Zabytkowy pensjonat oddalony od świata. Stary, pełen sekretów pokój. No i szafa, przenosząca do zupełnie innej rzeczywistości. Za niebieskimi drzwiami zapowiadało się na polską kalkę hollywoodzkiej Narni. Wyszło coś znacznie, znacznie lepszego.
!["Za niebieskimi drzwiami" - nie polska Narnia, tylko Gęsia skórka!](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2016%2F11%2Fza-niebieskimi-drzwiami-recenzja-640x280.jpg&w=1200&q=75)
Na seans szedłem jak na ścięcie. Polskie kino masowe miewa ostatnimi czasy niezwykle zwyżkową formę. "Bogowie", "Wołyń" czy "Ostatnia rodzina" są tego najlepszymi przykładami. Jeżeli jednak chodzi o kino familijne - cóż, ten obszar lepiej przemilczeć. Polskie produkcje dla dzieci wiele łączy z polskimi komediami - lepiej, gdyby ich po prostu nie było.
"Za niebieskimi drzwiami" całkowicie zrywa z tym trendem.
Produkcja Mariusza Paleja jest wyjątkowa z dwóch powodów. Po pierwsze, ktoś nareszcie podjął się wyniesienia polskiego kina familijnego do współczesnych standardów światowego rynku. Po drugie, polskie dzieło to żadna tam lukrowana bajeczka o wakacyjnych przygodach, ale pełna surrealizmu fantastyka, mieszająca baśń z horrorem.
Za niebieskimi drzwiami posiada oznaczenie wiekowe od 9 lat. Nigdy jednak nie wysłałbym pociechy w takim wieku do kina. Polska produkcja familijna jest zdecydowanie zbyt przerażająca. Niektóre kostiumy są straszne, a choreografia zapożyczona z popularnych azjatyckich filmów grozy.
Temu filmowi znacznie bliżej do popularnej "Gęsiej skórki", niżeli Narni. Świat zbudowany wokół jeleniogórskiego pensjonatu przypomina jedną z rzeczywistości Tima Burtona. To trochę "Soku z żuka", szczypta "Edwarda Nożycorękiego", kawałeczek "Rodziny Adamsów", fragment "Alicji w Krainie Czarów".
Połączenie jest zaskakująco przyjemne, ale dla nieco starszego widza. Dla takiego, który jest w stanie przełknąć historie, które nie zawsze kończą się dobrze. Takiego, który rozumie, że życie nie musi być sprawiedliwe, tragiczne przypadki się zdarzają, a rzeczywistość to nie bajka - czasami bywa bajkowa, a czasami wręcz odwrotnie.
"Za niebieskimi drzwiami" żongluje ważkimi tematami i daje solidną lekcję życia.
Dzieci wychodzące z kina mogą mieć wiele trudnych pytań do swoich rodziców. I bardzo dobrze. "Za niebieskimi drzwiami" to solidna szkoła życia, podana dla szkrabów wchodzących w nastoletni wiek. Zgaduję, że właśnie z tego powodu tytuł ma w sobie tak wiele telewizyjnego horroru pokroju "Gęsiej skórki".
![za-niebieskimi-drzwiami](/_next/image?url=http%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2016%2F11%2Fza-niebieskimi-drzwiami-1024x576.jpg&w=1200&q=75)
Szkoda tylko, że za myślą przewodnią, wątkami grozy, baśniowymi elementami i morałem nie nadążają efekty specjalne. Za niebieskimi drzwiami może nie odrzuca komputerową technologią, ale na pewno nie prezentuje tej samej jakości, co hollywoodzkie produkcje. Z jednej strony było to do przewidzenia. Z drugiej, warte jest odnotowania.
Biorąc jednak pod uwagę, jak ograniczonym budżetem dysponował Mariusz Palej, ostateczny efekt jest bardzo zadowalający. To świetne, że w produkcji tego typu, będącej u nas na wymarciu, znalazło się miejsce dla Żebrowskiego, Ferency i masy efektów specjalnych.
"Za niebieskimi drzwiami" to bardzo pozytywne zaskoczenie. Chociaż mam silne wrażenie, że z produkcją lepiej będą bawić się wcześni nastolatkowie i dorośli, niżeli małe szkraby.