Mało jest tak wpływowych seriali, co „Z Archiwum X”. Wątpliwym jest czy ktoś za kilka lat będzie pamiętał nawet o fenomenalnym „Breaking Bad”. Tymczasem serial o agentach FBI i ich polowaniu na kosmitów był już legendą… w ubiegłym tysiącleciu. A ta trwa do dziś.
„Z Archiwum X” pojawiło się na ekranach telewizorów 10 września 1993 roku i pozostało na nich nieprzerwanie aż do maja 2002 roku. W sumie nakręcono dziewięć sezonów tego serialu, składających się na 202 odcinki, zazwyczaj o 45-minutowej długości. Nie zabrakło też „treści dodatkowych”, takich jak dwa filmy pełnometrażowe czy tak zwane expanded universe w formie książek, gier czy komiksów. Co więcej, mimo iż „definitywnie” zakończono produkcję serialu, żyje on w sercach fanów po dziś dzień. To w końcu przekonało Chrisa Cartera, twórcę tego całego zamieszania, do wznowienia serii. Skąd się wziął ten fenomen?
Badań na ten temat było co niemiara, i każde dochodziło do odmiennych wniosków. Gdybym jednak ja, samozwańczy ekspert, miał to zdefiniować, to wymieniłbym trzy czynniki. Po pierwsze, „Z Archiwum X” było po prostu diabelnie dobrym serialem. Ze świetnymi postaciami i znakomitym scenariuszem. Po drugie, podejmowany temat, jakim są zjawiska paranormalne i przeróżne paranoje, jest uniwersalny i chwytliwy. A po trzecie… „Z Archiwum X” trafiło swoim debiutem w bardzo dobry okres. Okres, w którym w mediach odkrywano kolejne spiski i nielegalne działania wywiadu amerykańskiego. Opinia publiczna była zaniepokojona wydarzeniami z ich krajów i z otaczającego ich świata, a serial wyraźnie na tych obawach żerował. Te trzy czynniki, połączone z bardzo dobrą realizacją oraz lekkim dystansem do podejmowanej tematyki, zapewniły wytwórni Fox wielomilionowe zyski, które czerpie po dziś dzień.
O czym opowiada „Z Archiwum X”?
Serial nie ma jednolitego nurtu fabularnego. Nie przyjmuje nowoczesnej formy, a więc długiej, starannie rozpisanej fabuły, poszatkowanej na poszczególne, połączone cliffhangerami odcinki. Każdy odcinek „Z Archiwum X” to nowe śledztwo, nowa historia, z rzadka rozbijana na dwa, maksymalnie trzy odcinki. To jednak nie oznacza, że serial nie opowiada pewnej spójnej fabuły. Ta posuwa się jednak bardzo powoli, z rzadka tylko przyjmując dramatyczny obrót.
Głównym bohaterem „Z Archiwum X” jest Fox Mulder, agent FBI, który całą swoją karierę poświęcił na badanie spraw niewyjaśnionych, wyrzuconych przez swojego pracodawcę do piwnicy. Nie kieruje nim jednak zwykła ciekawość. Mulder jest święcie przekonany, że jego zaginiona siostra została porwana przez kosmitów. Psychologowie wmawiali Mulderowi, że to dziecięca fantazja, reakcja szokowa na traumatyczne wydarzenie, a to co pamięta to wytwór jego wyobraźni. Mulder nigdy jednak do końca w to nie uwierzył i ma nadzieję, że poprzez swoją pracę w końcu odnajdzie siostrę. Lub dowie się co się z nią stało.
Zdobył najlepsze możliwe wykształcenie i całkowicie poświęcił się badaniu niewyjaśnionego, stając się pośmiewiskiem całego biura. Mulder nie odrzucał żadnego tropu, brał na poważnie nawet nagłówki tabloidów, w których czytał o kosmitach, mutantach czy zjawiskach paranormalnych. W pewnym momencie jednak zaczął zadawać niewłaściwym osobom niewłaściwe pytania, a to zwróciło „ich” uwagę. „Oni” to oczywiście tajemnicza, rządowa organizacja, która wydaje się mieć władzę absolutną, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych.
Mulder nie mógłby zostać zwolniony ani „uciszony”, bo stałby się męczennikiem. Dlatego też postanowiono go ośmieszyć i, by ten cel zrealizować, przydzielić mu partnera. Danę Scully, młodą, początkującą agentkę, która miała przeanalizować jego pracę i wystawić raport dowodzący, że Fox Mulder to marnowanie czasu i środków finansowych Federalnego Biura Śledczego. Nie przewidziano jednak uczciwości Dany Scully.
Ta, po kolejnych śledztwach zaczyna rozumieć, że w szaleństwie „spooky Muldera” jest metoda, a „głupoty” którymi zaśmieca biuro wcale takimi głupotami nie są. A przynajmniej nie wszystkie. Z czasem, wraz z rozwojem serialu, para agentów zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znaleźli. Trudno o inny wniosek mając w rękach poszlakowe dowody na istnienie międzynarodowego spisku mocarstw, który ma na celu, w zamian za zapewnienie bezpieczeństwa „uprzywilejowanym”, przygotowanie Ziemi na wrogą kolonizację przez kosmitów…
„Podstawy „Z Archiwum X” wymyśliłem w kilka minut”
Chris Carter twierdzi, że pomysł na serial wręcz wyskoczył mu z umysłu, był natychmiastowym olśnieniem. Szczególnie duet Muldera i Scully, głównych bohaterów. Carter był zmęczony pisaniem komediowych scenariuszy dla Walta Disneya i chciał spróbować poważniejszej tematyki. Udał się więc ze szkicem scenariusza do wytwórni Fox, ale ta… odmówiła, twierdząc, że serial jest zbyt mroczny. Carter potraktował to jak policzek. Przepisał scenariusz pierwszych odcinków, bezpośrednio w scenariuszach odwołując się do afery Watergate czy tego, że 3,7 miliona Amerykanów wierzy, że zostało kiedyś porwanych przez kosmitów. Połączenie Twin Peaks, Milczenia Owiec i Strefy Mroku okazało się jeszcze mniej, przynajmniej w teorii, przystępną produkcją. Fox tym razem zatwierdził produkcję. Carter, nie zadając zbyt wielu pytań, mając pieniądze i zespół, wziął się do pracy.
Budżet, z początku, nie był wielki. Carter zmuszony był więc obsadzić główne role przez mało znane nazwiska. David Duchovny ociągał się planując karierę w pełnometrażowych filmach, ale znakomity scenariusz pilotowego odcinka w końcu go przekonał. Gilian Anderson, aktorka teatralna mająca znikome doświadczenie filmowe czy telewizyjne, pojawiła się na castingu dla żartu. Była zirytowana ogłoszeniem, w którym szukano „wysokiej, długonogiej blondynki z wydatnym biustem”. Po przesłuchaniach Carter wiedział, że właśnie to jest jego Dana Scully.
Dla obu aktorów decyzja zagrania w kilku odcinkach śmiesznego i niepoważnego serialu o kosmitach, duchach i mutantach okazała się najlepszymi decyzjami w ich karierze. Oboje zdobyli światową sławę, szczególnie Duchovny
„Każdy odcinek ma wyglądać jak film w kinie!”
Chris Carter od początku wykazywał swego rodzaju megalomanię i absolutną wiarę w swoją kreację. To podejście się zdecydowanie opłaciło, motywując resztę ekipy do intensywnej pracy. „Z Archiwum X”, zarówno w początkowych niedofinansowanych sezonach, jak i w tych późniejszych, nie zestarzało się wizualnie właściwie wcale. Znakomite zdjęcia, pomysłowe kadry, wymyślne efekty specjalne… Carterowi udało się to, co niegdyś George’owi Lucasowi: wyciśnięcie z ekipy niesamowitego entuzjazmu i kreatywności. Serial oglądany w 2016 roku mocno trąci myszką, głównie z uwagi na swoją archaiczną formę. Ale jest nadal wizualnym majstersztykiem.
Podobnie ma się sprawa z udźwiękowieniem i muzyką. Oba te elementy stanowią nieodłączną część całości, wprowadzając przez ambientowe dźwięki i hałasy mroczną, kleistą atmosferę. Nawet te „lżejsze” odcinki „Z Archiwum X”, te nakręcone jako humorystyczny przerywnik, otulone są niesamowitą muzyką Marka Snowa. Oglądanie… a właściwie słuchanie „Z Archiwum X” to prawdziwa przyjemność.
Od taniego sci-fi i horroru do legendy
Pilotowy odcinek obejrzało 12 milionów widzów, a dramatyczny finał pierwszego sezonu aż 14 milionów, przykuwając uwagę wytwórni Fox, która bez dłuższego zastanowienia zapewniła pieniądze na kolejny sezon serialu. Od tej pory było coraz lepiej… i lepiej… i jeszcze lepiej. „Z Archiwum X“ stało się ulubionym materiałem emitowanym przez Fox w kategorii wiekowej 18-49 lat. Z czasem udało się osiągnąć zawrotny, rekordowy jak na te czasy wynik 29,1 miliona odbiorców. Dopiero po siódmym sezonie zainteresowanie widzów zaczynało spadać. Chris Carter wiedział, że pewna przygoda dobiega końca. Procesy sądowe z Davidem Duchovnym, który uważał że był niedostatecznie opłacany, nie pomagały. Zaczęto planować koniec serialu.
Ostatni odcinek w historii, zamykający większość wątków, to „tylko” 13,25 miliona widzów. Chris Carter pożegnał się z fanami, a telewizja Fox, mimo iż zdobyła dzięki „Z Archiwum X” górę nagród i pieniędzy, potwierdziła, że nie zamierza dalej inwestować w markę. Po dziewięciu sezonach, z czego piąty i szósty były uzupełnione przez film kinowy, grze wideo i dość kiepskich spin-offach, pomysły się skończyły. Co zresztą widać było po nakręconym po latach, w 2008 roku drugim, fatalnym filmie pełnometrażowym. Właściwie jedynej pomyłce Cartera.
Kult X – czy warto dołączyć?
„ Z Archiwum X” doczekało się prawdziwego fandomu, stając się zjawiskiem wpisującym się już na stałe w historię popkultury. Magazyn „The Independent” obwieścił serial jako „kultowy”, a magazyn Time „kamieniem węgielnym popkultury lat dziewięćdziesiątych”. To prawdziwa klasyka, zajmująca topowe miejsca w dowolnych rankingach, w których jest brana pod uwagę. 62 nominacje do nagród Emmy (z czego otrzymał 16) to prawdziwa deklasacja „konkurencji”. Nie zabrakło też licznych wyróżnień dla Anderson i Duchovnego.
„Z Archiwum X“ podobało się właściwie wszystkim gatunkom widzów. Mimo iż serial opisywany był jako science-fiction horror, jego publiczność często składała się z osób, które na co dzień nie są zainteresowane tym gatunkiem. Potwory, duchy, konspiracja władz i charakterystyczni główni bohaterowie których ciężko nie polubić… „Z Archiwum X“ miało wszystko, by zarobić jak najwięcej na fanach, którzy sami siebie określają jako „iksofile” (X-philes). Carter zadbał nawet o kobiecą część publiczności, bawiąc się pomysłem romansu Muldera i Scully, ale nigdy (a przynajmniej do pewnego momentu) go nie realizując, drażniąc tym a zarazem intrygując żeńską część publiczności.
To może sugerować, że należy czym prędzej zaopatrzyć się w kolekcję DVD z serialem i natychmiast nadrobić zaległości. I tu pojawia się pewien problem. „Z Archiwum X” było fenomenalne w swoich czasach, a ja, jako prawdziwy fanboj serialu, uwielbiam do niego wracać. Prawdą jest jednak to, że się zestarzał.
Nie chodzi tu o warstwę wizualną ani nawet o przedstawioną historię, główną i „poboczną” w poszczególnych odcinkach. Chodzi o formę. Serial „Skazany na Śmierć” (Prison Break) wyznaczył zupełnie nowe standardy dla telewizji. Adrenaliny, napięcia i tempa opowiadania historii. „Z Archiwum X” niestety, nie spełnia tych kryteriów. To serial z czasów Stargate, Star Treka i podobnych, więc jego dynamika może być dla niektórych nużąca.
Z drugiej jednak strony, to właśnie dzięki nieustającej popularności tego serialu mimo dawno zakończonej jego emisji tworzona jest jego kontynuacja, z którą niedługo będziemy mogli się zapoznać. Może jestem zbyt ostrożny i powinienem was czym prędzej odesłać do wypożyczalni? Decyzję na ten temat pozostawiam wam. A jeżeli nie chcecie poświęcić swojego czasu na poznawanie tej telewizyjnej klasyki, już jutro na sPlay pojawi się przewodnik po uniwersum serialu, dzięki któremu, przed premierą dziesiątego odcinka sezonu, będziecie dokładnie wiedzieli kto jest kim i jaką pełni rolę w opowiadanej historii.
I pamiętajcie: nie ufajcie nikomu.