Obejrzałem „To tylko kilka dni” i jestem w szoku. Nie wiedziałem, że Misiek Koterski ma takie trudne życie
Program „To tylko kilka dni” od telewizji TTV i platformy Player jeszcze przed premierą wywołał olbrzymie kontrowersje. Po obejrzeniu 1. odcinka mogę powiedzieć, że wszyscy krytycy mieli rację. Wyszedł program o tym, jakie ciężkie życie ma celebryta Michał Koterski.
„To tylko kilka dni” jest show wyjątkowym. Wystarczyła sama zapowiedź programu opowiadającego o kilkudniowej opiece nad osobami z niepełnosprawnością, by wywołać głębokie oburzenie całym pomysłem. Ludzie wspierający niepełnosprawnych i ich rodziny, a także OzN zgodnym chórem zaznaczali, że pomysł na takie reality show jest niezwykle problematyczny i zapewne nijak nie pokaże wyzwań stojących przed nimi. Zamiast tego stanie się pożywką dla chcących dobrze wypaść celebrytów.
Wolałem wstrzymać się jednak z jednoznacznymi ocenami do obejrzenia pierwszego odcinka. Bo mimo wszystko tliła się we mnie nadzieja, że to może być program zrobiony z sensem i empatią. Oczywiście była absolutnie złudna.
Myliłem się i to bardzo.
Premierowy odcinek „To tylko kilka dni” jest przerażający.
Na samym wstępie chcę podkreślić, że ani jedno słowo krytyki pod adresem „To tylko kilka dni” nie będzie skierowane do Mateusza i jego rodziców, którzy są bohaterami zaprezentowanego na Player.pl epizodu. Każdy, kto miał jakąkolwiek styczność z telewizją na żywo, wie, jaki to wysiłek i jak wielkiej odwagi wymaga pokazanie się na ekranach tysięcy Polaków. W przyjęciu zaproszenia do takiego reality show nie ma nic złego, podobnie jak w chęci wypoczęcia choćby przez dwie noce. Wiem, że wszystko to jest dosyć oczywiste. Ale mimo wszystko wydaje mi się warte powtórzenia.
Krytykę jak najbardziej można i należy kierować za to w stronę pomysłodawców i twórców „To tylko kilka dni”. Jeśli premierowy odcinek jest wyznacznikiem całości, to wszystkie obawy sprzed premiery się spełniły. I to po wielokroć. Oglądanie nowego reality show TTV i Playera szybko staje się absurdalnym doświadczeniem.
Bardzo chciałbym, żeby tytuł tego tekstu był wymuszoną dziennikarską prowokacją czy ostrą hiperbolą. Nie jest. „To tylko kilka dni” naprawdę sprowadza się w ogromnej większości do wysłuchiwania żali rozpoznawalnego w całym kraju aktora o tym, jak bardzo mu ciężko w życiu.
Misiek Koterski sprawia wrażenie, jakby traktował ten program jako niezłą zabawę i okazję do ponarzekania.
W sieci można znaleźć już sporo głosów, że aktor wybrany niedawno do głównej roli w filmie „Gierek” podszedł do 30-letniego Mateusza jak do nastolatka i że był to z jego strony wyraz lekceważenia. Mam wątpliwości, czy tak faktycznie było, bo Michał Koterski ma po prostu taki styl bycia. Inna sprawa, że takie podejście zdecydowanie nie poprawiło odbioru z premierowego odcinka. Może jego twórcy powinni byli się głębiej zastanowić nad tym, kogo wysyłają w pierwszym szeregu.
Zwłaszcza że zdecydowana większość pokazanych interakcji między bohaterem i celebrytą polegała na ciągłym przerywaniu i sprowadzaniu rozmowy na swój temat przez Koterskiego. Na przestrzeni ponad 40 minut mogliśmy posłuchać historii m.in. o nawróceniu aktora, narodzinach jego syna, (nie)radzeniu sobie ze sławą, trudnej sytuacji rodzinnej czy umiejętnościach w kuchni.
W niemal żadnym momencie Mateusz i jego sytuacja życiowa nie była głównym tematem rozmowy. A nawet, jeśli przez chwilę mogliśmy przez chwilę posłuchać jego punktu widzenia na jakąś sprawę, to zaraz aktor wtrącał się ze swoim wątkiem.
Zwykli ludzie niezaznajomieni z kamerą i nieprzyzwyczajeni do swobodnej rozmowy w jej obiektywie przeważnie się w takich sytuacjach wycofują. I podobnie było z bohaterem „To tylko kilka dni”. W środku odcinka Michał Koterski zawozi Mateusza na ognisko-niespodziankę z udziałem jego przyjaciół i znajomych. Nie dostajemy jednak nawet ani sekundy ich wzajemnych relacji, bo chwilę po przyjeździe następuje cięcie i scena z mądrościami celebryty na temat jego trudnego życia. Koterski przerywa też końcową rozmowę Mateusza z jego rodzicami, choć to właśnie powinien być kulminacyjny moment całej opowieści.
„To tylko kilka dni” nie miało być ani poważnym programem interwencyjnym, ani tytułem pokazującym codzienność osób z niepełnosprawnościami. Więc po co w ogóle powstało?
Część komentujących odcinek argumentuje, że nadrzędnym celem show mogło być wyrwanie bohaterów w trudów codzienności i zapewnienie im kilku miłych wspomnień. Trochę to naciągane, ale nawet jeśli faktycznie taki był pomysł, to wyszło bardzo słabo. Przede wszystkim dlatego, że tak mało uwagi poświęcono prawdziwym bohaterom.
Najlepiej świadczy o tym fakt, że ostatnie ujęcie 1. epizodu pokazuje Miśka Koterskiego, który wychodzi z bloku Mateusza, siada na schodkach i wpada w zadumę. Nic ciekawego w sumie nie wymyśla, więc po chwili wstaje i kończy zdaniem: „Życzcie Mateuszowi szczęścia. I życzcie mi szczęścia”. Ja ze swojej strony chciałbym Michałowi Koterskiemu przede wszystkim życzyć, żeby więcej nie występował w tego typu programach. Bo to nikomu nie wychodzi na dobre.