłoby "Nie oddychaj". Jest szybkie, ma angażującą fabułę i wspaniałego antagonistę. A to też bardzo istotne.

Teraz pracujesz nad swoim drugim filmem, który już horrorem nie jest…

Tak, "Forbidden Sky" to thriller science fiction o UFO. Główny bohater kiedyś był aktorem i zagrał w bardzo złym serialu sci-fi. Produkcję szybko skasowano, przez co jego ego mocno ucierpiało, bo wierzył, że jest dobra. Teraz jest prezenterem radiowym. Mieszka na pustyni i prowadzi audycje o teoriach spiskowych na temat kosmitów i działań rządu. Przez tę obsesję najbliżsi się od niego odwrócili i nawet córka nie chce z nim rozmawiać. Wszyscy mają go za wariata, ale pewnego dnia na antenie obcy się z nim kontaktują. Słuchali jego stacji i chcą rozmawiać tylko z nim, przez co nagle staje się bardzo ważną osobą. W ten sposób film się zaczyna.

REKLAMA

Na jakim etapie są prace?

W sumie to jesteśmy na etapie preprodukcji. Coś tam już nagraliśmy, ale zdjęcia tak naprawdę mają dopiero ruszyć. W tym roku zamierzamy na pewno nakręcić dużo więcej niż do tej pory.

Czy Tommy w tym filmie występuje? Coś takiego wspominałeś w jednym z wywiadów…

Zobaczymy. To będzie niespodzianka. Na zachętę dla tutejszych widzów zdradzę jednak, że w filmie może pojawić się jakiś polski akcent. Chciałbym, żeby Monika [Stolat, organizatorka pokazów Najlepsze z Najgorszych] w nim zagrała. Podczas jednej z naszych rozmów powiedziała zdanie, które jest ostatnią kwestią padającą w "Forbidden Sky". Pomyślałem sobie wtedy: "tak, ona musi w tym wystąpić".

Wywiad z Moniką Stolat też poczytasz na Spider's Web: Dlaczego tak bardzo kochamy złe filmy? "Jesteśmy jak filmowa sekta"

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA