Chociaż być może bardziej adekwatnie byłoby napisanie "tragedia", bo chociaż w ciągu ostatnich 48 h internetowi fani animowanego serialu Family Guy aż kipią ze złości, to najwyraźniej cała ta afera jest grubymi nićmi szyta i szkoda sobie psuć krwi. O więc cała ta afera? Aha, przygotujcie się na ogromny spojler, o ile nie odwiedzaliście internetu przez ostatnie dwa dni...
...gotowi?
Brian nie żyje
A przynajmniej w to każą nam wierzyć twórcy Family Guy, którzy pokazali nam w ostatnim odcinku serialu (Life Of Brian) samochód rozjeżdżający Briana niczym... w zasadzie każdy samochód, który rozjeżdża psa. Ja mam jednak wątpliwości co do tego, czy faktycznie Brian - pies Petera Griffina (głównego bohatera w Family Guy), racjonalistyczny do bólu ateista i niespełniony pisarz - faktycznie wyzionął ducha. Prawidłowy nagłówek powinien zatem brzmieć: „Prawdopodobnie Brian nie żyje”.
Odcinek Life Of Brian faktycznie wzbudzał emocje, scena śmierci była smutna, nie było w niej nuty ironii i żartu. Swoim patosem przypominała raczej typowe holiłódzkie dramaty, a przecież Family Guy to kreskówka, prawda? Kreskówka dla dorosłych, ale wciąż to tylko animacja, która ma być śmieszna, absurdalna i wpisywać się w nurt moralizatorskiej „bajki”, który zapoczątkował serial The Simpsons.
Między bogiem a prawdą…
Jak można oczekiwać, że taka postać jak Brian - prawdopodobnie obok Stewiego Griffina najbardziej lubiana postać w serialu - mogłaby niknąć z niego permanentnie? Duet Stewie/Brian dawał na chwilę odetchnąć od głupoty Petera Griffina i jego paczki przyjaciół, a odcinki z nim w roli głównej należały do najlepszych. Pomijam już fakt, że w tytułach przyszłych epizodów Family Guy pojawia się słowo „Brian” – chociaż to rzecz jasna o niczym nie przesądza.
Twórcy Family Guya posłużyli się po prostu tanim chwytem, który miał wstrząsnąć fanami serialu. Ot, taki żart scenarzystów serialu, którzy stwierdzili, że „będzie zabawnie jak się wywróci porządek do góry nogami” – przynajmniej tak powiedział Steve Callaghan, producent Family Guy. Steve dodał też, że „znacznie bardziej tragiczne byłoby stracenie któregoś z dzieci Griffinów aniżeli zwierzątko domowe” – moim zdaniem w przypadku Meg można by dyskutować…
Moim zdaniem cały żart twórców serialu sprowadza się tylko do tego, żeby na chwilę wprowadzić nową postać, psa Vinny’ego mówiącego głosem gwiazdy serialu Rodzina Soprano – Tony’ego Sirico. I najwyraźniej wszystko po to, aby trochę odświeżyć lekko zdrętwiały sezon 12 Family Guy’a. Być może w którymś epizodzie okaże się jeszcze, że to wszystko było jakimś złym snem Briana, iluzją, obrazem wmontowanym przez ufoludki do mózgu Petera Griffina, a być może Stewie znajdzie jakiś sposób na zbudowanie maszyny czasu i rzeczy wrócą do starego porządku. A nawet jeśli się tak nie stanie, to co z tego?
Wszyscy kochamy Briana, ale…
Na litość boską, to tylko pies w animowanym serialu, od śmierci fikcyjnej postaci w serialowym świecie, znacznie bardziej interesująca jest histeria fanów i żądanie przywrócenia tej postaci do świata żywych. Niektórzy wydają się aż tak zżyci ze swoimi serialami, że wydaje się to dosyć… przerażające. Ja rozumiem, że show trwa już 14 lat, ale… poważnie? Co zabawne, niektórzy nawet płaczą nad postaciami z seriali jak Gra o Tron - który jest oparty o książkę i z góry było wiadomo, że pewne postacie muszą umrzeć, chociaż odcinek Red Wedding obnażył totalną głupotę telewidzów – oraz gangsterskich i kryminalnych jak Rodzina Soprano, a także survivalów jak Walking Dead, gdzie śmierć czyha na bohaterów w każdym odcinku.
Takich „poważnych” zgonów już trochę mieliśmy w historii telewizyjnych seriali, wystarczy wymienić chociażby Joyce Summers w Buffy the Vampire Slayer, Ritę Bennet w Dexterze, babcię Stackhouse w True Blood, Chefa w South Park, Gus Fring w Breaking Bad, ale nie spotkałem się jeszcze z tak zdecydowaną reakcją widzów jak w przypadku śmierci Briana w Family Guy. Podpisywane petycje, awanturnicze wpisy na Twitterze, wklejanie grafik na facebooku "R.I.P. Brian", zaiste ciekawe zjawisko…