Ten horror science fiction wypala widzom mózgi. "Ash" jakiś czas temu wpadł na Prime Video, omijając dystrybucję kinową w naszym kraju. Gdy produkcję zobaczycie, będziecie żałować, że nie mieliście okazji doświadczyć jej na wielkim ekranie.

Dobrze czytacie. Nie "obejrzeć", tylko "doświadczyć". "Ash" nie jest bowiem zwykłym filmem. To filmowy trip, który zabiera widzów w kosmos, gdzie - jak dobrze wiadomo - nikt nie usłyszy naszych krzyków. A krzyczeć się na pewno chce, bo do najłatwiejszych produkcja nie należy. Artysta znany pod pseudonimem Flying Lotus jest w swej wizji bezkompromisowy. Jego opowieść wdziera się do umysłów widzów i sieje w nich spore zniszczenie. Dlatego przed seansem należy uzbroić się w mocne nerwy i jeszcze mocniejsze żołądki.
Każdy, kto widział debiut Flying Lotusa - "Kuso", który z grubsza rzecz ujmując jest festiwalem obrzydliwości - wie, że to o nerwach i żołądkach nie jest pustym frazesem. Ba! W tym kontekście rozśmieszyć wręcz mogą zapewnienia reżysera, że w swoim drugim filmie chciał spróbować sił w kinie bardziej mainstreamowym. Rzeczywiście, "Ash" jest filmem narracyjnym, a przez to przystępniejszym od poprzedniej produkcji artysty. Wciąż jednak zwykłym zjadaczom popcornu przyprawi o mdłości.
Ash - czemu warto obejrzeć science fiction na Prime Video?
Oddając Flying Lotusowi sprawiedliwość trzeba zaznaczyć, że korzysta on z wytartych już schematów i klisz kina science fiction. Akcja "Asha" zabiera nas na stację kosmiczną - dosłownie chwilę po masakrze. Badaczka Riya budzi się, zupełnie nie pamiętając, co się wydarzyło. Teraz musi to odkryć. A pomaga jej w tym Brion - inny naukowiec. Wspólnie stopniowo poznają przerażającą prawdę. Tak, tę.
Może i fabularnie "Ash" bywa przewidywalny. Ale nie tyle liczy się w nim "co", a "jak" zostało opowiedziane. Flying Lotus wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że to film zrobiony dla graczy. Jedną z głównych inspiracji reżysera było "Dead Space". Jego fani, doświadczając produkcji, poczują ten sam klaustrofobiczny klimat. Będą dyszeć z przerażenia, bo przestrzeń na ekranie wydaje się coraz ciaśniejsza i nieraz zaczyna brakować tchu.
Flying Lotus stawia na pełną immersję, dlatego chętnie korzysta z growych wyrazu. Spoglądając na kolejne trupy Riya doznaje flashbacków. Te ułamki wspomnień, które oglądamy z prespektywy pierwszej osoby, stopniowo łączą się w spójną całość. W międzyczasie atakuje nas przesterowane światło i intensywne barwy. Czerwień zalewa ekran, przez co film robi się lepki. Z rwanym montażem dostarcza to nie tylko psychodelicznych wrażeń, ale też wzmaga napięcie.
Oczywiście, "Ash" to film, który przede wszystkim stawia na klimat. Nie znaczy to jednak, że boi się przemocy. Wcale od krwi nie stroni i pokazuje nam rozdarte ciała nieco dłużej, niż podpowiadałby to zdrowy rozsądek. On się wręcz pławi w tej brutalności, nie zważając czy akurat macie pod ręką jakiś pojemnik na wymioty. Dostajemy przez to produkcję pulsującą jak otwarta rana. I równie bolesną.
Więcej o science fiction poczytasz na Spider's Web:
- Serial sci-fi przetargał użytkowników Netfliksa po podłodze
- Polak obejrzał najlepsze sci-fi zeszłego roku 66 razy. Chylimy czoła
- Użytkownicy Prime Video oglądają najlepsze sci-fi XXI wieku
- Disney+ dodał sci-fi, które widzowie nazywają najlepszym filmem roku
- Doskonały serial sci-fi od Netfliksa dostanie 2. sezon?