REKLAMA

Przegrywy z Wykopu udają chadów na Tinderze, żeby wystawiać ładne dziewczyny. Trwa festiwal incelstwa

Wrzucanie społeczności serwisu Wykop.pl do jednego wora jest, jak w niemal każdym innym przypadku generalizacji i szufladkowania, najzwyczajniej w świecie nie fair. Umówmy się: ten portal ma olbrzymią moc, a wiele inicjatyw, za którymi stoi rzesza jego anonimowych użytkowników, przyniosło sporo dobrego. Oczywiście, zdarzają się też akcje, nad którymi trudno nie wzdrygnąć się z zażenowania, jak choćby ta najnowsza. Głodni zemsty na nieosiągalnych dziewczynach panowie postanowili wykorzystać Tindera, by je ukarać.

To proste: jesteś facetem, masz profil na Tinderze, a twój dotykający tafli ekranu paluch często wędruje w prawo? Co więcej: jesteś fajnym gościem, ale bardzo rzadko cię z kimś paruje, a jeśli już, to nikt ci nie odpisuje? Tak, to znak, że paniom się w głowach poprzewracało i najwyższy czas dać im prawdziwą nauczkę. Ach, i w końcu obniżyć ich zbyt wygórowane, nierealne wręcz oczekiwania.

Ale nie, że ironizuję. Serio, dokładnie takie są pobudki inicjatorów nowej wykopowej akcji. Założenie jest proste: nasz Mściciel zakłada sobie fikcyjny profil na Tinderze, kreuje odpowiedni opis, przede wszystkim jednak dodaje znalezione w sieci zdjęcia Chadów, czyli wysokich przystojniaków z kaloryferem (wiecie, takich odpowiadających współcześnie promowanym standardom urody). Następnie podszywający się pod Chada Mściciel wyszukuje najatrakcyjniejsze jego zdaniem dziewczyny i przystępuje do wymiany wiadomości z tymi, z którymi wyłapał match. Po odpowiednio zaaranżowanej dyskusji umawia się z nimi, by ostatecznie nie stawić się w ustalonym wcześniej miejscu, a na pożegnanie dorzuca kilka obraźliwych komentarzy.

Brzmi znajomo? Nic dziwnego: swego czasu jeden z wykopowych userów zainicjował tzw. „Projekt Klaudiusz”. Jego działania miały przy tym wykazać, że kobiety (a dokładniej: Polki, czy też, stosując wykopową nomenklaturę, p0lki) są powierzchowne, puste, nieuczciwe i w ogóle podłe. Nazywani i nazywający sami siebie przegrywami i incelami (czyli przymusowymi abstynentami seksualnymi) wykopowicze gremialnie dołączali do „zabawy”. W ten sposób wystawionych do wiatru i obrażonych zostało wiele dziewczyn (sam Klaudiusz twierdził, że w kilka dni wygenerował ponad 600 par). Teraz przyszedł czas na powtórkę z rozrywki – przeprowadzoną z większą siłą i zajadłością. Chłopaki chwalą się przed sobą screenami i poniżającymi tekstami rzuconymi na pożegnanie paniom, które dojechały w umówione miejsce, np. do restauracji, gdzie jednak nikt na nie nie czekał. Dowiadywały się między innymi, że są „za słabe” i powinny poszukać sobie kogoś w „swojej kategorii mordowej”, etc.

wykop tinder chad fałszywe konto incel
REKLAMA
wykop tinder chad fałszywe konto incel class="wp-image-1734328"
REKLAMA

Tak oto wykopowi Mściciele karzą niewidzialną rękę niesprawiedliwego, matrymonialnego rynku! A tak naprawdę obrażają nieznajome dziewczyny.

Czyli tak: incele (jak, przypominam, sami lubią się określać) czują się samotni i wściekają się, że dziewczyny nie są mniej wybredne, że nie odpisały, że odmówiły spotkania albo w ogóle nie przesunęły w prawo. A zatem: do dzieła. Zemsta, kara i obniżenie standardów w jednym.

To byłoby nawet całkiem zabawne, gdyby nie było takie smutne.

Jasne, czasy pandemii zauważalnie wpłynęły na tinderową społeczność. Można było przewidzieć, że przy zamknięciu czy ograniczeniu popularnych miejsc spotkań osoby poszukujące kontaktu chętniej skorzystają z podobnych aplikacji. Sam Tinder chwalił się swego czasu, że wszystkie aktywności randkowe nagle znacząco wzrosły: długość rozmów, liczba wysłanych wiadomości, rekordowe liczby matchów w ciągu dnia. W serwisie, który z założenia polega na dobieraniu się w pary na podstawie wyglądu (przy którym tych kilka słów opisu ma znaczenie, bądźmy szczerzy, marginalne), siłą rzeczy największą popularnością będą cieszyć się osoby uważane za atrakcyjne. To właśnie one będą mogły później przebierać w swoich opcjach, odpisywać na wiadomości potencjalnie najbardziej interesujących person i rezygnować z tych, które w porównaniu z innymi zmatchowanymi nie przykuły tak bardzo ich uwagi.

Serwuję tu truizm za truizmem i chwilami czuję się przez to dość głupio. Przechodzi mi jak ręką odjął, gdy przypominam sobie, co właśnie dzieje się w wykopowych shadowlandach, krainach wiecznego mroku.

Rynek matrymonialny nigdy nie był i nie będzie sprawiedliwy (przynajmniej nie w powszechnym tego słowa rozumieniu) i fakt, że najczęściej w pary łączą się osoby o zbliżonych oczekiwaniach nie jest niczym odbiegającym od normy. Oczywiste: to działa w przypadku każdej z płci i po każdej ze stron znajdują się osoby cieszące się w takich miejscach większą niż pozostali popularnością, dlatego bardziej niż inni mogą, niech wam będzie, wybrzydzać. I jak to w każdej sferze życia bywa: niektórzy mają mniej szczęścia.

W oparciu o badania Instytutu Danych z Du*y wielu wykopowiczów wykłada i przekonuje, że nieatrakcyjne w ich mniemaniu dziewczyny i tak mają łatwiej niż nieatrakcyjni panowie, a w ogóle to kobiety nie spotykają się z tak podłym i niesprawiedliwym traktowaniem. Okej, do dyskusji mógłbym dorzucić wyniki badań konkurencyjnego Instytutu Danych z Mojej Własnej Du*y i powiedzieć, że – zgodnie z moimi empirycznymi doświadczeniami (to znaczy: znajome mi mówiły) – to przystojni faceci na Tinderze piszą i robią znacznie gorsze podlejsze rzeczy, ale taki argument to gó*no, nie argument, więc sobie odpuszczę. Bo zachować się nieludzko potrafi wiele osób.

Warto się też zastanowić, czy i jak bardzo niewybredni są ci Mściciele na Tinderze na co dzień. Jak rozumiem, nie wybierają wyłącznie ich zdaniem atrakcyjnych osób osób, których zdjęcia wpadną im w oko, a przesuwają paluchem w prawo aż do wyczerpania limitu (albo złamania kciuka, jeśli rzucili banknot na wersję premium), by później zainicjować rozmowę i z chętnie umówić się z każdą okazującą entuzjazm dziewczyną, nieważne, czy wpisującą się w kanon ich upodobań, czy nie?

Okej, można starać się wyjaśnić sobie wszystko logicznie; można też uznać, że szkoda na to czasu. Zdecydowana większość ludzi na Tinderze wybiera osoby, które od razu wpadną im w oko. I w imię tej zasady wiele i wielu z nas pozostaje poza konkurencją, niezależnie od wartości innych niż aspekt wizualny. Tinder to kolejne miejsce do sprzedaży wyidealizowanej formy swojego niby-ja, a im bardziej te wizje są do siebie zbliżone pewnymi standardami, tym większa szansa, że się ze sobą sparują. Nic się na tej płaszczyźnie nie zmieniło, stało się może bardziej zauważalne, bo prędzej napiszemy do kogoś „spoza swojej kategorii mordowej” w sieci, niż zagadamy do niego lub do niej w barze. Że często czujesz się odtrącany, potraktowany jak śmieć? Stary, na każdym kroku możesz spotkać człowieka, który tak właśnie cię potraktuje. Nie, to nie jest wyłącznie męskie zmartwienie. Wiesz, to jest tak, że ludzie są różni. Serio.

Tinder – i wiele innych miejsc w sieci – skrajnie negatywnie wpływa na poczucie własnej wartości olbrzymiego odsetka internautów. Obniża i tak już skopaną samoocenę. W końcu: wywołuje wściekłość i reakcje odwetowe, które w ostatecznym rozrachunku jedynie utwierdzają w poczuciu przegranej. Panowie, którzy w zaślepieniu chcą kogoś o tę odwieczną niesprawiedliwość oskarżyć, obwiniają ich zdaniem atrakcyjne dziewczyny, karząc je za to, że przesunęły palcem w prawo zdjęcie gościa, który wpadł im w oko bardziej, niż oni.

REKLAMA

W aplikacji, w której ludzie parują się na podstawie swojego wyglądu.

Skandal.

Jak wiemy, panowie podejmują decyzję wyłącznie na podstawie opisu, a o późniejszej randce przesądzają wyłącznie wspólne zainteresowania. Jasne. To przecież naturalne postępowanie w miejscu, w którym tak wiele osób szuka przede wszystkim seksu – i niczego więcej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA