Przyznam, że trochę się tego obawiałem. Jeśli wierzyć pierwszym opiniom dziennikarzy, którzy już widzieli film Venom, czeka nas niemałe rozczarowanie.
Nie jestem wprawdzie fanem czytania recenzji filmów przedpremierowo, ale wieści dotyczące Venoma nie napawają optymizmem. Zawsze wolę jednak sam sprawdzić i ocenić dany film, nie inspirując się, nawet nieświadomie, opiniami innych ludzi. Niestety, często pierwsze opinie, szczególnie te negatywne, pokrywają się z prawdą. Przynajmniej jeśli chodzi o ogół, bo wiadomo, że w niuansach można się różnić.
Batman v Superman na przykład był mocno krytykowany od samego początku, i choć jestem jedną z nielicznych osób, która otwarcie mówi, że nie było to takie złe doświadczenie, absolutnie zgadzam się ze wszystkimi uwagami.
Jeśli chodzi o Venoma, to widać, że ta kultowa postać nie ma szczęścia do ekranizacji filmowych.
A szkoda, bo niewielu jest tak fascynujących i naprawdę ciekawych antybohaterów w historii komiksów. Po raz pierwszy mogliśmy go zobaczyć jako jednego ze zbyt wielu przeciwników Spider-Mana w ostatniej części trylogii Sama Raimiego "Spider Man 3" z 2007 roku. Nie wiedzieć czemu, Sony zdecydowało wówczas, że idealnym kandydatem do roli Eddie’ego Brocka/Venoma będzie… Topher Grace. Na dobrą sprawę, Venom był najmniej potrzebnym elementem w przeładowanym liniami fabularnymi kolosie Raimiego.
Teraz w końcu Venom otrzymał swój własny, pełny film. Do znudzenia powtarzam, że Tom Hardy jest z jednej strony świetnym wyborem do roli Eddie’ego Brocka. Ale też z drugiej tę postać powinna zagrać mniej znany aktor, który nie ma na koncie innych kultowych postaci, takich jak Mad Max czy Bane, będący przeciwnikiem Batmana. Hollywood to nie polska branża filmowa, tam bez problemu można znaleźć tysiące równie dobrych i mniej wyeksploatowanych kandydatów.
Zresztą, ten sam błąd Sony/Marvel robi obecnie z postacią wampira Morbiusa, w którego wcielić ma się Jared Leto, ciągle jeszcze przypisany do… roli Jokera w konkurującym uniwersum DC. Dziwne te wybory…
Ale pomijając kwestie obsadowe, do pewnego momentu, na etapie zapowiedzi produkcji, miałem nadzieję, że czeka nas film, na który fani Venoma zasługiwali. Nie jest on niby w pełni bliski komiksowej mitologii (zastanawiam się, dlaczego twórcy tak często bronią się przed klasycznym materiałem źródłowym, na którym w końcu bazują?), ale dajcie mi dobre i mocne widowisko, a nie będę narzekał.
Im więcej materiałów wideo widziałem, tym mój zapał zaczął osiadać w bagnie słabnących oczekiwań. I teraz zniesiono dziennikarskie embargo, a amerykańscy krytycy, którzy film już widzieli, zaczęli oznajmiać, że jest źle. Widzę, że moje obawy były zasadne.
Dodaje też, że symbiot w CGI wygląda jakby został żywcem wyjęty z gry na Playstation 2.
Trochę pozytywów w filmie widzi Beatrice Verhoeven z The Wrap:
Zapewne jednak fanów adaptacji komiksów niełatwo będzie zniechęcić, do tego by ostatecznie nie wybrać się na Venoma, ale wiele wskazuje na to, że będzie to film daleki od ideału. A szkoda.