REKLAMA

„Totalne remonty Szelągowskiej” totalnie mnie rozczarowały

Dorotę Szelągowską i jej programy obserwuję i podziwiam od lat. Dlatego do „Totalnych remontów Szelągowskiej”, które zadebiutowały 5 października w TVN, podeszłam z dużą dozą entuzjazmu. Niestety, ale okazał się on przedwczesny. Dlaczego?

totalne remonty dorota szelagowska tvn player opinia
REKLAMA
REKLAMA

W nowym programie Doroty Szelągowskiej bowiem bardzo razi wyraźna dysproporcja między misją, a reklamami (na korzyść tych drugich rzecz jasna). Ale po kolei.

Szczypta misji...

Na pozór, fani Doroty Szelągowskiej powinni być zadowoleni. Nowy program „Totalne remonty", którego pierwszy odcinek miał premierę w poniedziałek, łączy bowiem wszystko to, co najbardziej charakterystyczne w dotychczasowych produkcjach — z kilkoma nowinkami, które mają za zadanie ubarwić to, co znane. A jednak coś tu mocno zgrzyta.

Twórcy TVN najwyraźniej postanowili przynajmniej trochę zainspirować się konkurencją z Polsatu („Nasz nowy dom" Katarzyny Dowbor) i do pracy Szelągowskiej przy płytkach, panelach i szufladach dołożyli szczyptę misji. Tym razem do programu popularnej Doroty zgłaszają się nie uczestnicy, a bliskie im osoby — jak w pierwszym odcinku, gdy rodzina i przyjaciele Stefana z Gdańska zapragnęli wynagrodzić mu trudne dzieciństwo spod znaku rodzin zastępczych i pogotowia opiekuńczego.

Efekt? Ekspresowy, tytułowy totalny remont mieszkania, które chłopak odziedziczył po babci, a które wymagało gruntownego resetu.

To właściwie podstawowy plus produkcji, która nie tylko jest rozrywką dla widza, ale realnie pomaga ludziom, tzw. „bohaterom codzienności”, którzy są tak zaangażowani na rzecz innych, że często zapominają o własnych potrzebach. Na tym jednak podobieństwo do wspomnianego polsatowskiego programu się kończy (niestety).

... i garść komercji

Różnice między programem Dowbor i Szelągowskiej są o tyle widoczne, że „Naszym nowym domu” widz otrzymuje przede wszystkim opowieść o zakrętach życiowych danej rodziny, a remont jest tu tylko dodatkiem, względnie — narzędziem — do osiągnięcia celu.

U Szelągowskiej historia także jest wzruszająca i naładowana emocjami, ale widać, słychać i czuć, że najwięcej pasji prowadząca wkłada w zabawę w budowlanych marketach, gdzie zachwyca się kolejnymi materiałami i pomysłami na zmiany. Oglądając „Totalne remonty Szelągowskiej”, miałam wrażenie zapętlonej reklamy jednej z popularnych sieciówek budowlano-meblarskich (tej z niebiesko-żółtym logo — i wcale nie chodzi tu o szwedzkiego potentata).

I żeby było jasne — lokowanie produktu w tego typu programach jest już pewną normą, na którą nie ma co się oburzać (w końcu ktoś musi wyłożyć pieniądze na te wszystkie spektakularne metamorfozy często bardzo zaniedbanych domów i mieszkań). Problemem są jednak wyraźnie zachwiane proporcje, między skupieniem się na bohaterach odcinka, a zachwalanymi z pasją przez prowadzącą usługami danego marketu, czy produktami konkretnej firmy.

W ten sposób, obok całkiem sprawnie opowiedzianej historii, TVN serwuje nam toporne zbliżenia na uśmiechającego się z zestawu patelni Michela Morana (nie mylić z Michelem Morrone), czy absolutnie cringe'ową scenkę z panem z obsługi sklepu, która ma udowodnić, że pracownicy Castoramy (a co mi tam, i tak już pewnie domyśliliście się, o jaki sklep chodzi) są tak mili i uczynni, że gotowi służyć złotą radą nawet zwykłym śmiertelnikom, a nie tylko Dorocie Szelągowskiej.

Uśmiech i energia Szelągowskiej to nie wszystko

Trzeba oddać, że choć bezpośrednie (a momentami wręcz nachalne) epatowanie kolejnymi logami firm może wkurzać, to stosunkowo łatwo podczas oglądania „Totalnych...” poczują coś, co sama Szelągowska nazwała „mieszanką łez i pyłu”, który jest nieodłącznym elementem każdego remontu. Pasjonaci budowlanych artefaktów będą zapewne zachwyceni na myśl o kolejnym pomyśle, za sprawą którego ciasna łazienka zyskuje — przynajmniej optycznie — kilka dodatkowych metrów kwadratowych, a, wydawać by się mogło, koszmarnie zaniedbane pokoje w kilka dni nabierają błysku i blichtru, które śmiało można pokazać w najlepszych katalogach.

No i sama postać Szelągowskiej — jak zwykle uśmiechnięta, pełna energii i kreatywnych pomysłów. Tylko czy to wystarczy, żeby zrobić dobry program zasługujący na to, by emitować go w tzw. prime time („Totalne remonty Szelągowskiej” wyprzedziły w ramówce popularny „Projekt Lady” i lecą w poniedziałki o godz. 21:30)? Co do tego, mimo dużej sympatii do prowadzącej, mam spore wątpliwości.

Tylko stolarz Darek nie zawodzi

Kilkudniowe rewolucje, które proponuje uczestnikom „Totalnych remontów" Dorota Szelągowska ogląda się tym przyjemniej, że widzowie wciąż mogą uśmiechnąć się na myśl o pełnych humoru konfrontacjach prowadzącej z fachowcami znanymi z poprzednich produkcji TVN: a więc Dariusza Wardziaka (Darka stolarza przedstawiać fanom Szelągowskiej nie trzeba) czy Mariki Jóźwiak.

Największymi zaletami kolejnych formatów, jakimi kieruje Szelągowska są zabawa właśnie antenową formą oraz swoboda na wizji. Prezenterka nie straciła wiele ze swojego dowcipnego luzu, a przy tym wciąż próbuje czarować widzów swoim uśmiechem, który zaraził przez lata kolejne setki tysięcy wiernych fanów.

I zapewne to właśnie oni ocenią — po kilku, kilkunastu odcinkach nowej serii — czy Szelągowska przeskoczyła zawieszoną przez samą siebie dość wysoko poprzeczkę. Szelągowska nadal pokazuje, że potrafi opowiedzieć z pasją o kafelkach w taki sposób, że nawet najbardziej odporny na hasło „remont" widz będzie miał gęsią skórkę.

Nie tak wyobrażałam sobie debiut Doroty Szelągowskiej na głównym kanale TVN (jej dotychczasowe produkcje zwykle nadawane były na HGTV lub innych mniejszych kanałach, a jeśli pojawiała się na TVN, to zwykle nie w prime time). Czy to oznacza, że skreślam „Totalne remonty”, które po pierwszym odcinku okazały się dla mnie „totalnym” rozczarowaniem?

Absolutnie nie. Mam nadzieję, że z czasem twórcy ustalą właściwe proporcje i przypomną sobie, że dobre historie tak nparawdę sprzedają się lepiej, niż nawet najpiękniejsze sztukaterie ścienne.

Bo gdzieś na końcu tych historii — zwłaszcza jeśli dotyczy to osób w realnej potrzebie albo po dużych przejściach — są emocje i pełne wdzięczności oczy, w których z minuty na minutę rośnie nie tylko radość z odnowionego domu, ale także — pojedźmy patosem — godność.

Byłoby też świetnie, gdyby tego rodzaju programy jak Dowbor czy Szelągowskiej oprócz wzruszeń przyniosły również szerszy namysł nad tym, jak dużym problemem (i to dla wielu grup społecznych i wiekowych) jest wciąż w naszym kraju jest mieszkalnictwo. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.

REKLAMA

„Totalne remonty Szelągowskiej” obejrzycie też na Player.pl.

*Zdjęcie główne: www.tvn.pl

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA