REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Netflix pyta: "U Ciebie czy u mnie?". Ja na to: zostańmy przyjaciółmi, oldschoolowe komedie nie są dla mnie

Przyznam, że wyczekiwałem premiery "U ciebie czy u mnie?" na Netflixie z zaciekawieniem. Powściągliwym, owszem, ale jednak. Nowa komedia romantyczna z Reese Witherspoon i Ashtonem Kutcherem, którzy swego czasu często flirtowali z tym gatunkiem? Toż to znakomita okazja, by nieco ponabijać się z pradawnych klisz lub wręcz wywrócić je do góry nogami. Niestety, Aline Brosh McKenna zdecydowała się na pełny oldschool (znaczy się: wczesne dwutysięczne) - ze wszystkimi jego zaletami i wadami - i zaledwie kilka krótkich momentów autoironii.

10.02.2023
14:01
u ciebie czy u mnie netflix nowości recenzja opinie
REKLAMA

Przyznam, że w zamierzchłych czasach byłem prawdziwym psem na rom-komy. Pochłaniałem te niezbyt oryginalne, ale przyjemne bajeczki za każdym razem, gdy humor nie dopisywał - i jakoś działało. Przewidywalny do bólu ciąg zdarzeń nie przeszkadzał mi zanadto; robotę robiła zazwyczaj sympatia do znanych i lubianych odtwórców głównych ról. Minęło jednak sporo czasu - wiemy już, że gatunkowce (w tym właśnie komedie romantyczne) mogą nam zaoferować znacznie, znacznie więcej. Dlatego też trudno wybaczyć "U ciebie czy u mnie?" Netflixa wszystkie te głupiutkie, ale frustrujące niedoskonałości.

REKLAMA

U ciebie czy u mnie? - recenzja filmu Netflixa

REKLAMA
U ciebie czy u mnie

Bohaterami "U ciebie czy u mnie?" jest para najlepszych przyjaciół - diametralnie od siebie różnych, ale pielęgnujących tę unikalną, platoniczną relację od lat. Peter (Ashton Kutcher) uwielbia szybki, tętniący życiem, zatłoczony Nowy Jork. Tymczasem Debbie (Reese Witherspoon) ceni sobie żywot bardziej zrównoważony, stabilny i spokojny; wraz z synem mieszka w Los Angeles. Pewnego razu - pomińmy, jak do tego doszło - zamieniają się domami na tydzień. Wnet okaże się, że to, co dotychczas wydawało im się najlepszą wersją życia, niekoniecznie musi nim być.

Wystarczy kwadrans, by precyzyjnie przewidzieć, jak potoczy się ta historia - jej rozwój, wolty i finał. Tu zaznaczę, że przewidywalność w rom-komach nie musi być niczym złym; to oczywiste, że dwoje głównych bohaterów skończy razem. Kluczowa kwestia: jak do tego dojdzie? W podobnych produkcjach istotę powinna stanowić relacja, a zatem: ludzie, ich charaktery i kształt interakcji. Na szczęście McKenna (swoją drogą - weteranka) doskonale zdaje sobie z tego sprawę i buduje zwartą narrację wokół naszej pary. Szalenie podoba mi się oparcie tego związku na lękach - strach jest tym, co dzieli Debbie i Petera, ale również ich łączy. Dość przekonująco zobrazowano ich dziwną przyjaźń; czuć, że oboje czują do siebie niezaprzeczalny pociąg, ale najzwyczajniej w świecie odrzucają od siebie wizję czegoś więcej. Doświadczenie Witherspoon i Kutchera w gatunku sprawia, że ci z naturalną gracją wprowadzają między słówka ledwo uchwytną nutę romansu.

"U ciebie czy u mnie?" potrafi wciągnąć nas w tę charakterystyczną dla starszych komedii romantycznych atmosferę nierealistycznej wersji rzeczywistości, w której to miłość zawsze znajdzie drogę, a zakochani pokonają wszelkie przeciwności, by ostatecznie połączyć się w jedno. To miłe i oczekiwane. Problem polega na tym, że film - powracając do schematu gatunku i kurczowo się go trzymając - tylko kilkakrotnie pozwala sobie wpuścić do dusznego pokoju odrobinę świeżego powietrza.

To kilka niewielkich dywersji, gdy troszkę się z siebie pośmieje, ale w gruncie rzeczy nie pozwala sobie na żadne odstępstwa od żelaznych reguł rom-komów sprzed kilkunastu lat. I to nie tak, że ja oczekuję szoku i zaskoczeń - nic z tych rzeczy. Chodzi jedynie o nieco ciekawszy konspekt, rdzeń fabuły, z którego dałoby się wycisnąć coś więcej - tak jak udało się to choćby w "Niedobranych" z 2019 roku. O komedii romantycznej pisało się swego czasu, że umarła, z jednej prostej przyczyny - ciepełko zamknięte w bezpiecznej, przewidywalnej opowieści przestało wystarczać. Zrobiło się nudno. Niestety, pod tym względem film McKenny jest aż za bardzo oldschoolowy. Widzieliśmy to już zbyt wiele razy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA