"Warsaw Shore - Ekipa z Warszawy" to polskiej produkcji reality-show wzorowany na popularnym programie "Ekipa z New Jersey". Założenie jest proste: 8 osób, 4 kobiety i 4 mężczyzn, którzy są sobie nieznajomi, wprowadzają się do wspólnego domu. Ich zadaniem jest imprezować przez miesiąc do białego rana i świetnie się bawić.
W niedzielę, 10 listopada 2013 o godzinie 23:00 (wiem, były opóźnienia, tłum szalał) na antenie MTV Polska mogliśmy obejrzeć pierwszy odcinek "Warsaw Shore". Już przed emisją poznaliśmy grupę ośmiu wybrańców: Anię, Pawła, Trybsona, Małą, Mariusza, Elizę, Ewelinę i Wojtka. Bohaterowie programu mają od 19 do 27 lat i pochodzą z różnych rejonów Polski. Wszyscy mają za to bardzo podobne zainteresowania - dziewczyny kręcą ogólnie takie, takie, a chłopaki kochają ćwiczyć i całować swoje bicepsy. Każdy przepada też za swoją (i cudzą) golizną.
MTV Polska już od dobrego miesiąca (jak nie dłużej) podsycało atmosferę w związku z reality-show. Zdjęcie profilowe fanpage'a na Facebooku codziennie zmieniało się, odliczając dni do daty premiery. Napięcie rosło z każdą chwilą, a my na stronie internetowej stacji mogliśmy obejrzeć promo każdej postaci. Już one dawały sporo do myślenia, ale nie traciłam nadziei, że odnajdę swoją drugą "Miłość na bogato". Stało się. Obejrzałam pierwszy odcinek "Warsaw Shore" i...
Powiedzieć, że ci ludzie zachowują się jak jaskiniowcy to obrazić Freda i Wilmę Flintstonów. Myślę, że trolle i ghule z "Harry'ego Pottera" miały znacznie więcej ogłady. Czy jestem zaskoczona? Właściwie nie. Boli mnie po prostu to, że ludzie mniej więcej w moim wieku potrafią zrobić z siebie takie bydło i to pod hasłem "pokażmy, jak Polacy potrafią się bawić". Jeśli takie mamy mieć rozrywki, to ja przepraszam, zabieram kocyk w kratkę, zabawki i idę na inny plac zabaw. I tak szybciej dogadam się z tymi, co jeszcze robią w pieluchę.
Pierwszy odcinek "Warsaw Shore" daje nam poczucie nieustannej imprezy, na której non-stop widzimy rozłożone nogi. Jeśli kiedykolwiek narzekaliście, że w "Plotkarze" seks i pieszczoty łączyły każdego z każdym, zmieńcie kanał. Paweł poznał już uzębienie i migdałki prawie każdej mieszkanki "kozak" chaty, jak lubi mawiać Mariusz. Ba! Zdążył już nawet uprawiać seks z Eweliną, myśląc wtedy o Pameli Anderson, jak raczył zdradzić widzom. Eliza też nie próżnowała, choć ma za złe Pawłowi, że najpierw całuje się z nią, a potem obmacuje inne dziewczyny. Najbardziej zazdrosna jest jednak Mała, która poinformowała Trybsona, że jej się podoba i tym samym zabroniła mu kokietować inne uczestniczki programu. Jeżeli dodamy do tego jeszcze niesnaski pomiędzy dziewczynami, które niby zabawnie zaczynają się od komentarza "Eliza-sriza" wygłoszonego przez Ewelinę, to mamy południowoamerykańską telenowelę pierwszej klasy. Nic tylko bić brawo i czekać na kolejny odcinek.
Nie pomylę się chyba dużo, jeśli oszacuję, że każdy z bohaterów "Warsaw Shore" zna może ze 100 słów. O ile nie wszyscy razem wzięci. Mam jednak cichą nadzieję, że pierwsza hipoteza jest prawdziwa, choć słysząc jak namiętny Paweł myli "bynajmniej" z "przynajmniej" (sic!) jestem pełna obaw. Dziewczyny i chłopcy czują się za to dobrze, używając słów mających wiele znaczeń. Wyrazy "kurwa" i "pierdolić" wystąpiły tam już chyba we wszystkich odmianach, a przecież to dopiero pierwszy odcinek. Zresztą przez większą część czasu wszyscy i tak porozumiewają się za pomocą odgłosów godowych. Piski te zalewane są alkoholem, który powoduje, że absolutnie każdy ma potrzebę udawania, że kopuluje z figurą świni bądź z innym członkiem ekipy (ups, niektórzy nie tylko udawali...).
Całość tego programu, bo nie przypuszczam, aby w następnych odcinkach ktoś dostał iluminacji i wyjął książkę (wyjął, wyjął!, pal licho, żeby przeczytał) z różowej walizki, można idealnie podsumować słowami blond piękności Elizy: "Dostałaś się, nie wiem, do >>Tępych idiotek<< czy do >>Ekipy z Warszawy<<?". Z litości nie skomentuję. Pozwolę sobie odnieść się także do słów blondynki Ani, która, jak widać w zapowiedzi kolejnego odcinka, mówi: "Ja tu nie wytrzymam miesiąca, naprawdę... To jest kwestia paru dni..." Cóż, ja ledwo wytrzymałam jakieś 40 minut.
Przerażające są także początkowe fragmenty pierwszego epizodu, w których widać rodziców paru uczestników. Mamusie i tatusiowie tulą swoje córeczki i swoich synów z namaszczeniem podając im kanapki i pakując sweterki. Zdarza się, że dają synowi bokserki z ryjem świnki w strategicznym miejscu, życząc udanej zabawy. Polsko, w która stronę zmierzasz? Takiego poziomu żenady nie widziałam jeszcze nigdy. I wierzcie bądź nie, ale Frytka z "Big Brothera" to przy nich kobieta (prawie) z klasą.