REKLAMA

Tom Hardy jako nowy Bond to świetny pomysł, ale jest pewien szkopuł

Daniel Craig ma skończyć z byciem Jamesem Bondem. Na horyzoncie pojawił się nowy gracz – Tom Hardy. Dlaczego Hardy jako agent 007 to świetny pomysł? I dlaczego nie należy też za bardzo skakać z radości?

tom hardy james bond plotki nie czas umierac
REKLAMA
REKLAMA

Niewiele brakowało, a Daniel Craig pożegnałby się z rolą Jamesa Bonda już kilka lat temu. Po premierze „Spectre” mówił przecież, że wolałby podciąć sobie żyły, niż ponownie wejść w garnitur agenta 007. Powodem były warunki na planie filmu. Jednakże twórcom i producentom udało się go przekonać, aby po raz piąty uratował świat jako szpieg MI6. Premiera „Nie czas umierać” (prawdopodobnie) już za pasem, nic więc dziwnego, że coraz częściej i głośniej mówi się o jego następcy.

Rozstanie Craiga z rolą Jamesa Bonda od początku było nieuniknione. Każdy z aktorów, który wciela się w agenta 007 naznaczony jest datą ważności. Twórcy lubią bowiem co jakiś czas odświeżać serię, nieco zmieniając cechy najsłynniejszego szpiega Jej Królewskiej Mości. Na przestrzeni lat czarował on więc wykwintnością Seana Connery'ego, uwodził ulicznym urokiem Rogera Moore'a, stał się superbohaterem o aparycji Pierce'a Brosnana, a dzięki Craigowi może pochwalić się również wrażliwością. Fani postaci nieustannie zadają sobie więc pytanie co będzie następne.

Wszelkie plotki dotyczące castingu do roli Jamesa Bonda, są pożywką dla tabloidów.

Portale przerzucają się kolejnymi domysłami. Raz oburzają fanów chcąc zmienić szpiega w kobietę, kiedy indziej narażają się na ich gniew sugerując, że będzie czarnoskóry, a potem w oparach absurdu donoszą, że według sztucznej inteligencji agenta 007 powinien zagrać Henry Cavill. Oczywiście wszystkie te wiadomości należy traktować z przymrużeniem oka. Nie inaczej jest z najnowszymi informacjami w tej kwestii.

W internecie gruchnęła wiadomość, że nowym Bondem zostanie Tom Hardy.

Doniósł o tym portal The Vulcan Reporter. Zgodnie z zawartymi w tekście informacjami jego nazwisko ma zostać podane oficjalnie wraz z zaplanowaną na listopad premierą „Nie czas umierać” (o ile ta nie zostanie ponownie przesunięta). Być może się tak zdarzy. Nie byłoby to złe. Ba, fani serii mieliby sporo powodów do radości.

Tom Hardy jest przecież powszechnie znanym i lubianym aktorem.

Role w „Bronsonie”, „Mad Max: Na drodze gniewu”, czy „Mroczny Rycerz powstaje” zapewniły mu łatkę twardziela. Jednocześnie jednak chociażby dzięki „A więc wojna” poznaliśmy jego delikatniejszą stronę. Kreowani przez niego bohaterowie nie są jednoznaczni. Lubi on niuansować psychologicznie postacie, w jakie się wciela. Dlatego jeśli włoży garnitur Jamesa Bonda może pójść w narzuconym przez twórców w „Casino Royale” kierunku.

Szczerze mówiąc, trudno sobie wyobrazić lepszego następcę Daniela Craiga. Hardy mógłby spokojnie kontynuować jego pracę, obdarzając agenta 007 wrażliwością i kolejnymi słabościami, czyniąc go coraz bardziej ludzkim, a jednocześnie w serii pojawiłby się nowy wigor i maskulinistyczna energia, jakie aktor wokół siebie roztacza.

Z całym szacunkiem do Hardy'ego należy jednak powstrzymać swój entuzjazm.

W końcu jego nazwisko w kontekście roli Jamesa Bonda nie pojawia się po raz pierwszy. Za każdym razem, gdy gwiazda jakiegoś brytyjskiego aktora zaczyna wschodzić, albo już świeci z pełną mocą jest on typowany do zagrania najsłynniejszego szpiega MI6. Hardy nie był (i nie jest) w tym wypadku wyjątkiem.

REKLAMA

Spełnia on podstawowy warunek (jest Brytyjczykiem), ale przeszkodą na drodze do zdobycia roli może okazać się jego wiek. Hardy ma już 43 lata, więc w chwili premiery 26. Bonda z pewnością byłby starszy od dotychczasowego rekordzisty Rogera Moore'a, który w momencie premiery „Żyj i pozwól umrzeć” miał 45 lat. Biorąc pod uwagę obsesję Hollywood na punkcie młodości, paradoksalnie wydaje się więc najlepszym i mało prawdopodobnym kandydatem.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA